Rosnące pensje, wyższe wymogi, niskie wyceny świadczeń – z tych powodów sytuacja placówek szybko się pogarsza. Apelują o uruchomienie 2,5 mld zł rezerw NFZ.
Szefowie jednostek powiatowych spotkali się wczoraj z Andrzejem Jacyną, który pełni obowiązki prezesa Narodowego Funduszu Zdrowia. Ale ten nie miał dla nich dobrych informacji. Pieniędzy w funduszu brakuje. Czeka on m.in. na zgodę ministra finansów, by wcześniej niż zwykle uruchomić rezerwy.
Chodzi o 2,5 mld zł, które mają trafić na ogłoszenie konkursów uzupełniających sieć szpitali (rusza ona 1 października) oraz podwyżki wyceny świadczeń, co choć częściowo ma zrekompensować szpitalom rosnące wydatki. Ostatnia taka podwyżka miała miejsce w 2012 r. i wyniosła... 1 zł (wycenę tzw. punktu medycznego podniesiono z 51 do 52 zł). Teraz miałoby to być 2 zł (do 54 zł).
Ekstrapula na podwyżki
Szpitale tłumaczą, że potrzebują dodatkowych pieniędzy, bo ich budżety ucierpiały m.in. przez podniesienie płacy minimalnej w gospodarce i wprowadzenie najniższej stawki godzinowej od tego roku (wzrosły m.in. koszty prania, ochrony).
– Stąd apel do premier Szydło i wicepremiera Morawieckiego, by szybko uruchomić rezerwy. Zwłaszcza że przeforsowana w zeszłym tygodniu w Sejmie ustawa o wzroście najniższych płac pracowników medycznych ma wejść w życie już od 1 lipca, a nikt nie wskazał źródeł jej finansowania – zwraca uwagę Waldemar Malinowski, prezes Ogólnopolskiego Związku Pracodawców Szpitali Powiatowych.
Zobowiązania samodzielnych publicznych zakładów opieki zdrowotnej / Dziennik Gazeta Prawna
Środowisko domaga się wyodrębnienia pieniędzy z budżetu państwa na podwyżki. Bo w kasie NFZ nie ma na to środków. – Jesteśmy za wzrostem wynagrodzeń, ale musimy mieć finansowanie. Przyznanie przez rząd podwyżek nie może się skończyć ograniczeniem lub wstrzymaniem realizacji świadczeń zdrowotnych – mówi Piotr Miadziołko, dyrektor szpitala w Gostyniu.
Ale problem jest nie tylko z wyceną hospitalizacji i pensjami. Większość szpitali nie podpisała propozycji na prowadzenie nocnej i świątecznej opieki zdrowotnej. Chcą podwyżki – takiej, by na pacjenta pod opieką mieć 3,5 zł miesięcznie. Obecnie muszą zapewniać opiekę lekarzy, pielęgniarek w placówce oraz w domu pacjenta za niewiele ponad 1 zł miesięcznie od mieszkańca (w zależności od wielkości powiatu). W tym są już koszty m.in. badań, leków i wyrobów medycznych.
Pętla długów się zaciska
Niedofinansowanie świadczeń powoduje, że zobowiązania placówek rosną, i to mimo że część z nich dostaje wsparcie od samorządów. Z danych MZ na koniec I kwartału tego roku wynika, że całkowite długi publicznych placówek (czyli bez np. spółek należących do samorządów) to ponad 11 mld zł. Resort uważa, że problem zależy od skuteczności zarządzania i nadzoru nad podmiotami leczniczymi.
– Potwierdzeniem mogą być zakłady dobrze zarządzane, które nie mają problemów finansowych – pisze ministerstwo. I tłumaczy, że do ustawy o działalności leczniczej (t.j. Dz.U. z 2016 r. poz. 1638 ze zm.) wprowadziło zmiany, które mają poprawić skuteczność zarządzania i nadzoru nad publicznymi zakładami opieki zdrowotnej. – Z art. 53a wynika obowiązek przedstawiania danych raportowych w oparciu o jednolite wskaźniki ekonomiczno-finansowe. Z kolei w art. 59 wprowadzono obowiązek przedstawiania podmiotom tworzącym programy naprawcze straty netto – przypomina ministerstwo. I zapewnia, że powstająca sieć szpitali „wzmocni instytucjonalnie placówki i pomoże w restrukturyzacji długów poprzez zapewnienie stabilności kontraktu i większą elastyczność rozliczeń”.
Sieć: nadzieja i ryzyko
W tym miejscu ujawniają się kolejne problemy. Sieć ma dać placówkom stabilizację, zwolnić je całkiem lub częściowo z zabiegania o pieniądze w konkursach. Tyle że stawka, jaką dostaną (w większości w formie ryczałtu), nie jest jeszcze znana. Opierać będzie się na tym, ile świadczeń wykonały w 2015 r. A wtedy miały niższe kontrakty niż w tym roku, zaś nadwykonania (usługi świadczone mimo wyczerpania środków z umowy z NFZ) starały się ograniczać, bo we wcześniejszych latach im za nie nie płacono lub odzyskiwały tylko część środków. Przykładowo Mazowiecki Szpital Bródnowski wyliczył, że w IV kwartale będzie miał o pół miliona złotych mniej niż we wcześniejszych kontraktach.
– Nadal nie ma szczegółowych informacji dotyczących tego, jakimi środkami finansowymi będziemy dysponować od 1 października. Choć lista szpitali zakwalifikowanych do sieci ma być opublikowana 27 czerwca, nie ma gotowych aktów wykonawczych – komentuje Piotr Miadziołko.
Co więcej, aby być w sieci, szpitale muszą prowadzić określone oddziały, nawet jeśli są one stale deficytowe. Zamknięcie jednego z nich eliminuje z sieci, a poza nią ma się znaleźć zaledwie ok. 7 proc. wszystkich publicznych pieniędzy wydawanych na leczenie szpitalne. Lista chętnych do tych 7 proc. jest długa (to np. nowe oddziały szpitali publicznych, które nie spełniły wymogu posiadania minimum dwóch lat kontraktu z NFZ).
W przypadku oddziałów, które mogłyby na poziomie szpitali samorządowych nie trafić do sieci MZ, zaplanowało tzw. sumowanie zakresów działania. Oznacza to, że część procedur z oddziału kardiologicznego mogłaby być realizowana w oddziale internistycznym. Podobnie w urologii, neurologii.
– Ale w praktyce sumowanie spowoduje zmniejszenie finansowania, bo nie wszystkie procedury można przenieść np. do interny. Oznacza to też ograniczenie rodzajów świadczeń wykonywanych w placówce – mówi Iwona Wiśniewska, dyrektor szpitala powiatowego w Słupcy.
Straty mogą wynosić od kilku do nawet kilkudziesięciu procent dotychczasowych kontraktów danego oddziału szpitala.