Tak dziwnie w polskiej turystyce jeszcze nie było. W maju zastój, w czerwcu kiepsko, w lipcu i sierpniu tak sobie, za to we wrześniu i w październiku wyjazdy do ciepłych krajów sprzedają się rewelacyjnie. Biura podróży jednym głosem mówią o 30-proc. wzroście w porównaniu z ubiegłym rokiem.
Część klientów prawdopodobnie zdecydowała się polecieć na jesienne wakacje dopiero teraz, korzystając z dużych przecen. Tygodniowy wyjazd do Hiszpanii z posiłkami można znaleźć już za 1600 zł od osoby, a do Egiptu za 1300 zł. To średnio o 20 – 30 proc. taniej niż jeszcze miesiąc temu.
To, co dobre dla klientów, niekoniecznie jest korzystne dla biur. Te nie dość, że sprzedają oferty poniżej kosztów własnych, to jeszcze nie mogą znaleźć kupców na wycieczki na kolejny sezon. Choć wcześniej planowały wysłanie do ciepłych krajów nawet 10 proc. osób więcej niż przed rokiem – w sumie ok. 200 tys. – to teraz mocno redukują te założenia.
– W ostatnim czasie zweryfikowaliśmy nasze plany na zimę o kilka procent. Jest to oczywiście związane z dopasowaniem ich do rzeczywistego popytu i prognoz na zimę. Skasowaliśmy na przykład wyloty z Katowic na Fuerteventurę oraz z Bydgoszczy na Teneryfę – mówi Piotr Haładus z TUI Poland, dodając, że największy spadek sprzedaży obserwowany jest właśnie z lokalnych lotnisk.
O cięciach donoszą też agenci. Wymieniają m.in. Rainbow Tours, który ograniczył, jak mówią, o około 30 proc. liczbę miejsc w wyjazdach na Wyspy Kanaryjskie. Zmian w zimowym programie nie wyklucza też Itaka, która w tym roku zimą przygotowała wakacje dla 75 tys. osób, czyli dla około 5 tys. więcej niż przed rokiem.
– Ciągle obserwujemy rynek. Widzimy jednak, że popyt siadł. Na wrzesień mamy sprzedane wszystkie wycieczki, powoli kończy się też ich dostępność w październiku. W związku z ofertą zimową znaleźliśmy kupców na około 15 proc. wycieczek – tłumaczy Piotr Henicz, wiceprezes Itaki. A wcześniej, jak przyznaje, w przedsprzedaży nabywców znajdowało nawet 30 proc. oferty.
Krzysztof Piątek, prezes Polskiego Związku Organizatorów Turystyki, uważa, że biura powinny jeszcze się wstrzymać z podejmowaniem decyzji o cięciach. A to dlatego, że blisko 90 proc. sprzedawanej ostatnio oferty znajdowało nabywców na 7 – 10 dni przed wylotem.
– Bez sensu. Na kilka dni przed wylotem sprzedaje się wycieczki poniżej kosztów. Trzeba reagować wcześniej, przewidywać problemy. Rynek jest coraz mniej stabilny. Ludzie kupują w ostatniej chwili i oczekują gigantycznych upustów, nie rozumieją, że nam rosną ceny – tłumaczy współwłaściciel jednego z dużych warszawskich biur. – Za granicą znacząco podrożała benzyna, czyli transport turystów, a także koszty pracy i wiele innych rzeczy. Dlatego już podjęliśmy decyzję o obcięciu miejsc na niedochodowe wiosnę i jesień. To samo robią inni – dodaje.
Dla klientów oznacza to nie tylko mniejszy wybór, lecz także wyższe ceny. Bo choć jak deklaruje branża, ceny w katalogach są takie jak przed rokiem, to upusty proponowane przez biura podróży są niższe. Wcześniej wycieczki w przedsprzedaży można było kupić nawet z 40-proc. rabatem. Teraz sięgają one maksymalnie 25 – 30 proc., a latem, jak deklarują operatorzy, mogą spaść do 15 proc.

Rok temu wyjazd w przedsprzedaży był o 40 proc. tańszy. Dziś o 25 proc.