Swego czasu zachodziłam w głowę, jak można być tak – nie boję się użyć tego słowa – głupim, żeby wierzyć, że szczepienia są szkodliwe. Aż rok temu natrafiłam w telewizji na wciągający dokument „Wyszczepieni”. Wystąpiły w nim utytułowane osoby, naukowcy, prezentowano statystyki, były dowody na ukrywanie przez amerykański instytut odpowiadający za zbieranie danych epidemiologicznych ryzyka, że jedno ze szczepień wpływa na rozwój autyzmu.
W filmie występowali rodzice, których dzieci po otrzymaniu szczepionki zmieniły się nie do poznania, tracąc kontakt z rzeczywistością. U większości wykryto autyzm. Jako matka nabrałam poważnych wątpliwości. A co jeśli szczepienia są złe? Jeśli to faktycznie spisek koncernów farmaceutycznych, które zarabiają na nim miliardy? Zrozumiałam, że wcale nie trzeba być głupim, żeby złapać się na tę propagandę. Żeby nabrać wątpliwości, wystarczy obejrzeć dobrze zrobiony film albo porozmawiać z koleżanką, której znajomej dziecko zachorowało po szczepieniu.
Dlaczego więc nie stałam się nagle orędowniczką dobrowolności szczepień? Postanowiłam sprawdzić, jak to jest w istocie. Wyniki moich poszukiwań były jednoznaczne. Nie ma żadnych badań, które rzetelnie dowodziłyby, że szczepienia wywołują autyzm. A badania finansowali także przeciwnicy szczepień; ich wyniki były zamieszczane w uznanych czasopismach naukowych. American Institute of Medicine w raporcie z 2011 r. przeanalizował doniesienia na temat skutków ubocznych szczepień i stwierdził, że jedno jest pewne: powiązanie między nimi a autyzmem jest zerowe.
W trakcie poszukiwań natrafiłam na pewną kontrowersyjną sprawę. Dwuletnia Hannah Poling po podaniu szczepionki dostała drgawek, a następnie zapadła w coś w rodzaju śpiączki. Parę miesięcy później pojawiły się u niej objawy autyzmu. W 2011 r. amerykański fundusz wypłacający odszkodowania za ewentualne skutki uboczne szczepień przekazał jej rodzicom 1,5 mln dol. To wydarzenie stało się dowodem dla ruchów antyszczepionkowych. Ale lektura akt sprawy wykazała, że była to manipulacja. Działający w Ameryce fundusz przyznał odszkodowanie w związku z tym, że dziecko doznało uszczerbku na zdrowiu. Jednego dnia podano jej kilka szczepień, a dziewczynka już wcześniej miała uszkodzenie mózgu. Takie osłabienie organizmu mogło doprowadzić do pogorszenia jej stanu zdrowia.
Tak jak każdy lek, szczepionka może powodować efekty uboczne. Ale w Polsce rocznie szczepi się przeciw odrze kilkaset tysięcy dzieci i żadne z tego powodu nie zmarło. Tymczasem przed wprowadzeniem w 1975 r. szczepień przeciwko odrze chorowało na nią średnio 100 tys. dzieci rocznie, umierało do 300 rocznie, a tysiące miały ciężkie powikłania. Masowe szczepienia doprowadziły do tego, że były lata, kiedy odry nie notowano prawie w ogóle. Przypadek Ukrainy, gdzie zaszczepialność spadła dramatycznie, m.in. przez rozpowszechnianie mitów o szczepieniach, można potraktować jako makabryczny eksperyment na kilkudziesięciu milionach osób. Jego wynik nie pozostawia złudzeń. Brak szczepień oznacza dziesiątki tysięcy chorych i przypadki śmiertelne. Czy potrzeba innych dowodów, że należy się szczepić