Jeżeli lekarze nie będą chcieli pracować powyżej 48 godzin, będziemy mieli duży kłopot – mówi Robert Krawczyk, dyrektor szpitala dziecięcego w Warszawie.



Kilka dni temu stu lekarzy z pana szpitala wzięło urlop na żądanie...
Tak było. Mówimy o jednej trzeciej wszystkich lekarzy. Ale zachowali się ładnie, bo poprzesuwali część przyjęć na wcześniejsze terminy. A na oddziałach zostali dyżurni. Jakoś udało się przetrwać ten dzień. Większym problemem będzie wypowiadanie opt-outów, czyli odmowa pracy powyżej 48 godzin.
Czy już ktoś wypowiedział klauzulę umożliwiającą dłuższy czas pracy?
Tak. Ponad 60 lekarzy i rezydentów. To pewnie nie koniec.
Jakie są oczekiwania lekarzy?
Kilka dni temu były rozmowy ze związkami zawodowymi. Postulują zwiększenie pensji do trzykrotności średniego wynagrodzenia.
A ile obecnie zarabiają?
Około jednej średniej krajowej. Średnie wynagrodzenie lekarza specjalisty wynosi ok. 4,6 tys. zł brutto bez dyżurów.
Podniesie pan wynagrodzenia?
Gdybym mógł, to oczywiście bym to zrobił. Ale nie mam jak. Szpital jest zadłużony.
Ile kosztów z przychodów placówki pochłaniają wynagrodzenia?
Około 60 proc. Co miesiąc mamy 12–13 mln przychodów z Narodowego Funduszu Zdrowia, a ok. 8 mln zł jest przeznaczane na pensje – łącznie z lekarzami pracującymi na kontraktach (nie na etatach). Nie mogę więcej zapłacić.
No to będą protestować i odmawiać brania więcej niż dwa–trzy dyżury miesięcznie.
Trudno będzie zorganizować obsadę dyżurową. Najgorzej będzie na oddziale ratunkowym.
Jeden dyżur nocny i jeden weekendowy to druga pensja. Całkiem sporo.
Wcale nie aż tak, jak na to, co muszą zrobić. To jest stres, odpowiedzialność. Na oddziale ratunkowym jest 200 pacjentów dziennie. Mniej więcej 10 na godzinę. W godzinach szczytu kilkunastu pacjentów na godzinę. Tutaj są cały czas jakieś awantury, choć personel robi, co może.
Co pan zrobi, jak część zrezygnuje z tych dyżurów?
Będę musiał zmotywować w jakiś sposób specjalistów, którzy rzadziej dyżurują, żeby jednak wrócili. Poza tym będę musiał szukać na mieście, lekarzy dochodzących. Ale to nie jest proste. Lekarzy nie ma. Na przykład anestezjologów dziecięcych szukam od miesięcy. Nikt się nie zgłasza. A na dyżury do nas przyjeżdżają czasem na weekend lekarze ze ściany wschodniej. Nie wiem, może okazać się, że będę musiał szukać pieniędzy na zwiększenie stawki za dyżur. Ale nie wiem gdzie.
NFZ nie płaci wystarczająco?
Na działalność oddziału ratunkowego otrzymujemy 20 tys. zł. dziennie. Wychodzi ok. 100 zł na pacjenta. Część musi mieć USG, rentgen, i z tego musimy też sfinansować pensje lekarzy. To nie wystarcza.
Lekarze odchodzą od łóżek, ale pan opowiada o nich ze zrozumieniem...
Sam też jestem lekarzem. Rozumiem ich.