340 osób z oświęcimskiego muzeum od marca znalazło się bez pracy. Nie tylko oni. W CEIDG zarejestrowanych jest 23 718 jednoosobowych działalności gospodarczych z „przewodniczym” kodem PKD na pierwszym miejscu.
Pod koniec października edukatorzy (jak wolą o sobie mówić) pracujący dla Państwowego Muzeum Auschwitz-Birkenau (PMA-B) napisali list do dyrektora placówki, dr Piotra M.A. Cywińskiego. Proszą w nim o „podjęcie kroków zmierzających do nakreślenia sytuacji naszej grupy zawodowej w kontekście wdrożonych i planowanych rozwiązań rządowych, ujętych w tzw. tarczach antykryzysowych”. Podnoszą, że przyjęte 15 października rozwiązania pozwalają przedsiębiorcom z branży turystycznej na ubieganie się o wsparcie z ZUS w postaci świadczenia postojowego oraz zwolnienia ze składek. „Niestety, tylko nieliczni z nas mogą z tego skorzystać” – alarmują. Postojowe jest dostępne dla tych, którzy działają sezonowo, a oni pracowali przez cały rok. Na abolicję składkową mogą liczyć ci, którzy wykażą, że w lipcu, sierpniu i wrześniu 2020 r. ich przychody spadły o 75 proc. r/r, a latem, podczas odmrożenia, zwiedzający znów zaczęli odwiedzać muzeum, więc zaczęli coś wreszcie zarabiać. Czują się skrzywdzeni: tylko ich branża musi wykazać tak duży spadek obrotów, dla gastronomii, fitness, rozrywkowej ustawiono 40-proc. próg.
Muzeum w Oświęcimiu jest dużym pracodawcą. Jak informuje Bartosz Bartyzel, rzecznik prasowy Muzeum Auschwitz, placówka współpracuje z 340 przewodnikami, którzy w większości prowadzą jednoosobowe działalności. – Od początku kryzysu spowodowanego pandemią alarmowaliśmy Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego o trudnej i szczególnej sytuacji przewodników współpracujących z muzeum. Grupa ta została włączona do zapisów tarczy antykryzysowej i mogła skorzystać z różnych form pomocy finansowej – tłumaczy Bartyzel.
Tyle że tarcza chroni niewielu. – Jesteśmy wizytówką Polski, wykonywaliśmy trudną, ale potrzebną, fascynującą pracę. Przez siedem dni w tygodniu, od 7.30 rano do 20.00. Dla większości była to praca na cały etat, choć prowadzona na własny rachunek – mówi jeden z oświęcimskich edukatorów. To osoby różnych profesji, są wśród nich historycy, lingwiści, prawnicy, informatycy. Wszyscy musieli przejść specjalny kurs i zdać trudny egzamin.
Muzeum rozumie ich trudną sytuację, ale samo znalazło się w finansowym dołku. W 2019 r., rekordowym pod względem frekwencji, odwiedziło je 2,32 mln osób z całego świata, a przewodnicy oprowadzili 1,87 mln odwiedzających. W tym roku było otwarte od lipca do października, ale w porównaniu z ubiegłym rokiem spadek odwiedzających wyniósł 81 proc. (w 2019 r. – 886 tys.; w 2020 r. – 168 tys.), a oprowadzonych grup 60 proc. Budżet placówki, który opiera się w połowie na wpływach z biletów, załamał się i tylko dotacja z resortu kultury pozwoliła na to, by zachować stałych pracowników. Na działalność naukową czy popularyzatorską pieniędzy już nie ma.
Pandemia dotknęła nie tylko edukatorów z PMA-B, ale też całą branżę. W CEIDG widnieje 23 718 rejestracji z kodem 79.90.A (działalność pilotów wycieczek i przewodników turystycznych). Ale są też inni. Na przykład przewodnicy górscy często korzystają z innego kodu: 93.19.2 obejmującego zakresem wiele działalności związanych m.in. ze sportem. Jak podpowiada Artur Ragan, prezes krakowskiego Stowarzyszenia Gaudeamus, skupiającego przewodników miejskich tego grodu (dla Krakowa ubiegły rok też był rekordowy – 14 mln turystów, pierwsza piątka najchętniej odwiedzanych miast na świecie, teraz spadek o ponad 80 proc.) spora grupa pracuje na umowach zleceniach, część, jak on (od 20 lat) łączy przewodnikowanie z prowadzeniem biura turystycznego. Nie zarabiali kokosów, za grupę brali 300 zł, dziennie można było oprowadzić najwyżej dwie, ale jakoś się żyło. Teraz na ulicach pusto, przewodnicy zjadają oszczędności. Tarcza? Dobrze wygląda w „Wiadomościach” TVP.
Ragan uważa, że przebranżowienie przewodników z wieloletnim stażem jest bardzo trudne. Problemem tej branży jest także to – na co zwraca uwagę Jacek Strojny ze Śląskiego Stowarzyszenia Pilotów i Przewodników – że nie ma ona swojej centralnej instytucji lobbingowej, która mogłaby jak równy z równym dyskutować z rządem. Więc pewnie w tej wojnie z pandemią – mimo rządowej tarczy – zostaną zwiezieni z pola bitwy nie z nią, lecz na niej.