Zapadł bezprecedensowy wyrok będący ciosem dla firm od lat zarabiających na handlu wierzytelnościami placówek medycznych.
Warszawski Szpital Dzieciątka Jezus w tym tygodniu wysłał do firmy z sektora finansowego wezwanie do zwrotu 320 tys. zł. Powód? Sąd Apelacyjny w Warszawie po ciągnącym się przez pięć lat postępowaniu przyznał rację szpitalowi (sygn. akt VI ACa 1290/16), uznając, że Magellan nie miał prawa windykować długu. – Firma będzie musiała zwrócić pieniądze wraz z ustawowymi odsetkami. Wyrok jest prawomocny – podkreśla Szymon Jusiel, pełnomocnik szpitala.
To może uruchomić lawinę pozwów. W sytuacji takiej jak warszawska placówka są setki szpitali: płaciły firmom, które – jak się teraz okazuje – nie miały podstawy prawnej, by windykować długi. Skala jest spora: z szacunków DGP wynika, że może chodzić o ponad miliard złotych. Jedna z firm, która współpracuje z dostawcami (Nettle), miała w 2016 r. podpisane takie kontrakty na kwotę 340 mln zł. Magellan, uznawany za największego rynkowego gracza, nie chce mówić o konkretnych sumach. Tylko dwa krakowskie szpitale w 2016 r. podpisały umowy na 30 mln zł.
Szpital Dzieciątka Jezus walczy o zwrot kolejnych 20 mln zł w sądach. I ma nadzieję, że wygra. – To, co robiły firmy finansujące, było nielegalnym procederem. Nagle, często przypadkowo, dowiadywaliśmy się, że nasz dług krąży po parabankach. Poza naszą wiedzą ktoś się dorabiał na zobowiązaniach szpitala, co jest prawnie zakazane – mówi Katarzyna Maroń, dyrektor finansowy placówki. – Przy okazji rozmów o innych sprawach słyszeliśmy: „Mamy w naszych aktywach jeszcze takie i takie wasze zobowiązania”. I dopiero wtedy widziałam, że przejęli długi od różnych dostawców – opisuje Maroń. Wówczas szpital zaczął odmawiać płatności, a sprawy trafiły do sądów.
Zarobkowy proceder
Od 2010 r. prawo o działalności leczniczej zakazuje obrotu wierzytelnościami szpitali. Można to robić tylko za zgodą organu założycielskiego. Ale biznes ten jest tak intratny, że firmy z sektora finansowego wymyślały coraz to nowe formy omijania przepisów. Jedną z form były konsorcja. Tworzyli je dostawca i firma finansująca, która następnie sama zajmowała się windykacją od szpitala, zarabiając na odsetkach. Interes był pewny, bo kiedy zapadał wyrok sądowy, można było przez komornika zająć m.in. kontrakt z NFZ.
Teraz sądy zaczęły dostrzegać, że – jak argumentował Sąd Najwyższy (sygn. akt VI ACa 511/14) – firmy windykacyjne uczyniły sobie źródło zarobku z procederu skupywania wierzytelności przedsiębiorców wbrew prawu.
Mechanizm egzekucji wierzytelności / Dziennik Gazeta Prawna
Efekt jest zaskakujący: szpital nie musi nikomu płacić, a firma finansująca nie ma jak odzyskać pieniędzy od szpitala. – W wyroku sądu apelacyjnego w ustnych motywach uzasadnienia sędzia tłumaczył, że co do zasady długi trzeba płacić, niemniej jednak musi się to odbywać zgodnie z prawem – tłumaczy Szymon Jusiel z Kancelarii Prawa Gospodarczego i Finansowego w Warszawie, która specjalizuje się w tego rodzaju sprawach.
Dyrektor Maroń tłumaczy, że szpital nie uchylał się od płacenia. – Mieliśmy kłopoty związane z obsługą długu, jednak najczęściej udawało nam się porozumieć z kontrahentami, czyli z bezpośrednim dostawcą – rozkładaliśmy płatności na raty, mamy swoje porozumienia i układy. Kiedy wchodził parabank, przejmując rolę windykatora, nie było rozmowy – mówi Katarzyna Maroń. Jej zdaniem te firmy wpadły we własne sidła: tak bardzo chciały zarabiać na zobowiązaniach szpitali, gdzie zarobek jest pewny, że omijały prawo i teraz mogą zostać na lodzie.
Przed sądami w Warszawie toczy się kilkadziesiąt spraw dotyczących różnych podmiotów finansowych, czy jak je określił Sąd Najwyższy – firm windykacyjnych. Kilka postępowań jest już zakończonych prawomocnym wyrokiem (te, które nie zapłaciły firmom windykacyjnym długu, nie muszą go płacić). W najnowszym wyroku wskazano, że tego typu rozstrzygnięcie stanowi podstawę do domagania się przez szpital zwrotu pieniędzy w sytuacji, w której placówka wcześniej dokonała zapłaty.
Niedozwolona zmiana
Szpitale walczą sądownie, żeby nie płacić lub odzyskać już uiszczoną opłatę. Ale też zaczynają odrzucać oferty, jeżeli widzą, że docelowo może dojść do handlu ich długami. We wtorek KIO po raz pierwszy opiniowała taką sprawę po tym, jak szpital odrzucił ofertę, a konsorcjum odwołało się od tej decyzji. Skład orzekający uznał, że szpital miał prawo tak postąpić. Jak tłumaczy Magdalena Grabarczyk, rzecznik KIO – analiza doprowadziła izbę do wniosku, że w ramach konsorcjum może dojść do niedozwolonej zmiany podmiotu, który będzie uprawniony do dochodzenia należności z umowy, gdyż administrowanie i windykacja należności zostały przypisane wyłącznie firmie Nettle. Pozostałe obowiązki tej firmy wynikające z umowy konsorcjum, m.in. nadzór nad przewozem i usługi księgowe, nie zmieniły tej oceny. – Dostawca leków może sam zrealizować zamówienie. Te dodatkowe usługi stanowią zwykłe czynności wykonywane w związku z realizacją dostaw i nie stanowią przedmiotu umowy zawieranej przez szpital – tłumaczy Magdalena Grabarczyk.
To orzeczenie, a także orzeczenie sądowe mogą całkowicie zrujnować ten rynek – o ile firmy nie znajdą kolejnego sposobu, jak ominąć prawo.
W styczniu sprawą zainteresował się prokurator generalny Zbigniew Ziobro, który w liście do szefa resortu zdrowia prosił o przedstawienie sytuacji z handlem długami. W batalii Szpitala Dzieciątka Jezus prokurator regionalny zeznawał w sądzie na rzecz szpitala.
Druga strona medalu
Kij ma dwa końce. Szpitale mają ogromne zadłużenie, które w tym roku przekroczyło 11 mld zł. I najczęściej nie mają pieniędzy na spłatę. Dostawcy niejednokrotnie muszą kredytować działanie placówki medycznej, dla której chcą realizować zamówienia. Rzadko mogą liczyć na zapłatę na czas. Z wyliczeń spółki Nettle wynika, że średni czas oczekiwania na zapłatę przez szpitale wynosi 230 dni. Ustawowy termin to 60 dni. Dlatego – jak przekonują firmy z sektora finansującego – bez ich pomocy dostawcy mieliby poważne kłopoty.
Według Janusza Burkota, radcy prawnego Magellana SA, zakwestionowana przez sąd forma kooperacji pozwalała na wspólny udział firmom takim jak spółka Magellan i dostawcy w przetargu organizowanym przez szpitale. Możliwa była dalsza współpraca dostawcy i szpitala, co ważne, zapewniająca tym pierwszym płynność finansową i zabezpieczenie ich praw. – W dużej mierze właśnie dzięki temu firmy podejmowały kooperację ze służbą zdrowia, a co za tym idzie współpraca ze spółką Magellan niejednokrotnie umożliwiała dostęp szpitalom do niezbędnych artykułów medycznych – mówi Janusz Burkot.