Resort nie planuje ustępstw, jeśli chodzi o minimalne wynagrodzenia pracowników medycznych. Proponuje za to rozmowy w szerszym kontekście – nie tylko o pensjach. Związki są na nie
Pracownicy podmiotów medycznych / Dziennik Gazeta Prawna
Coraz więcej czarnych chmur zbiera się nad nowelizacją ustawy z 8 czerwca 2017 r. o sposobie ustalania najniższego wynagrodzenia zasadniczego pracowników wykonujących zawody medyczne zatrudnionych w podmiotach leczniczych (Dz.U. z 2017 r. poz. 1473). Strona społeczna jest niezadowolona z projektowanej zmiany, coraz głośniej mówi także o konieczności włączenia do niej porozumień płacowych zawieranych przez ministra z poszczególnymi grupami zawodowymi.
W lutym MZ zaproponowało projekt, zaakceptowany przez resorty pracy i finansów, który przewidywał przede wszystkim objęcie zapisami ustawy kolejnej grupy – pracowników działalności podstawowej, którzy nie wykonują zawodów medycznych, ale pośrednio biorą udział w procesie leczenia (np. rejestratorki czy salowe). Zmiana ta realizuje jeden z postulatów strony społecznej. Jednak zdaniem związkowców to stanowczo za mało. Liczyli na podwyżki minimalnych stawek. Ale projekt noweli nie przewiduje ani podniesienia wskaźników, ani kwoty bazowej, w oparciu o które wylicza się wynagrodzenia.
Zmiana podejścia w resorcie
Prace nad projektem toczą się w zespole ds. usług publicznych Rady Dialogu Społecznego. Na jego poprzednim posiedzeniu związkowcy przedstawili swoje postulaty. Poza podwyżkami minimalnych wynagrodzeń domagają się objęcia jej zapisami wszystkich pracowników placówek medycznych, również administracyjnych i technicznych.
Na ostatnim posiedzeniu, które odbyło się w zeszłym tygodniu, resort nie pozostawił im jednak złudzeń – ich oczekiwania są zbyt kosztowne i nie ma na nie zgody ministra finansów. Zaproponował natomiast „dyskusję w szerszym kontekście”.
– W wyniku zmiany, jaka zaszła w MZ, trochę zmieniło się też podejście do kwestii ustalania zasad wynagradzania w poszczególnych grupach zawodowych czy globalnie w ochronie zdrowia – poinformowała związkowców wiceminister Józefa Szczurek-Żelazko. Jak mówiła, minister Łukasz Szumowski prowadzi rozmowy ze wszystkimi środowiskami, omawiając szczegółowo ich problemy – nie tylko z płacami, ale też innymi aspektami pracy. W tym kontekście wskazywała m.in. dodatki za określone zobowiązania, stypendia dla absolwentów kierunków medycznych, odciążenie od obowiązków przez personel pomocniczy.
– Zmieniła się trochę optyka, jeśli chodzi o poprawę warunków, i kwestia podwyżek jest jednym z elementów tego procesu – podkreślała.
Zaproponowała, by zastanowić się, czy w tym momencie ustawę doprecyzowywać, czy poczekać i przedyskutować globalnie kwestię sytuacji pracowników medycznych.
W praktyce oznacza to, że resort nie pójdzie w tej chwili na żadne ustępstwa, a zamiast dyskusji o podwyższeniu wskaźników proponuje „inne instrumenty”. Jednak pytana, kiedy mogłyby one zostać przedstawione, wiceminister odpowiedziała, że trwają analizy. – Musimy to przekonsultować, zanim pojawi się konkretna propozycja. Nie chcemy mówić o szczegółach, ale sygnalizujemy, że takie prace są – podkreśliła.
Związkowcy niejednomyślni
Ta propozycja spotkała się z gwałtownym sprzeciwem związków.
– Dla Solidarności krok wstecz jest nie do przyjęcia – mówiła Maria Ochman, szefowa sekcji zdrowotnej w NSZZ „Solidarność”. Jej zdaniem przyjęcie ustawy w takim kształcie wywoła niepokoje społeczne. Zgodzili się z nią przedstawiciele OPZZ i Forum Związków Zawodowych.
Jednak nie we wszystkim związkowcy są zgodni. Wygląda na to, że Solidarność straciła już nadzieję i chce jak najszybszej deklaracji, co dalej z projektem. Maria Ochman powiedziała, że nie chce dalszych spotkań i zażądała od ministerstwa informacji do czwartku, czy projekt noweli trafi pod obrady Rady Ministrów. FZZ natomiast chce dalej dyskutować – do końca kwietnia.
Problem w tym, że czasu nie jest dużo. Ustawa, która zakłada dochodzenie do minimalnych wynagrodzeń etapami, przewiduje, że pensje pracowników medycznych powinny być podwyższane stopniowo, co roku 1 lipca. A porozumienia w sprawie podwyżek powinny być zawarte z pracodawcami do 31 maja. Nowela powinna być zatem uchwalona jak najszybciej.
Dlatego przy jednoznacznym stanowisku resortu, że żadnych ustępstw nie będzie, Solidarność nie widzi sensu dalszej dyskusji. FZZ, choć chce rozmawiać, zapowiada votum separatum, jeśli ustawa wejdzie w życie w zaproponowanym przez MZ kształcie.
Coraz bliżej protestu?
Kolejny problem to porozumienie z rezydentami, które też jest solą w oku związkowców. Po raz kolejny pytali oni, jak ta oraz inne umowy zawierane z poszczególnymi grupami zawodowymi mają się do zapisów ustawy.
– Który dokument będzie obowiązywał pracodawcę – porozumienie czy ustawa? – pytała Urszula Michalska z OPZZ, podkreślając, że w porozumieniu zapisano znacznie wyższe kwoty.
Również szefowie szpitali przyznawali, że się w tym gubią. Związkowcy obstają przy tym, by wszystkie porozumienia płacowe włączyć do ustawy.
Józefa Szczurek-Żelazko pytana, czy jest to możliwe, podkreśliła, że porozumienie nie dotyczy całej grupy zawodowej, zatem nie jest sprzeczne z ustawą. Będzie zrealizowane innym aktem prawnym.
Związkowcy coraz wyraźniej dają do zrozumienia, że niespełnienie ich oczekiwań wywoła niepokoje społeczne. Czy oznacza to protesty? Tego nie mówią wprost, ale ich aluzje nie pozostawiają wątpliwości, że właśnie to mają na myśli.
– Ścieżkę dojścia do innych współczynników pokazali rezydenci – że da się to zrobić w kilka miesięcy – mówiła Krystyna Ptok z FZZ.
A Maria Ochman dodawała, że wiosna sprzyja niepokojom. Z kolei Tomasz Dybek z Porozumienia Zawodów Medycznych mówił już bez ogródek, że rezydenci dali przykład, jak się walczy o podwyżki i że da się to załatwić, „jak młodzież wyjdzie na ulice”.