Ponad 350 tys. osób, czyli o 1/4 więcej niż pięć lat temu, uczestniczy w terapii uzależnień. Niestety, na opiekę nad nimi brakuje pieniędzy. A gminy nie chcą się dołożyć.
Dziennik Gazeta Prawna
Popyt na napoje wyskokowe znowu rośnie. W ubiegłym roku sprzedano ponad 120 mln litrów 100-proc. alkoholu. Tym samym wróciliśmy do poziomu z 2012 r., czyli sprzed podwyżki akcyzy – szacuje Związek Pracodawców Polski Przemysł Spirytusowy. – Każdy nowo otwierany punkt zbytu i każdy litr alkoholu więcej przekładają się na zwiększoną liczbę pijących i cierpiących na zaburzenia alkoholowe – komentuje Jacek Moskalewicz z Instytutu Psychiatrii i Neurologii, który od lat bada alkoholizm.
Widać to w danych dotyczących osób leczących się z uzależnień. Ich liczba rośnie z każdym rokiem i sięgnęła już 360 tys. W 2015 r. NFZ przeznaczył na ich leczenie ponad 410 mln zł, o 1/4 więcej niż pięć lat wcześniej. W 2016 r. ta kwota najpewniej wzrosła, skoro liczba udzielonych porad i przyjęć skoczyła w tym czasie z 5,7 mln do 5,8 mln. Nie znaczy to jednak, że te pieniądze wystarczają na pełnowartościową obsługę. Państwowa Agencja Rozwiązywania Problemów Alkoholowych (PARPA) podaje, że blisko połowa poradni podpisuje kontrakty na kwotę nieprzekraczającą 150 tys. zł, a 1/3 miała nawet mniej niż 100 tys. zł, co uniemożliwiało realizację części zadań związanych z leczeniem alkoholików. – Tak niska kwota w praktyce zawęża zakres ich działania do poradnictwa i podstawowej terapii uzależnień od alkoholu – mówi Jadwiga Fudała z PARPA.
O tym, że potrzeby pacjentów są o wiele większe niż przeznaczone środki, świadczą też nadwykonania. W 2015 r. placówki leczące uzależnienia od alkoholu wykonały o 27 proc. więcej świadczeń, niż zaplanował NFZ. Najwięcej, bo 38 proc. nadwykonań, zgłosiły całodobowe oddziały dzienne. W przypadku poradni ich odsetek wyniósł 29 proc., oddziałów detoksykacyjnych – 22 proc., a oddziałów dziennych – 14 proc. – Niepokoi też fakt, że co piąty oddział leczenia alkoholowych zespołów abstynencyjnych nie zrealizował kontraktu z NFZ – mówi Jadwiga Fudała. Jednocześnie spada liczba gmin, które wspomagają ośrodki leczenia. Już 60 proc. z nich nie daje na ten cel ani złotówki, choć zgodnie z prawem są do tego zobligowane. Na walkę z alkoholizmem gminy powinny przeznaczać środki uzyskiwane z koncesji na sprzedaż napojów wyskokowych.
Jacek Moskalewicz zauważa, że przy rosnących wydatkach liczba alkoholików powinna maleć, ta zaś pozostaje podobna od lat. – Na każdy tysiąc wyleczonych pojawia się tysiąc nowych – tłumaczy. Nie maleje również śmiertelność. – Z powodu chorób generowanych przez picie umiera około 20–30 tys. osób rocznie – podkreśla socjolog. Co zawodzi? Przede wszystkim utrudniony dostęp do leczenia. W dużych miastach na przyjęcie do poradni czeka się nawet kilka miesięcy. A skoro alkoholicy decyzję o zwróceniu się o pomoc najczęściej podejmują dobrowolnie, tak długi okres oczekiwania jest szkodliwy i nie sprzyja efektom leczenia. Z oficjalnych danych NFZ wynika, że w pilnym przypadku na miejsce na oddziale terapii uzależnienia od alkoholu czeka się nawet dwa tygodnie, a w stabilnym – ponad dwa miesiące.
Część miejsc zajmują również pacjenci wysyłani przez sąd na przymusowe leczenie. Dla nich w placówkach rezerwuje się 20 proc. miejsc. W 2016 r. na podstawie wyroków leczyło się 50 tys. osób. Z analiz PARPA wynika jednak, że w niektórych ośrodkach stanowią nawet 40 proc. pacjentów. Zwiększa się też liczba skazanych objętych terapią. W 2014 r. było ich 5,4 tys., a w 2016 r. – już 5,9 tys. – Terminy przyjęcia na oddziały dla uzależnionych od alkoholu wahają się od jednego do 21 miesięcy – mówi Milena Domachowska z Ministerstwa Sprawiedliwości. Przez to efektywność prowadzonych działań w zakresie leczenia od uzależnień pozostawia wiele do życzenia.
Innym problemem jest podział dostępnych środków. – Główny strumień finansowania, aż 62 proc. budżetu, płynie na leczenie stacjonarne. Naszym zdaniem o wiele więcej powinno iść na poradnie – mówi Jadwiga Fudała. To one diagnozują zaburzenia, kierują do właściwych placówek i zapewniają terapię, która utrwala pozytywne zmiany w funkcjonowaniu pacjenta. A od tego zależy efekt leczenia. Pozytywne trendy dostrzega za to Jacek Moskalewicz. Do terapii powoli przebijają się nowe metody, m.in. picie kontrolowane. – Może ono polegać na podpisaniu kontraktu między lekarzem a pacjentem, w którym ten ostatni zobowiązuje się do takiego, a nie innego spożycia, i to już może być traktowane jako sukces – mówi Moskalewicz.