Plan finansowy NFZ na 2018 r. jest gotowy, ale budzi kontrowersje. Eksperci mają wątpliwości, czy przyniesie realne korzyści pacjentom.
Dynamika nakładów na świadczenia zdrowotne / Dziennik Gazeta Prawna
Dziś sejmowa komisja zdrowia ma dyskutować o tym, ile pieniędzy na leczenie planuje wydać w przyszłym roku Narodowy Fundusz Zdrowia i gdzie dokładnie mają trafić. Jakie są główne zastrzeżenia dotyczące projektu planu finansowego?
Tyłem do pacjenta
Kiedy planowano ustawę refundacyjną, zapisano, że na leki można przeznaczyć maksymalnie 17 proc. budżetu NFZ. A eksperci i pacjenci obawiali się, że to zbyt mało. Mogą mieć rację, bo wydatki na przyszły rok mogą być niższe niż w tym. Porównując pierwotny plan funduszu na ten rok z kwotą 11,84 mld zł na leki i wyroby medyczne oraz plan na 2018 r., przewidujący 11,48 mld zł, mamy spadek aż o ok. 360 mln zł. Fundusz twierdzi jednak, że podratuje refundację, rozwiązując rezerwę migracyjną i doda na przyszły rok jeszcze 1 mld zł. W sumie dałoby to 12,45 mld zł. Gdyby zgodnie z zapowiedziami wydawano 17 proc. z pieniędzy NFZ, powinno to być 13,36 mld zł.
Kolejna zła nowina: nawet po rozwiązaniu rezerwy na Podlasiu i Mazowszu wzrost wydatków na leki ma wynosić... 0 zł. – Podczas spotkania z pacjentami wiceminister Marek Tombarkiewicz deklarował, że resort zdrowia będzie dążyć do osiągnięcia 17 proc. wydatków na leki. Plan na 2018 r. rozwiewa te nadzieje – mówi Wojciech Wiśniewski z fundacji Alivia.
Napięty plan
Także w kwestii całkowitych wydatków na świadczenia zdrowotne mogą pojawić się problemy. W porównaniu planu NFZ na ten rok w pierwotnej wersji (ustalanej przed rokiem) i obecnych planów na 2018 r. widać wyraźny wzrost o 5,5 mld zł (7 proc.). Ale w międzyczasie plan tegoroczny podwyższono, więc różnica topnieje. – Optymistycznie wyglądające zapowiedzi ilustrujące wzrost finansowania ochrony zdrowia ze środków publicznych należy interpretować ze sceptycyzmem. Jest to bowiem pozorny wzrost, biorąc pod uwagę liczne składowe kosztów realizacji świadczeń, które mają zostać uruchomione już w tym i w przyszłym roku – mówi Małgorzata Gałązka-Sobotka, ekspert ochrony zdrowia z Uczelni Łazarskiego. O co chodzi? W tym roku dodatkowo zostanie wydanych 2,5 mld zł (szybciej będzie uwolniona rezerwa finansowa i pieniądze z funduszu zapasowego z tegorocznego planu), by spokojniej przebiegało uruchomienie od 1 października sieci szpitali. Czyli wzrost wydatków rok do roku będzie wynosić 3 mld zł, a nie 5,5 mld zł. Zostanie on jednak przeznaczony m.in. na kolejne podwyżki dla pielęgniarek (400 zł brutto dla każdej od września tego roku i 400 zł od września przyszłego) i podwyżki najniższych płac różnych grup pracowników medycznych (uchwalone w czerwcu przez parlament). – Realnie może okazać się, że na zakup większej liczby świadczeń nie będzie pieniędzy, a kolejki wzrosną – mówi Małgorzata Gałązka-Sobotka.
Kłopotliwy algorytm
Kolejny problem to podział środków między regiony. Pozostaje ten sam, czyli w uproszczeniu Mazowsze i Śląsk muszą dołożyć pieniędzy innym regionom. Przez uruchomienie sieci będzie z tym jeszcze większy problem. – Po raz pierwszy ustalone będzie odgórnie finansowanie szpitali w sieci ryczałtem i w dodatku ten ryczałt nie jest liczony według środków, które posiadają oddziały NFZ, ale według tego, jak wyglądało leczenie w 2015 r. wraz z nadwykonaniami – wylicza jeden z urzędników NFZ. I dodaje, że w ten sposób podział będzie niesprawiedliwy.
Najwięcej placówek pokrzywdzonych algorytmem wysokospecjalistycznych szpitali które wejdą do sieci i zgarną z automatu dużą część puli środków, jest na Mazowszu i Śląsku. Na konkursy dla placówek spoza sieci czy zakup dodatkowych terapii i leczenia będzie bardzo niewiele pieniędzy lub wręcz ich zabraknie.
O zmianie algorytmu podziału środków nie ma mowy. Partnerzy społeczni zabiegali o to, ale bez skutku. NSZZ „Solidarność” ma pomysł, by najdroższe, najbardziej specjalistyczne procedury finansował budżet państwa, co zwiększyłoby pulę ze składek zdrowotnych dla placówek i odciążyło regiony, gdzie jest najwięcej wysokospecjalistycznych szpitali – a są to głównie te, które „krzywdzi” algorytm.