Na pierwszy ogień mogą pójść wyciągi. Według naszych informacji to jedna z branż, które znów mogą zostać zamknięte.

Rząd straszy powrotem obostrzeń, jeśli krzywa zachorowań wciąż będzie rosła. Wczoraj liczba nowych przypadków wyniosła 5,2 tys., a więc o ponad tysiąc więcej niż tydzień temu.
Decyzje zapadną najwcześniej we wtorek. Kluczowe będą dane o nowych przypadkach COVID-19. – W tym tygodniu jest za wcześnie, by mówić o pełnym obrazie rzeczywistości, ale biorąc pod uwagę analizy z ostatnich dni, raczej nie przewidujemy, że liczba zakażeń zacznie spadać – mówi nasz rozmówca z rządu.
Widoczny od kilku dni wzrost zachorowań to efekt otwarcia szkół dla klas nauczania początkowego, otwarcia galerii handlowych, ale także pogody sprzyjającej wirusowi. Dopiero pod koniec tygodnia da się wstępnie szacować, jak dołożą się do tego poluzowania, które weszły w życie w zeszły piątek (otwarcie hoteli, stoków etc.).
W tej sytuacji nie będzie raczej mowy o dalszym odmrażaniu gospodarki. W grę wchodzą dwa scenariusze: przedłużenie obecnych zasad, które obowiązują do końca przyszłego tygodnia, albo zaostrzenie rygorów.
Jak słyszymy, pod wpływem ogromnego ruchu turystów w kurortach górskich pojawił się pomysł, by w pierwszej kolejności zamknąć stoki narciarskie. Na razie nie ma planów zamykania hoteli – rząd przyjmuje, że reżim sanitarny jest w nich utrzymywany.
Naukowcy odpowiedzialni za modelowanie epidemii wieszczą wzrosty zachorowań. Profesor Tyll Krüger z Politechniki Wrocławskiej, zajmujący się modelowaniem matematycznym w medycynie i biologii i analizujący rozprzestrzenianie się epidemii, przekonuje: nie tylko nie powinno się rozmrażać, ale wręcz należałoby rozważyć cofnięcie się o krok. – Rekomendowałbym zamknięcie hoteli, a nawet szkół – mówi w rozmowie z DGP. Profesor Tyll należy do zespołu ekspertów doradzających rządowi w walce z koronawirusem. Jego zdaniem głównym zagrożeniem jest to, że wciąż nie wiemy, jak będzie oddziaływał obecny już w Polsce brytyjski wariant wirusa. Jak podkreśla, Niemcy zamknęli już granicę z Czechami i jego zdaniem Warszawa też powinna rozważyć ten ruch – na południu bowiem sytuacja epidemiczna jest niepokojąca. W sobotę Czesi przedłużyli stan wyjątkowy.
Zdaniem Franciszka Rakowskiego z Interdyscyplinarnego Centrum Modelowania UW realny jest scenariusz, w którym w drugiej połowie marca znów będzie do 10 tys. nowych przypadków dziennie.