W ubiegłym roku wyrejestrowano legalnie 330 tys. pojazdów. Nielegalnie kolejne 200 – 300 tys. Czy motoryzacyjny złom zalewa Polskę?
Liczba wszystkich pojazdów zarejestrowanych w Polsce (mln) / DGP
Co krok, to rekord. Polski rynek motoryzacyjny rośnie najszybciej w Europie. Jak wyliczył DGP, tylko w ciągu 2011 r. przybyło nam milion pojazdów i obecnie cały park aut liczy już ponad 24 mln samochodów osobowych, ciężarowych i motocykli. Tymczasem jeszcze dekadę temu mieliśmy niespełna 15 mln pojazdów, a w 1990 r., tuż po przekroczeniu progu kapitalizmu – ledwie 9 mln.
Tak imponujące statystyki nie wszystkich jednak cieszą. Część ekspertów motorynku od wielu lat rozpacza: co z tego, że mamy tak dużo aut, skoro większość z nich to rumple sprowadzane z zachodniej granicy warte po kilkaset euro. Ale okazuje się, że te najstarsze, często zdezelowane auta znikają z dróg. Ze statystyk Centralnej Ewidencji Pojazdów wynika, że w ubiegłym roku wyrejestrowanych zostało około 330 tys. pojazdów – 90 proc. z nich trafiło na złom, a raczej – jak się dzisiaj proekologicznie mówi – do stacji demontażu. To zauważalny wzrost w porównaniu z latami wcześniejszymi – w 2010 roku wyrejestrowano 261 tys. pojazdów, a w 2007 r. – niecałe 190 tys.
Odpowiada za niego także to, że wiele miast postanowiło we własnym zakresie rozwiązać problem wraków zalegających na ich ulicach. Przy pomocy straży miejskiej zaczęły usuwać bezpańskie auta – o ile w 2007 roku pozbyły się w ten sposób około 9 tys. pojazdów, o tyle w ubiegłym już niemal 40 tys.
Wszystkie te liczby obejmują jednak wyłącznie oficjalne złomowania aut, czyli takie, gdy pojazd trafił do autoryzowanej stacji demontażu, otrzymał od niej odpowiednie zaświadczenie i na jego podstawie został wyrejestrowany w urzędzie komunikacji. Problem polega na tym, że stacje demontażu płacą za wraki symboliczne sumy. – W przypadku aut, z których nic już nie da się odzyskać, dajemy klientowi na taksówkę, żeby miał jak wrócić do domu – usłyszeliśmy w jednej ze stacji pod Warszawą. Więc klienci wolą objeżdżać je szerokim łukiem. Zdaniem ekspertów 200 – 300 tys. aut rocznie złomowanych jest na lewo – rozbierane są one na części, blacha trafia do skupu metali, a resztki lądują w lasach i na łąkach. „Zutylizowane” takimi domowymi sposobami auta nadal figurują w statystykach jako zarejestrowane.
Takich motoryzacyjnych martwych dusz może być w statystykach nawet 4 mln, na co argumenty najłatwiej znaleźć można w danych Komisji Nadzoru Finansowego o liczbie aktywnych polis OC. Na koniec 2011 roku było ich 19,2 mln. Zakładając, że – jak twierdzi Polska Izba Ubezpieczonych – najwyżej 200 tys. jeżdżących aut, motocykli, autobusów itp. nie ma wykupionego OC, to pozostaje właśnie około 4 mln pojazdów, które istnieją wyłącznie na papierze.
Zdaniem ekspertów głównym powodem takiego bałaganu w statystykach i na drogach jest brak systemu, który pozwoliłby wyłapywać właścicieli, którzy nielegalnie złomowali swoje samochody, i nakładać na nich kary. Wystarczyłoby w tym celu połączyć bazę CEP z systemami ubezpieczycieli – w ten sposób dosłownie w ciągu chwili można byłoby zidentyfikować auta, które są zarejestrowane, ale nie mają obowiązkowej polisy OC. Po takim podsumowaniu okazałoby się, że Polacy są miłośnikami zabytków – trzymają w garażach parę milionów trzydziestoletnich polonezów i dużych fiatów.