Branża wychodzi z dołka po koronawirusie. Większa liczba zleceń może jednak mieć słodko-gorzki smak. Wraca bowiem problem braku kierowców, a pandemia jeszcze go wzmacnia.
DGP
Do niedawna niedobór zawodowych kierowców na lokalnym rynku był uzupełniany przez obcokrajowców ze Wschodu, głównie z Ukrainy, Białorusi, czy krajów bałtyckich. – Niestety spowodowane przez pandemię i narzucane przez rządy kolejnych krajów restrykcje w przemieszczaniu się skutecznie ograniczyły dostęp do dodatkowych zasobów. To spotęgowało brak kierowców, jak również narzuciło prowadzenie działań rekrutacyjnych na rynku lokalnym – tłumaczy Magdalena Lubańska, dyrektor transportu krajowego w FM Logistic.
Według ekspertów Personnel Service cały czas utrzymuje się ujemne saldo migracji. I tak będzie zapewne przynajmniej do końca roku.
Związek Pracodawców Transport i Logistyka Polska szacuje deficyt kierowców na 100 tys. Przed rokiem według związku brakowało ok. 150 tys. osób. W sumie w branży za kółkiem pracuje ok. 650 tys. ludzi.
Eksperci twierdzą, że sytuacja będzie się pogarszać. Powód: odchodzący na emeryturę kierowcy z długoletnim stażem nie są zastępowani przez osoby wchodzące na rynek pracy. Główna bariera to koszty uzyskania uprawnień do prowadzenia samochodów ciężarowych, które wynoszą ok. 10 tys. zł. Dla młodych ludzi to na ogół wydatek ponad siły.
– Jeszcze kilka lat temu dla większości kierowców, którzy decydowali się na ten zawód, praca za kółkiem była swoistą pasją, stylem życia, sposobem na odwiedzenie wielu krajów czy możliwością zakupu dóbr, których nie można było zdobyć w ojczyźnie. Dziś priorytetem dla młodych ludzi jest równowaga między życiem prywatnym a zawodowym – zauważa Magdalena Szaroleta, dyrektor regionalny w Raben Transport.
Ta firma zmieniła podejście do procesu rekrutacji. Szuka nie na doświadczonych kierowców, ale też osób bez uprawnień.
– Przez trzy miesiące nowo zatrudniony kierowca jest pod opieką tzw. trenera znającego specyfikę pracy w naszej firmie. Trasy są planowane w podwójnych obsadach, tak aby nowy pracownik mógł bez niepotrzebnego stresu wdrożyć się w nowe obowiązki. Operacyjna codzienność pokazuje jednak, że oczekiwania młodych ludzi i ich wizja roli kierowcy nie idzie w parze z rzeczywistością. Zdarza się, iż już po pierwszej trasie kierowca decyduje się na rezygnację z pracy z powodu zbyt dużej odpowiedzialności i szerokiego zakresu zadań – wyjaśnia Szaroleta.
Problemem są też warunki socjalne. Chodzi np. o brak parkingów nie tylko z toaletami, ale też noclegami czy monitoringiem. Dlatego branża zamierza walczyć o zmianę przepisów dotyczących nowych inwestycji w miejsca obsługi podróżnych. Uważa, że zgoda na ich budowę powinna być wydawana dopiero, gdy inwestor zadeklaruje zapewnienie odpowiednich warunków sanitarnych, noclegowych oraz parkingu dla ciężarówek.
Narzekania dotyczą też firm spedycyjnych. Podczas załadunku czy wyładunku towaru każą czekać kierowcy przy samochodzie, a nie w pomieszczeniu z dostępem do kuchni i toalety, gdzie mógłby wypocząć.
Jeśli już pojawią się chętni do pracy, to w walce o nich polscy przewoźnicy przegrywają z zagraniczną konkurencją. Oferują bowiem niższe zarobki. Jak tłumaczy Maciej Wroński, prezes Związku Pracodawców Transport i Logistyka Polska, to efekt spadających cen frachtów. Dlatego mimo deficytu kierowców pensje pozostają na niezmienionym poziomie.
– Przed koronawirusem cena frachtu w przewozie międzynarodowym, z którego żyją polscy przewoźnicy, wynosiła 0,9–1,1 euro za każdy kilometr trasy z ładunkiem. Dziś zagraniczni spedytorzy płacą nam nawet o połowę mniej. Ale niemieckie firmy od swoich spedytorów dostają 1,7–1,8 euro. Są w związku z tym w stanie zaoferować kierowcy nawet 2,7 tys. euro na rękę. W Polsce pensja netto wynosi średnio 7–8 tys. zł, w skrajnych przypadkach dochodzi do 9 tys. To sprawia, że kierowcy z polskiego rynku uciekają do pracy za granicę – wyjaśnia Romuald Szmyt, prezes Zachodnio pomorskiego Stowarzyszenia Przewoźników Drogowych, właściciel firmy przewozowej.
Według niego sytuację można rozwiązać, wprowadzając w UE minimalne ceny za fracht. – Ta propozycja nie ma jednak zbyt wielu zwolenników – dodaje.