Zdaniem jej twórców nowa organizacja pracy placówek się sprawdza, choć wymaga korekty . Jeśli sukcesem jest to, że sytuacja się nie pogorszyła, po co była ta reforma? – pytają sceptycy.
O sieci szpitali dyskutowali wczoraj uczestnicy odbywającego się w Warszawie Forum Rynku Zdrowia. Mija akurat rok od wprowadzenia systemu podstawowego szpitalnego zabezpieczenia świadczeń opieki zdrowotnej (PSZ), zwanego potocznie siecią, zatem można się już pokusić o pierwsze podsumowania.
Decydenci są zadowoleni z tego, jak nowy system funkcjonuje. Zarówno minister zdrowia Łukasz Szumowski, jak i prezes NFZ Andrzej Jacyna bronili decyzji o wprowadzeniu sieci. Jako największe plusy wskazywali nowy system finansowania. Sieciowe placówki otrzymują pieniądze w ramach ryczałtu, nie muszą o nie walczyć w konkursach i mogą nimi w miarę swobodnie gospodarować. To zdaniem prezesa NFZ ograniczyło tendencję do nadwykonań – wcześniej placówki udzielały jak najwięcej świadczeń ponad limit, by maksymalne zwiększyć dochody.
Nie znaczy to jednak, że sieć nie wymaga zmian. Minister wskazał w tym kontekście na potrzebę zniesienia wymogu świadczenia usług przez 24 godziny na dobę, 7 dni w tygodniu, czyli wprowadzenia podziału na dyżury tępe i ostre. – Dostępność w pełnej gotowości we wszystkich jednostkach po prostu jest niepotrzebna, nawet w wysokospecjalistycznych szpitalach. Przykładowo w Bydgoszczy mamy dwa szpitale kliniczne niemal naprzeciwko siebie. Nie ma potrzeby, by oba dyżurowały w systemie 24/7. To są gigantyczne koszty, choćby bloków operacyjnych czekających w gotowości – przekonywał.
Minister mówił też o planie wprowadzenia rejonizacji dla placówek o określonym stopniu wyspecjalizowania (referencyjności).
Prace nad zmianami w systemie dyżurowania już się rozpoczęły – resort zdrowia przygotowuje odpowiedni projekt.
Nie wszyscy jednak są entuzjastami sieci. Beata Małecka-Libera, posłanka PO i była wiceminister zdrowia, przekonywała, że ta reforma nie przyniosła żadnych korzyści pacjentom, zwiększyły się za to kolejki w ambulatoryjnej opiece specjalistycznej (AOS) i zwiększyły się problemy szpitali powiatowych. Andrzej Sośnierz, poseł PiS, były prezes NFZ, wskazywał, że ocenę sieci utrudniają zdarzenia, które zaszły w międzyczasie – przede wszystkim podwyżki wynagrodzeń finansowane ze środków NFZ i de facto przekazywanie szpitalom znakowanych środków. Zwracał jednak uwagę, że wprowadzenie sieci i obecne jej reformowanie to podążanie wbrew trendom – w nowoczesnych systemach odchodzi się bowiem w miarę możliwości od leczenia szpitalnego na rzecz opieki ambulatoryjnej. Także prof. Piotr Czauderna z Narodowej Rady Rozwoju przekonywał, że potrzebujemy „ambulatoryzacji” systemu, bo wciąż, mając mało środków na opiekę zdrowotną, stawiamy na jej najdroższy element, czyli leczenie szpitalne. Liczba szpitali i łóżek w ostatnich latach wzrosła, przez co odstajemy od europejskich standardów. Sieć z jednej strony konserwuje ten system, ale może być punktem wyjścia do zmian, m.in. dzięki temu, że pozwala na przesuwanie pieniędzy pomiędzy oddziałami a przyszpitalnymi przychodniami.
Prezes Jacyna mówił, że placówki dostają wyraźne sygnały, by przesuwać świadczenia ze szpitali do AOS. NFZ premiuje takie działania, m.in. za pomocą wskaźników korygujących (za wykonanie niektórych świadczeń w przychodni placówki dostają więcej pieniędzy, niż gdyby zrobiły je w szpitalu).
Minister Szumowski zapowiada dalsze działania tego rodzaju. – Sieć miała sprawiedliwie dystrybuować świadczenia i to już się dzieje. Dlatego nie budujemy kolejnych szpitali w dużych miastach, bo tu jest duża dostępność. Gorsza jest w mniejszych miejscowościach i tam są kierowane środki. Jednocześnie możemy przekierowywać je ze szpitala na AOS, czyli zwiększyć dostęp do specjalistów, na co liczą Polacy – mówił.
– Nie oczekujmy, że po roku od wprowadzenia tak wielkiej zmiany jak sieć będą efekty w postaci całkowitego zlikwidowania kolejek, bo to będzie trwało – dodał.