Opłaty za rejestrację paramedykamentów – to pomysł Najwyższej Izby Kontroli. Wprowadzenie horrendalnych kar za sprzedaż konsumentom wadliwych produktów – to z kolei propozycja Głównego Inspektoratu Sanitarnego. Wczoraj w Państwowym Instytucie Zdrowia Publicznego podczas konferencji zorganizowanej przez Instytut Ochrony Zdrowia oraz Aliant Consulting Group eksperci zastanawiali się, co należy zrobić, by ochronić Polaków przed zalewającą nas falą kiepskiej jakości suplementów.
Rynek ten cały czas rośnie jak na drożdżach. Dowody? W rejestrze Głównego Inspektoratu Sanitarnego od 2007 r. wpisano blisko 30 tys. produktów zgłoszonych jako suplementy. W latach 2013– –2015 rejestrowano ich 3–4 tys. rocznie. W roku 2016 – już 7,4 tys. Wartość polskiego rynku w 2017 r. przekroczy już 4 mld zł rocznie. W 2021 r. ma to już być niemal 5,5 mld zł.
I wszystko byłoby w porządku, gdyby sprzedawane paramedykamenty były dobrej jakości. Jak jednak wynika z niedawno opublikowanego raportu NIK, tak nie jest. Cztery na 11 przebadanych probiotyków zawierały niewskazane szczepy drobnoustrojów w składzie. 50 na 56 próbek wykazało zaś znaczny spadek liczby żywych komórek bakterii wraz z upływem czasu.
Inspekcja sanitarna nie jest w stanie kontrolować rynku. Brakuje jej i pieniędzy, i ludzi. Dlatego podczas wczorajszej konferencji prezes Najwyższej Izby Kontroli Krzysztof Kwiatkowski zaproponował, aby producenci za rejestrację płacili niewielkie kwoty. Z jednej strony zmniejszyłoby to liczbę „pustych” wniosków – gdy wpisywany do rejestru jest środek jeszcze niesprzedawany, niejako na przyszłość. Z drugiej, pieniądze można by przeznaczyć na wzmocnienie sanepidu. Tak, by mógł sprawdzać jakość większej liczby suplementów niż dotychczas.
Zastępca głównego inspektora sanitarnego Grzegorz Hudzik uważa jednak, że kluczowe jest, aby przede wszystkim bardzo ostro karać producentów łamiących prawo. Byłoby to lepsze rozwiązanie niżeli nieustanny wyścig przedsiębiorców z inspektorami.