Długi szpitali w dziewięć miesięcy urosły o ponad 19 proc. Powinny natychmiast spłacić 2,1 mld zł.
Jest źle, a jak przekonują eksperci – będzie jeszcze gorzej. – Bo tam, gdzie dało się zaoszczędzić, poprawić zarządzanie, zwiększyć efektywność, większość placówek już to zrobiła – zwraca uwagę Marek Wójcik, ekspert Związku Powiatów Polskich. Jego zdaniem taki scenariusz był do przewidzenia dwa lata temu. Placówkom podnoszono koszty działania (m.in. przez wyższe wymogi dotyczące wyposażenia czy płacę minimalną), ale stawka, według której płaci im NFZ, pozostawała bez zmian.
Samorządy, do których należy większość wielooddziałowych placówek, dużo rzadziej niż kiedyś je dotują. – Nałożono na nas wiele nowych zadań z różnych obszarów, nie dając na nie środków. A zmiany w PIT podkopały przychody lokalnych kas – wyjaśnia Wójcik.
Co prawda z planów finansowych NFZ wynika, że wydatki na leczenie szpitalne z roku na rok rosną. Ale za nie kupowane jest więcej świadczeń. Bo potrzeby pacjentów się zwiększają.
Czyja wina?
Całkowite zadłużenie mieści w sobie m.in. kredyty i pożyczki, także inwestycyjne. Od wszystkich (nawet jeśli szpital na bieżąco zaczyna się bilansować), trzeba płacić odsetki. A to obciąża placówki. Te słabiej sobie radzące nie płacą na czas. Najczęściej dostawcom usług, sprzętu, leków (to już 90,5 proc. zobowiązań wymagalnych).
Przedawnione płatności najbardziej, bo o 81 proc., urosły w ciągu trzech kwartałów 2016 r. w woj. pomorskim. Ale i tak są dość niskie – wyłączając placówki resortowe wynoszą 3,8 mln zł. Taką zmianę mógł wygenerować nawet jeden szpital tracący płynność.
Najwięcej zaległych płatności jest na Mazowszu (blisko 450 mln zł) i Śląsku (285 mln). Jest tam wiele szpitali, zwłaszcza specjalistycznych, a algorytm podziału pieniędzy Funduszu działa na ich niekorzyść.
Politycy powtarzają, że długi to efekt marnej kontroli samorządów i słabego zarządzania placówkami. Jednak zobowiązania znacznie wzrosły też w placówkach resortu obrony narodowej (przez 9 miesięcy o 21 proc.) oraz spraw wewnętrznych (o blisko 17 proc.).
Odcięci od pieniędzy
W poprzednich latach przepisy regulowały kwestię zadłużania w następujący sposób: samorząd spłaci ujemny wynik albo musi zamknąć placówkę lub przekształcić ją w spółkę. Choć mechanizm ten działał mobilizująco, PiS przymus przekształceń usunął. I dodatkowo uniemożliwił pozyskanie przez zadłużony szpital inwestora, z czego samorządy czasem korzystały (w ten sposób właściciela zmieniło 36 placówek).
Dziś większość udziałów musi pozostać w publicznych rękach, a mniejszościowych nikt nie chce kupować. Dodano jednak przepisy mające poprawić dyscyplinę finansową: raportowanie według jednego wzoru finansów szpitala, a gdy są złe, obowiązek przygotowania i wdrożenia programu naprawczego. Są też pomysły na nowe oddłużanie szpitali z pomocą publicznych pieniędzy.
Niezależnie, czy rząd po raz kolejny rzuci już zadłużonym koło ratunkowe, część placówek nadal nie będzie płacić na czas. Bo publicznych pieniędzy nie starcza im na obsłużenie chorych zgodnie z wymogami sprzętowymi i kadrowymi (a brak specjalistów, np. anestezjologów, nakręca wzrost wynagrodzeń). Do tego część placówek wymaga restrukturyzacji, na co potrzebne są dodatkowe środki.
Będzie gorzej?
Planowana przez resort zdrowia sieć szpitali przyzna od 1 lipca tego roku niemal wszystkim publicznym placówkom ryczałty na leczenie (w miejsce płacenia za procedury). Ale stały budżet obliczony zostanie w oparciu o dane historyczne, czyli to, ile pieniędzy szpital miał z NFZ w 2015 r. To utrwali niedobory. Placówki z sieci nie będą już mogły ubiegać się o choćby częściową zapłatę nadwykonań.
– Nie ma opcji. Za te pieniądze, które mamy na ochronę zdrowia, nie zdziała się cudów. Kolejne reformy mają ten niedobór pieniędzy ukryć i kupić rządzącym trochę czasu. Z siecią jest dokładnie tak samo – mówi szef jednego z powiatowych szpitali. Także eksperci spodziewają się, że będzie gorzej. – W tym roku placówki ponoszą koszt m.in. wzrostu płac minimalnych w gospodarce, stawki godzinowej, a dodatkowo od lipca mają podnieść najniższe pensje personelu medycznego. Nie dostały jednak na to pieniędzy – mówi Jerzy Gryglewicz, ekspert Uczelni Łazarskiego.
Reforma jako całość
W zbyt niskim finansowaniu oraz braku płatności za nadwykonania przyczyny zadłużania upatruje także posłanka PiS Józefa Szczurek-Żelazko. To szefowa zespołu parlamentarnego ds. szpitali powiatowych, która od 15 lat kieruje Zespołem Opieki Zdrowotnej w Brzesku. A od 1 lutego oficjalnie obejmie stanowisko sekretarza stanu w resorcie zdrowia, gdzie odpowiadać będzie m.in. za wdrażanie reform.
– Do zadłużenia prowadził przede wszystkim system finansowania szpitali i kontrakty z konkretną liczbą świadczeń – uważa Szczurek-Żelazko. – Gdy powstanie sieć, placówki będą wiedziały, ile dostaną pieniędzy na cały rok, i będą mogły nimi lepiej gospodarować – twierdzi. Jej zdaniem teraz, na początku roku, szpitale często przyjmują więcej pacjentów, licząc na to, że NFZ dosypie im pieniędzy. – A nie zawsze tak się dzieje – komentuje nowa wiceminister. Uważa, że liczba hospitalizacji (a co za tym idzie nadwykonań) powinna spadać dzięki planowanym reformom.
– Teraz wielu chorych trafia do szpitali dlatego, że nie zostali zbadani lub odpowiednio leczeni wcześniej m.in. z powodu kolejek do specjalistów. Dlatego reformę wdrażamy także w podstawowej opiece zdrowotnej oraz ambulatoryjnej opiece specjalistycznej – kwituje.