Gospodarki uzależnione od rekreacji robią, co mogą, by przyciągnąć jak najwięcej podróżnych.
DGP
Otwarcie granic na przełomie czerwca i lipca spowodowało, że mieszkańcy północy Europy ruszyli na południe. Jest już jednak jasne, że Hiszpanom, Włochom, Grekom i Chorwatom nie uda się nadrobić strat spowodowanych zamknięciem. Turystyka stanęła na prawie trzy miesiące, a i dzisiaj wielu Europejczyków w obawie przed zakażeniem zamiast urlopu nad Morzem Śródziemnym wybiera wypoczynek we własnym kraju. Grecki resort turystyki szacuje, że w tym roku przyjazdów będzie tam o jedną czwartą mniej niż przed rokiem.
Cały czas podtrzymywana przez Brukselę jest rekomendacja zamknięcia Europy na kraje trzecie. Wyjątkiem jest 11 „bezpiecznych” państw, gdzie liczba zakażeń na 100 tys. mieszkańców nie przekracza średniej unijnej. Do UE mogą przyjechać m.in. obywatele Australii, Japonii, Nowej Zelandii, Korei Południowej i Kanady.
Zaktualizowana w zeszłym tygodniu przez ambasadorów krajów UE w Brukseli lista nadal wyklucza Stany Zjednoczone, w których padają kolejne rekordy liczby zakażeń. To poważny problem dla turystyki na naszym kontynencie, bo Europę odwiedzało do tej pory ok. 15 mln Amerykanów rocznie.
Zakaz budzi coraz większy niepokój branży turystycznej w krajach południa. – Nadal tego nie zrobiliśmy, chociaż presja jest ogromna – mówił w zeszłym tygodniu o możliwym otwarciu na amerykańskich turystów Harry Theoharis, grecki minister turystyki.
Na własną rękę zdecydowała się na to Chorwacja. To jedyny kraj w UE, który pozwolił na przyjazd podróżnych spoza bezpiecznej listy. Chorwacja nie należy do strefy Schengen. Zarządzanie granicami pozostaje co prawda wyłączną kompetencją państw członkowskich, ale od początku pandemii 27 krajów koordynuje swoją politykę wobec krajów trzecich.
W tym roku jak nigdy wcześniej wyjazd na urlop za granicę wiąże się z ryzykiem. Przekonali się o tym właśnie Brytyjczycy. Londyn zniósł obowiązek kwarantanny dla brytyjskich obywateli na początku lipca, co umożliwiło wyjazd na letni wypoczynek do krajów południa. Wielu wybrało Hiszpanię, od lat jeden z głównych wakacyjnych celów Wyspiarzy. Ale gdy na Półwyspie Iberyjskim liczba zakażeń zaczęła rosnąć, brytyjski rząd nagle zdecydował się przywrócić obowiązek kwarantanny dla powracających z Hiszpanii Brytyjczyków.
Wprowadzone w zeszłym tygodniu – w nocy z niedzieli na poniedziałek – obostrzenie wywołało konsternację wśród urlopowiczów, a także poruszenie biur podróży i na giełdzie. Brytyjska odnoga TUI zawiesiła wszystkie wycieczki z Wielkiej Brytanii do Hiszpanii do 9 sierpnia poza Balearami i Wyspami Kanaryjskimi. Ryanair co prawda nie anulował połączeń, ale prezes irlandzkich linii Michael O’Leary mocno krytykował decyzję Londynu, nazywając ją „nieskoordynowaną przesadą”. Obowiązek kwarantanny dla wracających z Hiszpanii wprowadziła również Norwegia.
Nagły odwrót turystów dziennik „El Pais” nazwał „ostatecznym ciosem” dla hiszpańskiego sektora turystycznego, który stanowi 12 proc. PKB kraju. Odczuł on już dotkliwie zakaz przyjazdu obywateli państw trzecich, przede wszystkim Rosjan i krajów arabskich. Jak pisze „El Pais”, nie chodzi o to, że są to najliczniejsze grupy przyjezdnych, lecz te o najgrubszych portfelach. Rosjanie i Arabowie zostawiają zazwyczaj najwięcej pieniędzy na Słonecznym Wybrzeżu.
Poza Costa del Sol spadek turystów dotyka Barcelonę i Madryt, miasta z dużą liczbą zakażeń. W poszukiwaniu rozwiązania władze hiszpańskiej stolicy rozważają wprowadzenie „koronapaszportów” – osoby, które przeszły już COVID-19, miałyby dostać dokument zwalniający je z przestrzegania obostrzeń w miejscach publicznych. Według Euronews to jednak kontrowersyjny pomysł: nie ma dowodów na to, iż osoby z przeciwciałami nie zakażą się ponownie.
Rządy na południu szukają sposobu na zwiększenie liczby przyjezdnych, jednocześnie zaostrzając środki bezpieczeństwa na miejscu. Podróżni są testowani wybiórczo na greckich lotniskach. Od 1 lipca, kiedy Grecja otworzyła się na turystów, do 26 lipca do kraju przyjechało 1,3 mln osób, z czego przebadano ponad 171 tys. 344 osoby miały wynik pozytywny. Najwięcej zakażonych przyjechało z Serbii, Rumunii, Bułgarii, Albanii i Wielkiej Brytanii. Dlatego Ateny zdecydowały w zeszłym tygodniu, że Bułgarzy i Rumuni, chcąc wjechać do kraju, będą musieli pokazać negatywny wynik testu na koronawirusa. Grecja rozszerzyła również listę miejsc publicznych, w których obowiązkowe jest noszenie maseczek.
We Włoszech pomysł wydłużenia stanu wyjątkowego do 15 października wywołał duży opór, chociaż rząd zapewniał, że nie oznacza to przywrócenia obostrzeń. Jak tłumaczył premier Giuseppe Conte, władza w Rzymie dzięki temu zachowa swoje uprawnienia do wprowadzania specjalnych środków takich jak tzw. czerwone strefy w rejonach, w których nastąpi skokowy wzrost zakażeń.
To właśnie Włochy ucierpią najbardziej z powodu braku turystów ze Stanów Zjednoczonych. Według włoskiego biura statystycznego co roku przyjeżdżało ok. 5,6 mln Amerykanów – najwięcej wśród wszystkich krajów europejskich.