Popyt na niektóre modele z silnikiem diesla skurczył się z kilkudziesięciu do kilku procent. Kierowcy masowo przesiadają się do samochodów z mniejszymi, oszczędniejszymi silnikami benzynowymi.

Już od ponad roku płacimy za paliwo powyżej 5 zł za litr. A od grudnia zarówno ceny benzyny, jak i oleju napędowego utrzymują się niebezpiecznie blisko granicy 6 zł. Kierowcy przestali zatem mieć złudzenia, że to tylko przejściowa sytuacja spowodowana drogim dolarem czy niepokojami w państwach arabskich. Wysokie ceny tak bardzo dały im w kość, że masowo przesiadają się do samochodów z mniejszymi, oszczędniejszymi silnikami. Jednocześnie odwracają się od diesli, których sprzedaż spada z miesiąca na miesiąc. I dotyczy to zarówno aut nowych, jak i używanych.

Otomoto.pl, największy portal z ogłoszeniami motoryzacyjnymi, wyliczył, że w ciągu roku liczba zapytań klientów o samochody używane z silnikami benzynowymi o pojemności 1,4 – 1,6 litra wzrosła o 44 proc. Jeszcze bardziej, bo aż o 60 proc. poszło w górę zainteresowanie autami z motorami o pojemności 0,9 – 1,4 litra. Tymczasem aż o 20 proc. skurczyła się liczba zapytań o najpopularniejsze dotychczas auta – z silnikami diesla o pojemności 1,9 – 2,0 litra. – Możemy już śmiało stwierdzić, że zjawisko to nie jest jedynie chwilowym trendem. W dłuższej perspektywie będzie miało wpływ na zmianę całej oferty rynkowej – uważa Marcin Świć, dyrektor serwisów motoryzacyjnych Grupy Allegro.

To, że na rynku wtórnym poszukiwane są auta z mniejszymi silnikami, potwierdzają także właściciele komisów. – Obserwujemy niespotykany dotychczas trend – przyjeżdżają do nas klienci z dużymi autami, którzy chcą je wymienić na coś mniejszego, bardziej ekonomicznego – mówi Piotr Kornatowski, właściciel jednego z największych komisów w Krakowie. Przyznaje jednocześnie, że coraz mniejszym zainteresowaniem cieszą się diesle, a coraz większym – auta benzynowe.

Odwrót od diesla widoczny jest już nawet w salonach z nowymi autami. Potwierdzają to sami importerzy. – W przypadku modelu RAV4 w okresie styczeń – maj tego roku udział diesla wyniósł zaledwie 6 proc., podczas gdy w tym samym czasie roku ubiegłego było to 21 proc. – mówi Maciej Gorzelak z Toyota Motor Poland. Ale zastrzega, że nie wszystkie modele uległy takiemu trendowi. Przykładowo Avensis z dieslem nadal sprzedaje się dobrze, ale akurat jego kupują głównie floty. One nadal preferują diesle. Po prostu przy dużych przebiegach ich zakup jest jeszcze opłacalny.

Nie zmienia to faktu, że ogólny udział diesli w całkowitej sprzedaży nowych samochodów spada, co potwierdzają dane instytutu Samar. Wynika z nich, że o ile w pierwszych pięciu miesiącach ubiegłego roku nowe diesle zdobyły 37 proc. rynku, o tyle w tym roku spadł on do ok. 35 proc. – Ważniejsze jednak jest to, że o ile całkowita sprzedaż diesli wzrosła względem ubiegłego roku o nieco ponad 5 proc., o tyle modeli z silnikami benzynowymi o 13,5 proc. – komentuje Wojciech Drzewiecki, szef Samaru.

Jego zdaniem z biegiem czasu trend ten utrwali się. Bo olej napędowy już nigdy nie będzie o 70 – 80 gr tańszy od benzyny, jak miało to miejsce jeszcze kilka lat temu. Dziś kosztuje zaledwie 8 – 10 gr mniej od bezołowiówki, a jesienią i zimą znowu będzie od niej droższy. Jednym z powodów jest to, że opodatkowanie obu paliw jest na podobnym poziomie, przy czym ON jest droższy w produkcji. Niestety napędzane nim auta także, i to najczęściej aż o 8 – 10 tys. zł w stosunku do porównywalnych wersji benzynowych. Nic zatem dziwnego, że argument o tym, że przynajmniej mniej palą, coraz mniej przekonuje klientów.

Na stacjach wciąż będzie drogo

Wczoraj kraje OPEC zasugerowały ograniczenie produkcji ropy: chcą podbić jej cenę. – Dla krajów kartelu 100 dol. za baryłkę ropy Brent to minimalny satysfakcjonujący poziom cenowy – wyjaśnia Dorota Sierakowska, analityk rynku surowców w DM BOŚ. Jeżeli surowiec podrożeje (wczoraj kosztował nieco ponad 96 dol.), a dolar utrzyma się w widełkach 3,4 – 3,5 zł, za benzynę nadal będziemy płacili ok. 5,9 zł.

To przez dolara paliwa są takie drogie. Na koniec lutego baryłka ropy kosztowała blisko 125 dol., ale wtedy za walutę USA płaciliśmy ok. 3 zł. Dziś ropa staniała poniżej 100 dol., ale dolar umocnił się o kilkanaście procent. Polscy kierowcy nie mają szczęścia. Właściciele diesli też nie poczują ulgi. Bo choć wielu rezygnuje z zakupu auta na ON, nie będzie to miało wpływu na popyt, a tym samym – ceny na stacjach. Auta osobowe konsumują 30 proc. całego oleju. Resztę zużywa transport i sektory gospodarki, które nie mają możliwości przesiadki na benzynę.