- Ratownictwo medyczne nie może być biznesem. Zdaniem rządu służba zdrowia nie jest obszarem do zarabiania przez prywatnych inwestorów - mówi Marek Tombarkiewicz.
Prace nad małą nowelizacją ustawy o ratownictwie medycznym dobiegają końca, na finale dodano do projektu istotną zmianę – upaństwowienie systemu ratownictwa, co miała wprowadzić duża nowela. Dlaczego zapis znalazł się w tym projekcie?
Przede wszystkim chciałbym podkreślić, że ten zapis powinien być w dużej ustawie, był procedowany, konsultowany, nie jest to zmiana kategoryczna. Zdecydowaliśmy się na tę autopoprawkę, żeby zachować termin 1 lipca 2018 r., kiedy to ma dojść do upublicznienia systemu ratownictwa.
Czy to oznacza, że prace nad dużą nowelą się opóźniają?
Jesteśmy gotowi do pracy nad jej projektem, choćby dzisiaj. Ale dopóki nie będą gotowe zapisy małej noweli, nie zaczniemy ich.
Trzeba zrozumieć logikę całej nowelizacji. Gdy przyszedłem do resortu, chcieliśmy przygotować całkiem nową ustawę o ratownictwie medycznym. Nie było na to zgody, choć zupełnie nowe przepisy byłyby najlepszym rozwiązaniem. Uznano więc, że będziemy nowelizować obowiązujące, które mają obecnie 11 lat i przez ten czas były zmieniane chyba 19 razy.
Przygotowaliśmy dwa projekty. Pierwszy, mała nowelizacja, ma uporządkować nadzór nad Systemem Wspomagania Dowodzenia Państwowego Ratownictwa Medycznego (SWD PRM). Od początku utworzenia systemu alarmowego SWD PRM fizycznie funkcjonuje na serwerach MSWiA. Natomiast klientem biznesowym jest Ministerstwo Zdrowia. Żeby to uporządkować i opisać w ustawie, powstała mała nowelizacja.
Duża nowela ma nieco inny charakter. Zapisy obu projektów zostały poddane konsultacjom, spłynęło bardzo dużo uwag, mamy je przeanalizowane. Ale logika jest taka, że najpierw musimy skończyć małą, by rozpocząć procedowanie większego projektu.
Kiedy te prace mogą się zakończyć?
Mam nadzieję, że mała nowela wkrótce będzie przeprocedowana przez Sejm. Na początku grudnia rząd zatwierdził ją obiegowo. Wejdzie w życie 14 dni po ogłoszeniu.
Dlaczego prace tak się przeciągnęły? Projekt skierowano do konsultacji ponad rok temu.
Liczyliśmy, że ustawa pójdzie do dalszych prac jeszcze przed wakacjami, ale dużo czasu zajęły nam konsultacje międzyresortowe, a właściwie przekonanie Ministerstwa Finansów do sfinansowania Krajowego Centrum Monitorowania Ratownictwa Medycznego (KCMRM). Myślę, że wszyscy są przekonani, że to bardzo ważna instytucja, która powinna powstać. Ale gdy szukaliśmy dla niej lokalizacji, niestety okazało się, że jest problem ze znalezieniem dla niej budynku. Ostatecznie zdecydowaliśmy się, i są na to pieniądze, żeby centrum powstało jako jednostka bezpośrednio podległa MZ.
Długo trwały też uzgodnienia z MON i MSWiA odnośnie rozporządzeń przeznaczonych dla ratowników medycznych pracujących w tamtych służbach. Przekazaliśmy do uzgodnień, oprócz ustawy, komplet 14 aktów wykonawczych. To wszystko spowodowało, że ostatnie konsultacje na poziomie resortów trwały długo.
Dlaczego upublicznienie systemu ratownictwa jest takie ważne?
Kiedy rozmawiałem o tym w czerwcu ubiegłego roku z wiceprezesem Falcka, najbardziej zainteresowanej zmianami firmy, jasno wyjaśniałem, że realizujemy zapisy exposé pani premier Szydło. Tak się zmieniło w naszym kraju, że chcemy, aby system był oparty na jednostkach publicznych. Ustawa od 11 lat mówi, że nadzór nad systemem ratownictwa posiada wojewoda, ale do tej pory był on iluzoryczny. Jeśli ma odpowiadać za system bezpieczeństwa, musi mieć na to wpływ. Teraz wojewoda będzie mógł wybierać dysponentów, konsorcjum dysponentów lub dysponenta z podwykonawcami, a do tej pory przyjmował to, co w wyniku postępowania konkursowego przekazał mu NFZ.
Prywatnym pogotowiom daliśmy okres przejściowy. Zbieramy informacje od dużych dysponentów, rozmawiamy z wojewodami, na których terenie funkcjonują małe prywatne stacje. Wszyscy wiedzą – co najmniej od wiosny tego roku, kiedy była ustalona data upubliczniania systemu – że nastąpi to 1 lipca 2018 r. Wtedy kończą się wszystkie umowy, zaczynamy nowy byt. Prywatne pogotowia mają szansę funkcjonować tam, gdzie jest taka potrzeba, do końca 2020 r.
Ratownictwo medyczne nie może być biznesem. Do tej pory firmy się biły o to, żeby wygrywać konkursy, bo to był biznes. Ale zdaniem rządu służba zdrowia nie jest obszarem do zarabiania przez prywatnych inwestorów. Wszystkie środki finansowe muszą być reinwestowane w daną działalność – czyli poprawę wyposażenia, wzrost wynagrodzeń, a przede wszystkim bezpieczeństwo pacjenta. I naszym zdaniem zapewnia to publiczny system ratownictwa medycznego.
Czy w wyniku konsultacji wprowadzono jeszcze jakieś ważne zmiany do projektu?
Nic istotnego. W tym projekcie są przede wszystkim rzeczy bardziej organizacyjne, np. dotyczące koncentracji dyspozytorni medycznych. Rok temu, gdy rozpoczynaliśmy uruchamianie systemu SWD PRM, było ich 103, teraz są 42, docelowo będzie 18, czyli jedna na województwo (poza Śląskiem i Mazowszem).
Chcemy, żeby służby wojewody nadzorowały pracę dyspozytorów medycznych jako niezwykle ważnego zawodu, który jest odpowiedzialny za pierwszy kontakt, szybkość i prawidłowość działań – czy wysłać zespół, czy nie, dokąd, jaki zespół itd. Wiemy, że dyspozytorzy w wielu miejscach realizowali także inne zadania zlecone przez swoich właścicieli, dysponentów – takie jak transporty sanitarne, wyjazdy do nocnej pomocy. To jest ich rozpraszanie, bo w systemie ratownictwa medycznego jeden dyspozytor powinien odpowiadać za przyjmowanie zgłoszeń, a drugi za dysponowanie zespołów. I tyle.
Jaka rola w tym systemie przypadnie Krajowemu Centrum Monitorowania Ratownictwa Medycznego?
KCMRM odpowiedzialne będzie za bieżący nadzór nad systemem SWD PRM, a także koordynację w sytuacji zdarzeń mnogich, masowych, katastrof, gdzie jest dużo poszkodowanych. Teraz często zespoły są wysyłane chaotycznie. A można to robić lepiej, np. przez monitorowanie na mapie cyfrowej – każda karetka ma GPS, widzimy, gdzie się znajduje, wiemy, skąd ona jest i gdzie powinna jechać. I można tym sterować na poziomie centralnym. Oczywiście służby lokalne muszą działać, ale nadzór centralny ma niezwykłe znaczenie chociażby w kontekście uruchomienia LPR-u, czy kolejnych szpitali. I taką funkcję będzie miało KCMRM.
Kolejne ważne zadanie centrum to pion szkoleniowy dla dyspozytorów medycznych. Chcemy, żeby co roku dyspozytor przyjechał na tydzień do KCMRM, gdzie za darmo go przeszkolimy, według jednolitych zasad. Teraz jest wiele wytycznych na rynku, trzeba to ujednolicić, żebyśmy wiedzieli, jak się powinien zachować dyspozytor w swojej pracy, gdziekolwiek by go nie posadzić.
Czy do resortu docierają sygnały o problemach z wypłacaniem ratownikom podwyżek wynegocjowanych po tegorocznych protestach?
Podwyżki dotyczące zespołów ratownictwa medycznego przebiegają bez zakłóceń, natomiast są problemy w szpitalach. Dyrektorzy piszą np., że stawka na izbę przyjęć czy na SOR mało wzrosła. Ale podniesiona została stawka na cały szpital, bo wzrosła wartość punktu, więc te pieniądze są.
Jest taka przedziwna niechęć: nie ma ustawy, nie ma rozporządzenia, to nie muszę płacić. Powiedzmy sobie wprost: to jest nieuczciwe. Mógłbym powiedzieć każdemu dyrektorowi: jeśli ratownik jest potrzebny, to szanuj jego pracę i mu zapłać, a jeśli nie, to go zwolnij, pójdzie pracować w zespole ratownictwa medycznego, tam wciąż szukają ludzi.
Nie lepiej załatwić to tak jak w przypadku pielęgniarek, stosownym rozporządzeniem?
Ale przypomnijmy sobie burzę, jaka została wywołana we wrześniu 2015 r. przez ministra prof. Mariana Zembalę, że nagle jedna grupa zawodowa ma swoje rozporządzenie. Nerwy były olbrzymie. Tego rodzaju rozporządzenia musiałoby być procedowane przez Radę Dialogu Społecznego, która bardzo chce uczestniczyć w tego rodzaju kwestiach. To nie jest takie proste. Myśleliśmy, że uda się to załatwić w sposób polubowny.
Jak ta sprawa będzie rozwiązana?
Zbieramy informacje. Poprosiliśmy wojewodów o dane, jaka jest skala szpitali niepłacących tego dodatku. Jeśli się okaże, że większość placówek nie płaci – chociaż mamy też sygnały pozytywne, że są takie, które się z tego zobowiązania wywiązują – podejmiemy działania.
Potrzebujemy ratowników, to jest grupa świetnie wykształconych ludzi, która ma specjalne zadania w systemie ratownictwa medycznego. Oni powoli staną się trzonem tego systemu, bo mamy coraz mniej lekarzy i nic nie wskazuje na to, żeby się ta tendencja odwracała. Ale jak widać, gdy wprowadziliśmy przepisy dotyczące wykonywania coraz większej liczby czynności poza systemem, to okazało się, że oni są bardzo przydatni w szpitalach, są poszukiwani na rynku.
Apeluję więc do wszystkich dyrektorów o przyzwoite zachowanie w stosunku do ratowników.
Ustawa od 11 lat mówi, że nadzór nad systemem ratownictwa posiada wojewoda, ale do tej pory był on iluzoryczny. Jeśli ma odpowiadać za system bezpieczeństwa, musi mieć na niego wpływ