Nic nie pomogło – ani otwarcie mostu Skłodowskiej-Curie, ani trasa ekspresowa między Markami a Wisłostradą, ani odciążenie Połczyńskiej i Jerozolimskich dzięki autostradzie A2 i trasie S8. Warszawa nadal jest jednym z najbardziej zakorkowanych miast w całej Europie – wynika z najnowszego raportu Congestion Index opracowanego przez firmę TomTom.
Ile czasu spędzamy w samochodzie / DGP
Na podstawie kilku bilionów informacji zebranych z urządzeń nawigacyjnych, eksperci wyliczyli, że średni czas przejazdu samochodem przez Warszawę w II kwartale tego roku był o 45 proc. dłuższy niż warunkach całkowitej płynności ruchu (np. w środku nocy). W I kwartale różnica wynosiła 43 proc. – Na pogorszenie wyniku wpływ miała zapewne budowa drugiej linii metra, co wymusiło zamknięcie kilku ważnych arterii – tłumaczy Jan Jakiel, prezes Stowarzyszenia Integracji Stołecznej Komunikacji.
Pod względem średniego czasu przejazdu wyprzedza nas jedynie turecki Stambuł (+57 proc.). Ale już w kategorii „czas przejazdu w porannych godzinach szczytu” jesteśmy liderem rankingu, w którym sklasyfikowanych zostało 58 europejskich miast. Kto pracuje w stolicy, do czasu zakładającego idealną płynność ruchu (często podawanego przez nawigację) powinien doliczać średnio aż 93 proc. Innymi słowy, jeżeli w środku nocy czy w weekend do biura jechałby 30 minut, to w porannych korkach będzie to 58 minut. A popołudniowy powrót do domu będzie krótszy zaledwie o pół minuty.
Lepiej od nas mają nawet Londyńczycy, Paryżanie czy Berlińczycy – przy takich założeniach droga powrotna po pracy zajmuje im „tylko” 45 – 50 minut.
Dla warszawiaków codzienne stanie w korkach oznacza straty – czasu, lecz także pieniędzy. Eksperci TomToma wyliczyli, że osoba, która spędza w korkach średnio 30 minut dziennie, w skali roku traci 4 – 5 dni. Mieszkańcy peryferyjnych dzielnic czy podwarszawskich miejscowości tracą ponad 10 dni rocznie. Oraz sporo gotówki. – Szacujemy, że dodatkowy koszt stania w korkach jednego auta to 17 zł dziennie, co po odjęciu dni wolnych daje 4,3 tys. zł rocznie – wylicza Jan Jakiel.
Z kolei zdaniem dr. hab. Adama Tarnowskiego, psychologa transportu z UW, oprócz czasu i pieniędzy w korkach tracimy jeszcze jedno – nerwy. Jak konkluduje – w takiej sytuacji wiele osób powinno zastanowić się, czy nie lepiej przesiąść się do transportu publicznego. Działa coraz lepiej, w godzinach szczytu gwarantuje podobny czas przejazdu i odpada problem z jego zaparkowaniem.