CEPIK w oparach absurdu. Kilkadziesiąt tysięcy samochodów marki Syrena, drugie tyle dostawczych Żuków, albo wozy pamiętające cesarza Franciszka. To wszystko Centralnej Ewidencji Pojazdów jeździ po naszych drogach.

System, mimo że kosztował już 600 milionów złotych jest pełen dziur i błędów. Z raportu przedstawionego przez koalicję producentów części samochodowych wynika, że po Polsce jeżdżą prawdziwe "rarytasy".

Okazuje się, że w bazie znajdują się mianowicie wozy, które mają ... ponad tysiąc lat. Niektóre z nich mają nawet znajomo brzmiące nazwy.

Jak mówi jej przedstawiciel Alfred Franke, trafiają one nawet na przeglądy. Błędne informacje w rządowym systemie mają bardzo poważne konsekwencje. Na ich podstawie urzędnicy mogą podejmować decyzje, które uderzają zarówno w branżę samochodową, jak i w zwykłych obywateli.

Bogumił Papierniok zwraca uwagę, że skoro w CEPIK-u jest tyle starych samochodów, rząd może dojść do wniosku, że należy zakazać sprowadzania używanych wozów. Straciliby na tym mniej zamożni obywatele, których nie stać na kupno samochodu kosztującego kilkadziesiąt tysięcy złotych.

Koalicja zwróciła się do premier Ewy Kopacz o powołanie międzyresortowego zespołu, który zająłby się bałaganem w CEPIK-u. W bazie znajduje się w tej chwili około 30 milionów samochodów, z czego prawie siedem milionów to pojazdy nieaktywne, czyli takie, które nie trafiają na obowiązkowe przeglądy, bądź nie są ubezpieczane.