Popyt na szczepionki jest coraz większy. To efekt kampanii, dzięki którym rośnie świadomość zagrożeń.
DGP
Szczepimy się coraz więcej na kleszczowe zapalenie opon mózgowych. W ubiegłym roku z hurtowni farmaceutycznych do aptek, przychodni lekarskich i stacji sanepidu trafiło w sumie 186,5 tys. dawek preparatu. To o niemal 40 proc. więcej niż rok wcześniej. Od 2015 r. dostawy zwiększyły się o ponad 160 proc. – wynika z danych firmy Iqvia, świadczącej usługi doradztwa i analiz rynkowych.
Do samych aptek trafiło o ponad 80 proc. więcej szczepionek – łącznie 55,6 tys. W poprzednich latach sprzedaż wynosiła 20–30 tys. sztuk. Zdaniem ekspertów te dane najlepiej świadczą o tym, że Polacy postanowili przeciwdziałać kleszczom.
– Rośnie świadomość tego, jakie choroby przenoszą te pajęczaki. Najczęściej jest to borelioza. Na drugim miejscu jest kleszczowe zapalenie opon mózgowych. Jeśli chodzi o pierwszą, to nie można zastosować żadnej profilaktyki. Na drugą jest szczepienie, o czym wie więcej osób i chce z niego skorzystać – tłumaczy dr n. med. Iwona Paradowska-Stankiewicz z Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego – PZH.
Z roku na rok coraz więcej mówi się o zagrożeniach. W tym roku do pierwszych ukąszeń dochodziło już w lutym, w związku z tym stacje sanepidu apelowały o ostrożność na spacerach nie tylko w lasach poza miastem, ale także w centrach. Nie bez znaczenia są też działania podejmowane przez producentów szczepionek oraz Instytut Praw Pacjenta i Edukacji Zdrowotnej czy Fundację Aby Żyć. W mediach roi się od kampanii wskazujących, że już co szósty kleszcz może być zakażony wirusem wywołującym kleszczowe zapalenie mózgu.
– Dziś każdy boi się kleszcza. Dlatego naturalne jest, że chce zabezpieczyć się przed nim i chorobami, które wywołuje – dodaje Paradowska-Stankiewicz.
Jak wynika z danych PZH, co roku dochodzi do ponad 20 tys. przypadków boreliozy i ok. 200 przypadków kleszczowego zapalenia mózgu. W I kw. br. odnotowano już 20 przypadków tej drugiej choroby. Rok wcześniej było ich 12, a w 2017 r. – osiem. Zdaniem lekarzy liczby powinny być wyższe, ale wiele przypadków nie jest rozpoznawanych.
Boreliozę można zwalczyć antybiotykiem. Kleszczowe zapalenie mózgu u połowy chorych kończy się trwałymi powikłaniami neurologicznymi. Najlepiej szczepić się na nie pół roku przed sezonem, który przypada właśnie na koniec zimy i początek wiosny. Trzeba przyjąć trzy dawki szczepionki (dwie pierwsze dają już odporność). W sumie oznacza to wydatek na poziomie ok. 330 zł. Mimo rosnącego popytu cena preparatu pozostaje na podobnym poziomie.
Jan Bondar, rzecznik głównego inspektora sanitarnego, mówi, że takie pospolite ruszenie to dobra oznaka. – To dowód, że Polacy coraz bardziej ufają szczepionkom – podkreśla.
Eksperci zwracają uwagę, że Polacy nie tylko więcej się szczepią, ale też częściej oddają kleszcze do badania laboratoryjnego, by upewnić się, czy nie był nosicielem groźnej choroby.
Firma Amplicon z Wrocławia, która specjalizuje się w takich testach, przyznaje, że w tym roku ma o kilkadziesiąt procent więcej zleceń. – Pierwsze mieliśmy już w lutym. W latach poprzednich kleszcze do badania przychodziły najwcześniej w marcu – wyjaśnia przedstawiciel laboratorium.
Podstawowe badania, czyli tylko na obecność boreliozy, to wydatek ok. 160 zł. Jeśli chcemy zbadać też, czy kleszcz przenosił kleszczowe zapalenie mózgu, to koszt rośnie do ponad 200 zł. Weryfikacja na wszystkie możliwe wirusy to nawet 300 zł.
Sprzedaż w górę

rozmowa

Nie można lekceważyć kleszczy. Jest ich więcej, do tego bliżej naszych domów

mgr inż. Ewa Sady z Samodzielnego Zakładu Entomologii Stosowanej SGGW
Mamy do czynienia z inwazją kleszczy, czy to jedynie szum medialny?
Z całą pewnością możemy mówić o realnym zagrożeniu. Jeszcze 30–40 lat temu nikt nie myślał o złapaniu kleszcza w mieście czy nawet na jego obrzeżach. Był on kojarzony z letnim urlopem w Bieszczadach czy na Mazurach. Dziś można go przynieść nie tylko ze spaceru w miejskim parku, ale i wokół bloku, jeśli chodzi się po trawniku. Przecież kleszcze na sobie mogły przynieść dzikie koty lub nasi pupile. Do tego dochodzą łagodne zimy. Brak mrozów powoduje, że kleszcze aktywne są nieraz cały rok. Sprawia też, że populacja tych pajęczaków nie jest naturalnie regulowana.
Z czego wynika to, że z roku na rok jest coraz większa ich plaga?
Oprócz łagodnych zim przyczynia się do tego rozwój cywilizacyjny. Na skutek budowy dróg zmieniane są szlaki migracyjne dzikiej zwierzyny, w wyniku rozbudowy miast zawłaszczane są naturalne enklawy, w których żyją zwierzęta – żywiciele kleszczy. W wyniku tego procesu następuje migracja zwierząt do miast i miasteczek, a wraz z nimi kleszczy.
A co powoduje, że przybywa zarażonych kleszczy?
Nosicielami borelii są gryzonie, których jest nie tylko więcej w lasach, lecz także w miastach. Sami przyciągamy je do siebie, źle zabezpieczając odpady, dając tym samym łatwy dostęp do pożywienia. „Zdrowy” kleszcz żerujący na zakażonym gryzoniu przenosi chorobę dalej i koło się zamyka. Niestety, te groźne pajęczaki nie mają wrogów naturalnych, co utrudnia utrzymanie populacji kleszczy na stałym poziomie.
Czy przed boreliozą można się ochronić?
Nie w 100 proc. Do naszej dyspozycji pozostają metody prewencyjne, bo do tej pory nie opracowano szczepionki przeciwko krętkom borelii. Jedyną skuteczną metodą jest szybka diagnoza i wdrożenie kuracji farmakologicznej, najczęściej antybiotyku w odpowiedniej dawce. Dlatego nie krytykowałabym tak bardzo mody na badanie kleszcza na własną rękę w laboratorium.