Długi touroperatorów są o 44,5 proc. większe niż w 2012 r. – wtedy przez rynek przetoczyła się fala bankructw. Podobnie może być tym razem.
337 touroperatorów i agencji turystycznych ma w tej chwili 8,74 mln zł długu. To wprawdzie o niespełna 100 tys. zł więcej niż rok temu, ale o 2,7 mln zł więcej niż w 2012 r., kiedy niewypłacalność ogłosiło 15 biur podróży – wynika z raportu przygotowanego przez Krajowy Rejestr Długów dla DGP. W poprzednich latach co roku upadłość ogłaszały dwa-trzy podmioty. Co więcej, zwiększył się też średni dług w sektorze. W tym roku, jak wynika z danych KRD, sięga on 25,9 tys. zł, wobec 13,5 tys. zł w 2012 r.
O tym, że w polskiej branży turystycznej nie dzieje się dobrze, świadczą też dane płynące z wywiadowni gospodarczych na temat kondycji finansowej sektora. Obecnie w złej i bardzo złej sytuacji finansowej jest 45,80 proc. touroperatorów. Ich odsetek jest zaledwie o 1 pkt proc. mniejszy niż w 2012 r. Kondycja jest też gorsza w porównaniu z rokiem ubiegłym. Obecnie 54,2 proc. biur podróży jest w bardzo dobrej i dobrej kondycji finansowej, czyli o 3 pkt proc. mniej niż w 2014 r.
Przypadek upadłości krakowskiego biura Intertour, z powodu którego ucierpiało ponad 400 turystów, może nie być w tym roku odosobniony. – Już sezon zimowy nie był dobry dla branży. Mimo że liczba klientów wzrosła o ok. 30 proc., to biura sprzedawały swoje wycieczki z mniejszą marżą niż przed rokiem. To efekt zbyt rozbudowanej oferty – komentuje Andrzej Betlej, analityk z TravelData.
Jeśli chodzi o sezon letni, to on również odbiega od założeń branży. Touroperatorzy spodziewali się 15–20-proc. wzrostu liczby klientów. Tymczasem na razie można mówić o ok. 10-proc. przyroście.
– Największych 30 biur podróży ma się jednak wciąż dobrze. W ubiegłym roku wypracowały 130 mln zł zysku, czyli o ponad 40 mln więcej niż w 2013 r. Wszystko wskazuje na to, że w tym roku powtórzą ubiegłoroczny wynik – wyjaśnia Betlej. A to dlatego że biura bardziej niż na walkę o pozycję na rynku stawiają na dobry wynik finansowy. Starają się więc zarabiać na swoich wycieczkach. O tym, że im się to udaje, świadczyć mogą ceny wycieczek, które są wyższe średnio o 120 zł w porównaniu z 2014 r.
– Jeśli chodzi o wyjazdy last minute, to te oferowane są w niektórych tygodniach nawet o 180 zł drożej niż przed rokiem. To dowód, że biurom udaje się osiągać wyższe marże – tłumaczy Andrzej Betlej.
Sytuacja elity poprawia się kosztem mniejszych biur. Tracą też agenci pośredniczący w sprzedaży oferty touroperatorów. Zwłaszcza ci działający na tradycyjnym rynku. Tym klientów odbierają wielkie biura podróży, które coraz więcej sprzedają przez własne salony i swoje strony internetowe, ale też duzi agenci internetowi, jak Travelplanet, Enovatis czy Internetowe Centrum Podróży eSKY.pl, deklarujący, że mają znacznie więcej kupujących niż przed rokiem. To spośród agentów działających na tradycyjnym rynku może pochodzić w tym roku najwięcej bankrutów. Zagrożony jest też dalszy byt biur podróży wyspecjalizowanych w Tunezji, Turcji, Egipcie i Maroku. Takich jest co najmniej kilkanaście, a po zamachach kierunki te tracą na popularności wśród Polaków. Dobrym przykładem jest Tunezja. W 2014 r. w pierwszym półroczu wyjechało do niej 30 tys. turystów, a w drugim – 72 tys. W tym roku w pierwszym półroczu już tylko 19 tys. osób, a szacunki na drugie półrocze mówią o zaledwie 6–7 tys. turystów z Polski.
Kontrola, którą w maju i w czerwcu wśród biur podróży zarejestrowanych na Mazowszu przeprowadził Urząd Marszałkowski, wykazała, że gwarancje posiadane przez touroperatorów wcale nie zabezpieczają klientów przed utratą wpłaconych pieniędzy w przypadku zgłoszenia niewypłacalności przez biuro podróży. Nawet nie biorąc pod uwagę kosztów sprowadzenia pechowych turystów zza granicy, klienci mogliby liczyć na zwrot od 48 do 87 proc. wpłaconych kwot.
O niefrasobliwości klientów może świadczyć fakt, że wiarygodność biur sprawdzają nieliczni. – W każdym sezonie robi tak od kilkunastu tysięcy do nieco ponad 20 tys. osób, podczas gdy w ubiegłym roku z biurami podróży wyjechało za granicę ponad 2 mln Polaków – mówi Adam Łącki, prezes zarządu Krajowego Rejestru Długów.