Brytyjski przemysł motoryzacyjny kwitnie. Jednak jego dalsze losy są pod znakiem zapytania. Sektor zatrudniający 800 tys. osób czeka na czerwcowe referendum.
Fabryki działające na Wyspach wyprodukowały w ubiegłym roku 1,6 mln samochodów osobowych. To 4 proc. więcej niż rok wcześniej i najlepszy wynik od dekady. Aż 77 proc. produkcji trafiło na rynki zagraniczne, przy czym zdecydowaną większość wyeksportowano do Unii Europejskiej. Według prognoz Brytyjskiego Stowarzyszenia Producentów i Handlowców Motoryzacyjnych (SMMT) w 2018 r. licznik produkcji może przekroczyć 2 mln egzemplarzy.
Za dobre statystyki w największym stopniu odpowiadały fabryka Nissana w Sunderland (476 tys. pojazdów) i trzy fabryki koncernu Jaguar Land Rover w Solihull, Castle Bromwich i Halewood (łącznie 489 tys.). – Dzięki sukcesowi Nissana w północno-wschodniej Anglii produkujemy obecnie więcej samochodów niż wszystkie włoskie fabryki razem wzięte – podkreślił w swoim niedawnym przemówieniu premier Wielkiej Brytanii David Cameron. Od ubiegłego roku w zakładzie japońskiego potentata powstają także samochody marki Infiniti, a to wróży dalszy wzrost produkcji. W dalszej kolejności o wynikach decydowały fabryki Opla (Vauxhall), Toyoty, Hondy i Mini. Wszyscy producenci zdążyli już jednak zapomnieć o bardzo dobrym roku. Teraz ich uwaga skupia się na dacie 23 czerwca br., kiedy odbędzie się referendum w sprawie ewentualnego opuszczenia Unii Europejskiej przez Wielką Brytanię.
Najwięksi producenci samochodów osobowych w Unii Europejskiej / Dziennik Gazeta Prawna
Władze koncernów nie są bierne i angażują się politycznie. – Z naszego punktu widzenia Wielka Brytania powinna pozostać w Unii. To daje najlepsze perspektywy handlu, kosztów i zatrudnienia – przekonuje w oświadczeniu Carlos Ghosn, prezes i dyrektor generalny aliansu Renault-Nissan, którego angielska fabryka wspólnie z łańcuchem dostaw daje pracę 32 tys. osób. Dodaje, że przyszłość Nissana na Wyspach w znacznej mierze będzie uzależniona od czerwcowego wyboru Brytyjczyków.
W ubiegłym tygodniu do grona przeciwników Brexitu dołączył także prezes Forda Mark Fields, który na łamach „Bloomberga” stwierdził, że dla Wielkiej Brytanii niezwykle istotna jest jej przynależność do jednolitego rynku. Wypowiedź Fieldsa ma jednak zupełnie inny wydźwięk niż Ghosna, bowiem Ford w 2013 r. zamknął swoją fabrykę w angielskim Southampton i część produkcji przeniósł do Turcji. Trzecim znaczącym głosem ze świata motoryzacji, który zachęca Brytyjczyków do pozostania w Unii, jest dyrektor finansowy Daimlera, Bodo Uebber, który w rozmowie z nowojorskimi dziennikarzami powiedział, że „im większa pozostanie Europa, tym lepiej dla niej”.
Znacznie ostrożniej o przyszłości brytyjskiej motoryzacji wypowiadają się polscy eksperci branżowi. Według Mariusza Pawlaka, głównego ekonomisty Związku Przedsiębiorców i Pracodawców, Brexit nie musi zostać przeprowadzony w formie skrajnej, czyli pełnego wypowiedzenia umów o wolnym handlu czy przepływu kapitału i osób. Brytyjczycy mogą na przykład w zamian za dostęp do wspólnego rynku wnosić opłatę na wzór Norwegii czy Szwajcarii. – Głosowanie 23 czerwca wydaje się raczej zmaganiem na argumenty polityczne, nie gospodarcze – podsumowuje Pawlak.