Lekarz pierwszego kontaktu całą dobę, więcej kompetencji dla pielęgniarek i ratowników, dofinansowanie systemu – to zmniejszy tłumy na oddziałach ratunkowych.
Niespełna 40-letni mężczyzna zmarł na szpitalnym oddziale ratunkowym (SOR), czekając na udzielenie pomocy, kobieta w ciąży jest sparaliżowana po udarze, bo przez kilka godzin nie zrobiono jej badań. Innej, która trafiła na SOR z silnym bólem brzucha, po tym jak zemdlała, pomocy udzielili pacjenci, a nie personel oddziału. To przykłady tylko z kilku ostatnich dni. A do podobnych sytuacji na SOR-ach dochodzi regularnie.
Po ostatnich dramatycznych przypadkach resort zdrowia zlecił kontrolę SOR-ów w woj. śląskim (to tam doszło do opisanych zdarzeń), postępowania wyjaśniające wszczął też rzecznik praw pacjenta. Podejmowane są nie tylko działania doraźne, ministerstwo próbuje reformować SOR-y systemowo. Ale eksperci, a przede wszystkim pracownicy tych oddziałów, mówią: nie tędy droga.

Pierwszy krok

Od dzisiaj obowiązują nowe umowy na ratownictwo medyczne (SOR-y są elementem tego systemu), od połowy marca szpitale mogą pełnić ostre i tępe dyżury, czyli nie wszystkie muszą być w pełnej gotowości przez cały czas. Od początku roku w kilku placówkach testowany jest system TOPSOR, od lipca stosować go ma już ok. 70 szpitali. Wtedy też zaczną obowiązywać w całej Polsce jednolite zasady segregacji medycznej (triage).
– Ma to służyć przede wszystkim wprowadzeniu jednolitych standardów obsługi na wszystkich SOR-ach w Polsce – zarówno jeśli chodzi o segregację, jak i zasady rejestracji pacjentów – mówi wiceminister zdrowia Janusz Cieszyński. Podstawową korzyścią dla chorych będzie informacja o czasie oczekiwania. Dane z oddziałów zostaną zintegrowanie w ogólnopolski system, co m.in. umożliwi sprawdzenie, na którym jest aktualnie mniej pacjentów. Wszystkie szpitale mają zostać podłączone do systemu TOPSOR do początku 2021 r.
Eksperci przekonują jednak, że potrzebna jest znacznie głębsza reforma. I nie pozostawiają złudzeń, że SOR-y staną się kiedykolwiek miejscem natychmiastowej obsługi w każdej sytuacji. – Oblężenie SOR-ów to zjawisko powszechne w całej Europie i Stanach Zjednoczonych – tłumaczy Jarosław Fedorowski, prezes Polskiej Federacji Szpitali. I zwraca uwagę na ciekawy przykład z USA, gdzie ubezpieczalnie wprowadziły zasadę, że nieuzasadniona wizyta na SOR-ze jest płatna, ale według tzw. standardu laika, czyli porównując zachowania innych osób w analogicznej sytuacji.

Braki, braki, braki

Bartosz Fiałek, to lekarz i związkowiec, który zasłynął tym, że sprzeciwił się łataniu braków kadrowych na oddziale ratunkowym w jednym w bydgoskich szpitali, gdzie chciano, żeby pacjentami przywożonymi na SOR zajmowali się lekarze z innych oddziałów. Jego zdaniem pomysły resortu zdrowia mają jedynie ugasić pożar, a nie wprowadzić głębsze zmiany. – Przede wszystkim brakuje personelu – nie tylko lekarzy, także pielęgniarek, ratowników, sanitariuszy... Do tego dochodzą braki sprzętowe i powierzanie zbyt dużej liczby obowiązków ludziom, którzy nie są w stanie ich zrealizować. Ale fundamentem jest niedofinansowanie. Oczywiście nie wystarczy dosypać pieniędzy, trzeba też zreorganizować system – przekonuje.
Powrót do dyżurów tępych i ostrych, to w ocenie Fiałka niezrozumienie problemu. – Jeśli u nas na dyżurze jest teraz 200 pacjentów, to jak będziemy mieć ostry dyżur, a sąsiednie placówki tępy, będzie ich 500! Nie jesteśmy w stanie obsłużyć tych dotychczasowych, także ze względu na ograniczoną liczbę miejsc na oddziałach. Nawet jak będzie wzmocniona obsada – w co nikt z nas nie wierzy – to pozostaną problemy lokalowe – uważa Bartosz Fiałek.
Jarosław Fedorowski jest zwolennikiem tworzenia przy każdym szpitalu centrów pomocy doraźnej. Miałyby one, tak jak szpitale, różne stopnie poziomu zabezpieczenia – od I poziomu, podstawowego, do IV stopnia, na którym funkcjonowałyby obecne SOR-y z centrum urazowym.

Nauka triage’u

Kluczowa na oddziałach ratunkowych jest segregacja medyczna, czyli przypisanie pacjenta do danej kategorii określającej, jak pilny to przypadek i jak długo może czekać. Obecnie nie wszędzie jest ona prowadzona, a tam, gdzie jest, procedury są niejednolite. Stąd potrzeba standaryzacji. Ale i to – zdaniem ekspertów – nie przyniesie poprawy, jeśli nie pójdą za tym pieniądze i wzmocnienie kadrowe. Tymczasem po ostatnich tragediach na SOR-ach podnoszono, że specjalistom do tak odpowiedzialnej pracy proponuje się stawki rzędu kilkunastu złotych za godzinę.
– My się triage’u dopiero uczymy. Żeby działał dobrze, konieczne jest zaangażowane sporej liczby personelu, i to nie tylko lekarskiego – podkreśla Jarosław Fedorowski. I dodaje, że w procedurze segregacji bardzo ważne jest wykorzystanie ścieżek diagnostycznych. – Trzeba wprowadzić protokoły postępowania, zgodnie z którymi personel nielekarski ma możliwość zlecania pewnych badań podstawowych. Wtedy nie będzie sytuacji, że pacjent czeka na lekarza i dopiero jak on się pojawi, cokolwiek się dzieje – przekonuje.
Jego zdaniem są do tego przygotowani ratownicy i pielęgniarki, a podstawowe dane medyczne może zebrać nawet asystent medyczny. Bartosz Fiałek zwraca jednak uwagę, że za zwiększaniem kompetencji tych grup zawodowych muszą iść dodatkowe pieniądze.

Włączenie przychodni

Udrożnienie SOR-ów nie będzie możliwe bez większego zaangażowania podstawowej opieki zdrowotnej (POZ). – Dostęp do lekarzy w ambulatorium i badań musi być szybszy i sprawniejszy. Wtedy pacjenci nie będą przychodzić na SOR zamiast do poradni – przekonuje Bartosz Fiałek.
Jarosław Fedorowski również podkreśla, że zmiany systemu medycyny szpitalnej muszą być powiązane z medycyną przedszpitalną. – Mamy dziś możliwość zdalnego udzielania porad, nawet wystawienia e-recepty. Do tego funkcjonować powinno telefoniczne centrum pomocy doraźnej organizowane w każdym województwie przez NFZ – tłumaczy.

DGP