Od roku można kupować konopie w celach medycznych. Ale żaden pacjent z tego nie skorzystał.
Z powodu niejasnych przepisów żaden producent leczniczej marihuany nie chciał wejść na polski rynek. Dopiero w czerwcu pierwsza firma produkująca taki preparat zgłosiła go do rejestracji. – Dokumentację w Urzędzie Rejestracji Produktów Leczniczych, Wyrobów Medycznych i Produktów Biobójczych złożyliśmy w czerwcu. Mamy nadzieję, że procedura potrwa maksymalnie do połowy września – mówi DGP Tomasz Witkowski, menedżer na kraj w firmie Spectrum Cannabis, należącej do kanadyjskiej grupy kapitałowej Canopy Growth.
Spółka ubiega się o rejestrację jednego produktu w formie suszu. Docelowo chce wprowadzić konopie medyczne w kapsułkach i olejkach. – Będziemy to robić stopniowo. Europejskie doświadczenia pokazują, że jest to bezpieczniejsza strategia. W razie uwag ze strony urzędu podczas rejestracji minimalizuje prawdopodobieństwo opóźnień we wprowadzaniu na rynek większej partii towaru – podkreśla Tomasz Witkowski. Spółka prowadzi rozmowy z potencjalnymi partnerami. Polskim rynkiem interesuje się od dawna, ale znim podjęła decyzję o wejściu, chciała oszacować popyt. Z jej analiz wynika, że ok. 300 tys. polskich pacjentów potrzebuje konopi medycznych.
To że nadal nie mają dostępu do tego rodzaju leczenia, jest spowodowane niespójnymi przepisami prawa – tłumaczy Zuzanna Chromiec, prawniczka z kancelarii KRK Kieszkowska Rutkowska Kolasiński. Teoretycznie zalegalizowano medyczną marihuanę, jednocześnie wprowadzając obostrzenia, które blokują wejście na rynek tego rodzaju leków. Ustawa przyjęta w czerwcu 2017 roku (tzw. ustawa Liroya, był jednym z jej pomysłodawców) zakłada legalizację surowców farmaceutycznych w postaci medycznej marihuany (ziele, żywica oraz wyciągi z konopi). W założeniu taki surowiec farmaceutyczny (medyczna marihuana) ma służyć do przygotowywania w aptece leków recepturowych, znacznie tańszych niż produkty importowane obecnie – w ramach importu docelowego – z Holandii. Jednak żadna firma do tej pory nie kwapiła się do wejścia na rynek.
– Nic dziwnego, zgodnie bowiem z rozporządzeniem ministra zdrowia surowiec, z którego wytwarzane miały być leki w aptekach, musi spełniać kryteria obowiązujące dla surowca farmaceutycznego. Jednym z kryteriów jest konieczność wystandaryzowania, czyli określenia, ile danej substancji czynnej znajduje się w określonej objętości ekstraktu z surowca i musi to być wynik powtarzalny – tłumaczy prawniczka.
Sytuacja jest więc paradoksalna – medycznej marihuany nie ma w aptekach, sprowadzane z zagranicy leki są bardzo drogie, a Ministerstwo Zdrowia zazwyczaj odmawia ich refundacji.
Na wadliwość przepisów zwrócili uwagę posłowie Kukiz’15. Przygotowują projekt, który miałby umożliwić uprawę marihuany w Polsce, tak aby susz nie musiał być sprowadzany z zagranicy. Taka opcja pojawiła się już w pierwotnym projekcie. Nawet znaleziono instytut, który miałby takimi uprawami się zajmować. Ostatecznie jednak politycy PiS nie zgodzili się na to.
Zapytaliśmy resort zdrowia o możliwość wprowadzenia ułatwień w dostępie do leczniczej marihuany i zmiany przepisów, tak aby stała się dostępna dla pacjentów. Ale na nic takiego się nie zanosi.
Część polityków podnosi kwestię skuteczności leczenia. Jednak dr Jerzy Jarosz, który w ramach Punktu Konsultacyjnego Medyczna Marihuana, od dwóch lat udziela porad osobom wymagającym leczenia marihuaną medyczną i prowadzi analizy efektów, ma na ten temat inne zdanie. Z jego danych wynika, że przy bólach nowotworowych u wszystkich pacjentów, którzy się zgłosili, widać było znaczną poprawę. Przy chorobie Alzheimera następowało uspokojenie, a przy chorobie Crohna pacjenci odnotowali znaczne złagodzenie bólu. Jak przekonuje, to zawsze lek, który jest podawany wówczas, kiedy wszystkie inne zawiodły, lek ostatniej szansy, często poprawiający jakość życia.