W trzy miesiące zadłużenie placówek urosło o miliard i pod koniec zeszłego roku wynosiło 13,7 mld zł. To rekord ostatniej dekady.
Z danych, do których dotarł DGP, obejmujących zdecydowaną większość, bo ponad 520 publicznych szpitali, wynika, że na koniec 2018 r. ich zadłużenie było wyższe od zakładanych 12,8 mld zł. Podawana obecnie kwota 13,7 mld zł może jeszcze wzrosnąć, gdy spłyną dane z pozostałych podmiotów. W porównaniu z III kwartałem to skok o ponad miliard złotych, a z początkiem 2018 r. o 2 mld zł. Nawet biorąc pod uwagę rosnące PKB i wyższe nakłady na zdrowie niż w poprzednich latach, kwota nadal jest bardzo duża i – zdaniem ekspertów – niepokojąca. Szczególnie martwi to, jak szybko idzie w górę.

Winne są podwyżki

Ministerstwo Zdrowia przekonuje, że wzrost dotyczy niewielkiej liczby placówek – największe długi ma niespełna jedna czwarta szpitali. Ponad połowa może pochwalić się niezłą sytuacją finansową, bo zamknęły rok na plusie. Jak wynika z analiz resortu, zadłużenie większe niż roczne przychody ma tylko siedem podmiotów, a większe niż półroczne – 40.
Jednak nawet urzędnicy Narodowego Funduszu Zdrowia przyznają, że problem faktycznie jest. Sytuacja w szpitalach rzeczywiście się pogorszyła.
Z analiz funduszu wynika, że dzieje się tak głównie z powodu podwyżek. Resort zdrowia przyznał wyższe pensje lekarzom i pielęgniarkom, to zaś spowodowało, że dyrektorzy muszą płacić wyższe dodatki, które liczy się od podstawy.
Szpitale powiatowe wyliczały, że koszty wynagrodzeń już teraz są dla nich ogromnym obciążeniem. Niektóre z nich szacują, że płace zjadają 80–90 proc. pieniędzy otrzymywanych z NFZ. Problemem jest też znaczne rozwarstwienie płacowe. W zeszłym roku podwyżki dostali lekarze, pielęgniarki i ratownicy. Część związanych z tym kosztów sfinansował NFZ, ale już za dyżury i pochodne musi płacić szpital. Poprawy płac wciąż nie udało się wynegocjować m.in. fizjoterapeutom czy diagnostom. Ci wywierają presję i zwykle udaje im się otrzymać dodatkowe środki, które lecznica musi wyłożyć z własnego budżetu.
Dyrektorzy placówek tłumaczą również, że na ich finansach negatywnie odbiły się podwyżki minimalnego wynagrodzenia, co zwiększyło koszty obsługi sprzątającej czy cateringu.
Z danych resortu zdrowia wynika, że rosną też zobowiązania wymagalne, czyli takie, które powinny być już dawno temu zapłacone. Pod koniec zeszłego roku wyniosły 1,8 mld zł, co oznacza, że w ciągu niespełna roku urosły o 300 mln zł. To niepokojące, bo może grozić tym, że szpitale wpadną w spiralę zadłużenia.

Więcej, ale za mało

Ministerstwo uspokaja i przypomina, że przeznaczyło 650 mln zł na podwyżki dla oddziałów chirurgii i chorób wewnętrznych (wyniosą od 5 do 15 proc.) i mają one zostać wypłacone szpitalom wstecznie od stycznia tego roku. Obecnie oddziały wojewódzkie NFZ podliczają, ile dokładnie pieniędzy przekażą której placówce. Te jednak uważają, że to kropla w morzu potrzeb. Same powiatowe chcą kilka razy więcej.
Resort zdrowia podkreśla, że coraz łatwiej jest uzyskać finansowanie szpitalom na spłatę pożyczki. Jak przekonywał wiceminister zdrowia Maciej Miłkowski, w ostatnim czasie poprawiła się współpraca z bankami. Jak tłumaczył, bardzo uaktywnił się Bank Gospodarstwa Krajowego – dla przykładu przyznał poręczone przez marszałka kredyty wszystkim szpitalom w woj. podkarpackim. Teraz rozliczają się one na bieżąco. Bank wymaga jednak biznesplanu i pilnuje, by kredyt był systematyczne spłacany, a placówka nie zwiększała wydatków. Dyrektorzy są z tego skrupulatnie rozliczani.
Eksperci zwracają uwagę na jeszcze jeden aspekt – taki wynik finansowy źle świadczy o umiejętnościach zarządczych dyrektorów szpitali. Od ponad roku działa nowy system finansowania większości placówek – otrzymują one budżet w formie ryczałtu. Dyrektorzy mają dużą elastyczność, jak tymi pieniędzmi zarządzać. Wcześniej musieli pytać dyrektora wojewódzkiego oddziału NFZ o zgodę na przesunięcie środków z jednego rodzaju świadczeń na drugi. Teraz mogą sami zobaczyć, jakie oddziały przynoszą im straty, gdzie lepiej inwestować i tak gospodarować, żeby zbilansować swoją działalność. Nie wszyscy poradzili sobie z takimi zadaniami.
Resort zdrowia zapowiada, że planowane są kolejne podwyżki wycen za leczenie – od 1 lipca. Ale dyrektorzy szpitali, głównie tych powiatowych, i tak zapowiadają protesty. I żądają wyższego finansowania.