Cały region mocno ucierpiał w czasie kryzysu gospodarczego spowodowanego przez koronawirusa. Najmniej dotknięte negatywnymi konsekwencjami okazały się republiki nadbałtyckie
DGP
Ani jednemu krajowi naszego regionu – dawnym państwom komunistycznym dziś wchodzącym w skład Unii Europejskiej – nie udało się w II kw. uniknąć recesji. Jej skala była jednak zróżnicowana.
Nasi politycy wielokrotnie podkreślali, że należymy do państw w najmniejszym stopniu dotkniętych przez kryzys. Są jednak kraje, w których spadek produktu krajowego brutto okazał się mniejszy niż u nas: gospodarka Litwy skurczyła się o 4,2 proc. w porównaniu z podobnym okresem poprzedniego roku. W Estonii nie przekroczył 7 proc. To właśnie te dwie republiki nadbałtyckie w II kw. radziły sobie najlepiej w regionie.
Ale w regionie Międzymorza są też kraje, które zanotowały kilkunastoprocentowe spadki. PKB Chorwacji zmniejszył się o 15 proc. Węgier – o ponad 13 proc.
PKB to najważniejszy wskaźnik koniunktury. Ale nie jedyny. DGP co kwartał podsumowuje wyniki poszczególnych gospodarek, biorąc pod uwagę większy zestaw wskaźników. Na tej podstawie tworzymy barometr koniunktury, który w syntetyczny sposób pokazuje, na ile dana gospodarka jest rozgrzana bądź schłodzona.
W II kw. w całym regionie nastąpiło gwałtowne schłodzenie. W najmniejszym stopniu dotknęło ono właśnie Litwę i Estonię. Choć były na minusie, to mniejszym niż inni. Na korzyść republik nadbałtyckich przemawia również to, co przeżyły w trakcie poprzedniego kryzysu, który zaczął się we wrześniu 2008 r. od upadku Lehman Brothers. Wtedy ich gospodarki kurczyły się – i to przez kilka kwartałów z rzędu – w tempie, jakiego w II kw. tego roku doświadczały najgorsze gospodarki regionu.

Regionalne różnice

Jeszcze w I kw. czołówka naszego barometru wyglądała inaczej – Węgry ścigały się o palmę pierwszeństwa z Polską. Tym razem gospodarka znad Balatonu znalazła się wśród najsłabszych (gorzej wypadły tylko byłe Słowenia i Chorwacja). Nasz kraj poradził sobie stosunkowo dobrze. Skąd różnice między dotychczasowymi liderami koniunktury?
PKB Chorwacji zmniejszył się o 15 proc. Węgier – o ponad 13 proc.
– Polska wprowadziła największy pakiet antykryzysowy, który opierał się grantach, czyli wypłacie gotówki, a nie na poluzowaniu podatków jak na Węgrzech – wskazuje główny powód Rafał Benecki, główny ekonomista ING Banku Śląskiego.
– Gorszy wynik Węgier można tłumaczyć dużym udziałem turystyki w PKB. Widać, że efekt mniejszej liczby przyjazdów wpływa na aktywność gospodarki. Zaskakujące, że przetwórstwo przemysłowe, które miało odbijać się szybko, takie były doświadczenia z Azji, jest tam wciąż dość niemrawe – dodaje Piotr Kalisz, główny ekonomista Banku Handlowego.
W przypadku Polski duże rządowe wsparcie nie wystarczyło, by utrzymać wysoką pozycję w regionie.
– Paradoksalnie Polska z wielkim „socjalem” nakierowanym na stabilizowanie zatrudnienia miała większy spadek sprzedaży detalicznej niż Czechy i Węgry i większy niż strefa euro, gdzie pandemia uderzyła mocniej i efektywny lockdown był większy – zwraca uwagę Rafał Benecki. – Ratowały nas natomiast eksport i produkcja, które spadły mniej niż w innych krajach regionu – dodaje.
Ponad 10-proc. spadek konsumpcji w Polsce nie należał do najwyższych w regionie. Na Łotwie był dwa razy większy. W Słowenii i Chorwacji wyniósł ok. 15 proc. Ale równocześnie w takich krajach, jak Słowacja czy Bułgaria, wyniósł 4–6 proc. Niemal wszędzie hamulcem dla PKB była nie tylko konsumpcja, lecz także inwestycje – i to pomimo kończących się we wszystkich projektów finansowanych z pieniędzy unijnych. W Chorwacji i Estonii spadek inwestycji w skali roku wynosił ok. 15 proc. Na Słowenii zbliżał się do 17 proc. Jedynym krajem, który w inwestycjach był w II kw. na plusie, okazała się Rumunia. Ich wzrost wynosił tam prawie 2 proc. w skali roku (rok wcześniej przekraczał 20 proc.).
Wprowadzenie ograniczeń w kontaktach międzyludzkich było kosztowne gospodarczo, ale spowodowało, że pierwsza fala zakażeń okazała się dość ograniczona. Jedynym krajem Europy Środkowo-Wschodniej, który wyraźnie odstawał, była Estonia. Po trudnym kwietniu w maju i czerwcu miało miejsce „lizanie ran”. Ale ożywienie wcale nie jest przesądzone – lipiec i sierpień w dużej części państw regionu przyniosły drugą falę zachorowań, większą niż poprzednia. Dziś nie wiadomo jeszcze, jaki będzie dalszy wpływ pandemii na wyniki gospodarcze. W miarę pewnym można być jedynie tego, że takich dużych ograniczeń aktywności, jak wprowadzane wczesną wiosną, już nie będzie. Jednym z głównych powodów jest to, że rządy zdają sobie sprawę z tego, że konieczność sfinansowania nowych pakietów pomocowych dla firm byłaby ponad ich siły.

Nasz drugi partner

Wyniki poszczególnych gospodarek mają znaczenie m.in. dla perspektyw naszego eksportu w regionie „Międzymorza”. Wprawdzie zauważalny udział mają w nim tylko Czechy, które są drugim po Niemczech zagranicznym odbiorcą naszych towarów, ale udział całej dziesiątki pozostałych państw regionu jest to już ponad 17 proc.
– Zainteresowanie eksportem do naszego regionu jest cały czas duże, co może wynikać z tego, że jedną z ważniejszych grup sprzedawanych towarów jest żywność, dość odporna na wahania koniunktury. Potwierdzają to dane KUKE – połowę pierwszej dziesiątki rynków, na które udzielamy ochrony w ramach ubezpieczenia GAP EX z gwarancjami Skarbu Państwa skoncentrowanego na Unii Europejskiej i krajach wysoko rozwiniętych, stanowią państwa Europy Środkowo-Wschodniej. Jednocześnie świadczy to też o tym, że niektórzy ubezpieczyciele postrzegają region jako bardziej ryzykowny, zmniejszając tutaj zaangażowanie. Jednak obserwowany w KUKE poziom szkodowości dla tych krajów na pewno nie jest wyższy niż średnio w Europie Zachodniej ani też w porównaniu z rokiem poprzednim. Oczywiście trzeba pamiętać, że podobnie jak w Polsce wprowadzono w nich programy wsparcia dla sektora przedsiębiorstw, które będą stopniowo wygasać, a co za tym idzie – rosnąć będzie liczba niewypłacalności – analizuje Grzegorz Kwieciński, dyrektor departamentu ryzyka ubezpieczeniowego KUKE.
Perspektywy koniunktury w poszczególnych krajach regionu będą w najbliższych miesiącach zależały od sytuacji epidemicznej. Ale też od popytu zagranicznego. Dla gospodarek Międzymorza kluczowym partnerem pozostają Niemcy.
– Stosunkowo żwawe wychodzenie Niemiec z recesji i gotowość Berlina do dalszego finansowania programów pomocowych dla swojego biznesu zwiastują, że duża część państw Europy Środkowej będzie na tym korzystać. W nieco dłuższej perspektywie mówi się także o przenoszeniu do Europy Środkowej i Wschodniej przez zachodnie koncerny produkcji z Azji w ramach skracania łańcuchów dostaw, co również będzie grało na naszą korzyść – dodaje Kwieciński.
W II kw. wciąż nie wszystkie wskaźniki prezentowały się źle. Niektóre wskazywały raczej, że gospodarki są wciąż w całkiem dobrej formie. Chodzi przede wszystkim o stopę bezrobocia, która wprawdzie wzrosła, ale w stosunkowo niewielkim stopniu i z rekordowo niskiego poziomu, jaki był notowany przed pandemią. W 11 analizowanych przez nas krajach liczba osób pozostających bez pracy była w czerwcu o ok. 250 tys. większa niż trzy miesiące wcześniej. Łącznie było ich niespełna 2,2 mln.
Sprzeczne sygnały pochodzą natomiast od danych inflacyjnych. W regionie mamy kraje, w których w ostatnich miesiącach wzrost cen był dość wysoki i przyspieszał: dotyczy to Polski, Czech i Węgier. Ale mamy i takie, które w ciągu kilku miesięcy znalazły się w deflacji. W takiej sytuacji są niewielkie gospodarki należące do strefy euro. W Estonii jeszcze w lutym ceny rosły w skali roku o 2 proc. W czerwcu były już o 1,6 proc. niższe niż rok wcześniej.
Odpowiedzią na kryzys są nie tylko pakiety fiskalne rządów, lecz także działania banków centralnych. Chodzi przede wszystkim o poziom stóp procentowych. W krajach strefy euro są one wyraźnie na minusie, ale w dół poszły także w innych krajach. Wyjątkiem są Węgry, w których rynkowe stopy procentowe nie spadły, ale wzrosły. Równocześnie jednak bank centralny stara się, by sektorowi bankowemu nie zabrakło płynności.
W barometrze uwzględniliśmy nominalne stopy procentowe. Różnice w poziomie inflacji sprawiają, że stopy realne są mocno zróżnicowane. W części krajów ze strefy euro realna stopa procentowa liczona z uwzględnieniem bieżących zmian cen jest realna. Tam, gdzie odnotowano ostatnio wzrost inflacji, realne stopy są na minusie. Pod tym względem dwaj regionalni liderzy to Polska i Czechy.
Z czasem różnice w inflacji i poziomie realnych stóp procentowych powinny się wyrównywać. Powód: ekonomiści spodziewają się, że słaby popyt powinien ograniczać wzrosty cen (w przyszłym roku będzie też działał efekt bazy statystycznej – wypadanie ze wskaźników kolejnych miesięcy z podwyższoną inflacją będzie powodować obniżki).

Porównać nieporównywalne

W ramach barometru gospodarczego bierzemy pod uwagę dziewięć różnych wskaźników obrazujących koniunkturę (od wzrostu PKB i jego składowych, przez wyniki przemysłu i handlu, dynamikę importu, tempo wzrostu cen konsumpcyjnych, bezrobocie oraz wysokość realnej stopy procentowej – tym razem, ze względu na brak aktualnych danych, nie uwzględniliśmy zmian cen mieszkań).
Każdy ze wskaźników porównujemy pomiędzy 11 państwami Europy Środkowo-Wschodniej należącymi do Unii Europejskiej – od Estonii po Chorwację i Bułgarię. Przyglądamy się również temu, jak w danym kraju każdy ze wskaźników wypada na tle najlepszego wyniku od 2009 r. Za każdy wskaźnik kraj uzyskuje od minus 10 do +10 pkt. Różnice w punktacji odpowiadają proporcjom pomiędzy bieżącym wynikiem danego kraju w określonej kategorii, a jego najlepszym osiągnięciem od czasu poprzedniego kryzysu oraz pomiędzy bieżącym wynikiem tego kraju odniesionym do konkurentów.
Takie podejście pozwala zestawić nieporównywalne dane, jak np. inflacja i poziom bezrobocia. Waga każdego ze wskaźników jest taka sama, ale w sumie największe znaczenie ma popyt w gospodarce – bo bierzemy pod uwagę i PKB, i jego składowe, a także wyniki przetwórstwa, handlu i importu (to ostatnie to także sygnał równowagi zewnętrznej).