Umowa ministra zdrowia z Porozumieniem Rezydentów OZZL zawarta 8 lutego będzie bazą dla rozwiązań prawnych w formie ustawowej i rozporządzeń. Można jednak już dzisiaj ocenić niektóre rozwiązania i ich potencjalne konsekwencje.
Przede wszystkim porozumienie nie określa źródeł jego finansowania. O ile bowiem wzrost kosztów wynagrodzeń zasadniczych lekarzy rezydentów pokrywany z budżetu państwa nie będzie zapewne stanowił dużego wyzwania w skali – znajdującego się w dobrej sytuacji – budżetu państwa, to zupełnie inaczej sytuacja wygląda z kosztami dyżurów lekarzy rezydentów i wynagrodzeniami zasadniczymi i dyżurowymi lekarzy specjalistów, które będą obciążać podmioty lecznicze.
Kilkanaście milionów
Wzrost wynagrodzenia rezydentów po trzecim roku specjalizacji w dziedzinach deficytowych może wynieść prawie 50 proc. (dla osób, które zadeklarują pracę w Polsce po zakończeniu rezydentury) – z 4006 zł do 6000 zł. Szacunkowo przekłada się to na wzrost kosztu jednej „nitki” dyżurowej zabezpieczanej przez takich lekarzy o 240 tys. zł rocznie. W przypadku 10 nitek dyżurowych koszt dla szpitala wynosiłby nawet 2,4 mln zł rocznie.
Dużo trudniej oszacować koszt wzrostu wynagrodzeń lekarzy specjalistów, którzy zadeklarują pracę w jednym podmiocie leczniczym. Dane na temat wynagrodzeń tej grupy są bardzo rozbieżne, dodatkowo porozumienie nie dotyczy bardzo powszechnych umów cywilnoprawnych. Można jednak oszacować, że w przypadku specjalistów z wynagrodzeniem zasadniczym 4000 zł brutto i co najmniej 20-letnim okresem stażowym roczny koszt wzrostu wynagrodzeń – bez uwzględniania pochodnych dyżurowych – wyniesie prawie 50 tys. zł. W sytuacji dużego szpitala zatrudniającego 200 specjalistów przełoży się to na kwotę prawie 10 mln zł rocznie.
Oznacza to, że w zależności od wielkości szpitala koszty będą wynosić ogółem od kilku do kilkunastu milionów złotych. A przypomnieć trzeba, że podmioty lecznicze już są obciążone kosztami realizacji ustawy z 8 czerwca 2017 r. o sposobie ustalania najniższego wynagrodzenia zasadniczego pracowników wykonujących zawody medyczne zatrudnionych w podmiotach leczniczych (Dz.U. z 2017 r. poz. 1473). Co więcej, Minister Zdrowia zadeklarował w porozumieniu z 8 lutego, że do końca roku podejmie rozmowy z przedstawicielami pozostałych zawodów medycznych, dla których jego ustalenia z rezydentami będą niewątpliwie wyznaczać poziom oczekiwań.
Wątpliwości prawne
Przechodząc do oceny treści porozumienia na gruncie formalnoprawnym, warto zwrócić uwagę na następujące szczegóły.
Zapis o minimalnym wynagrodzeniu lekarza specjalisty deklarującego pracę w jednym podmiocie leczniczym będzie potencjalnie prowadził do kolizji z normą wyrażoną w art. 18c3 kodeksu pracy – czyli zasady równego traktowania w zakresie wynagrodzenia ze względu na jednakową pracę. Można sobie wyobrazić sytuację dwóch specjalistów jednej dziedziny z analogicznymi umiejętnościami, doświadczeniem i wynagrodzeniami zasadniczymi odpowiednio 4000 zł i 6750 zł. Zróżnicowanie to będzie zapewne prędzej czy później oceniane przez Trybunał Konstytucyjny. Tym bardziej że jego kryteria na obecnym etapie budzą co najmniej wątpliwości. Porozumienie zakłada bowiem, że wyższe wynagrodzenie będzie przysługiwało specjalistom, którzy zadeklarują, że nie będą realizować tożsamych świadczeń medycznych w innych placówkach finansowanych ze środków publicznych. Jeżeli celem postanowienia było ograniczenie zmęczenia lekarzy, to powstaje pytanie, dlaczego nie będą mogli realizować tych świadczeń w sektorze publicznym, a będą mogli to robić w sektorze prywatnym. Dlaczego porozumienie nie pozwala na dyżur na oddziale szpitalnym, ale jednocześnie wyłącza z ograniczenia dużo bardziej obciążające dyżury w nocnej i świątecznej pomocy lekarskiej, będącej elementem podstawowej opieki zdrowotnej? Zastanawiające jest również, że ograniczenia te dotyczą wyłącznie specjalistów, lekarzom w trakcie specjalizacji pozostawiając w tym zakresie wolną rękę. Zapewne mimowolnie, ale takie ukształtowanie przepisów będzie powodować dodatkową presję na wzrost stawek – głównie dyżurowych – w publicznych szpitalach, jednocześnie zupełnie ją zdejmując z sektora prywatnego i POZ.
Warto również zwrócić uwagę, że porozumienie aż w dwóch miejscach wysokość wynagrodzenia uzależnia od podjętych zobowiązań:
● w przypadku rezydentów od deklaracji pracy w Polsce przez dwa z pięciu lat po zakończeniu specjalizacji;
● w przypadku specjalistów od deklaracji pracy w jednym podmiocie leczniczym finansowanym ze środków publicznych.
Będzie to wymagało stworzenia dodatkowych mechanizmów kontrolnych. O ile w pierwszym przypadku można domniemywać, że zarówno weryfikacja deklaracji, jak również ewentualne dochodzenie nienależnie pobranych środków będą po stronie Ministerstwa Zdrowia, to w drugim przypadku będą zapewne spoczywać na barkach szpitali. Pomijając kwestię weryfikacji tych zobowiązań, należy się zastanowić, czy podjęcie przez specjalistę pracy w innym szpitalu będzie mogło być podstawą wypowiedzenia warunków wynagrodzenia. Czy będzie się odbywać w normalnym trybie – trzymiesięcznym, tym samym umożliwiając przez jakiś czas łączenie pracy w dwóch podmiotach i pobieranie wyższego wynagrodzenia? Czy brak informacji ze strony specjalisty o podjęciu współpracy z inną jednostką po wcześniejszej przeciwnej deklaracji będzie podstawą do wszczęcia postępowania dyscyplinarnego? Czy pełnienie przez specjalistę jednego dyżuru (na przykład w kryzysowej sytuacji) w innym podmiocie leczniczym powinno oznaczać automatyczne wypowiedzenie lepszych warunków wynagradzania? Czy nierzadki udział specjalistów w pojedynczych skomplikowanych zabiegach w innych jednostkach podobnie będzie powodował utratę prawa do wyższego wynagrodzenia?
Minister zdrowia w toku prac legislacyjnych będzie miał możliwość takiego ukształtowania przepisów, które rozwieją przedstawione wyżej wątpliwości. Oczywiście przy zachowaniu warunku zgodności z zapisami porozumienia bądź w uzgodniony sposób korygując, wspólnie z Porozumieniem Rezydentów, jego postanowienia. Z punktu widzenia szpitali najważniejsze jest jednak, żeby wzrost wynagrodzeń kadry medycznej miał swoje źródło finansowania. Bo pozostawienie go na barkach placówek może doprowadzić do załamania ich funkcjonowania w bardzo krótkim okresie.