Według Marcina Horały, wiceministra infrastruktury i pełnomocnika rządu ds. Centralnego Portu Komunikacyjnego, realizacja tego przedsięwzięcia pomoże rozruszać gospodarkę w dobie spodziewanego kryzysu. Wszystko jednak wskazuje, że to myślenie życzeniowe.
Co do zasady idea rozkręcenia gospodarki poprzez inwestycje w infrastrukturę nie jest zła. Skorzystałoby wiele branż, np. budowlanka. Powstaje jednak pytanie, czy CPK to priorytet? W sytuacji drastycznych spadków dochodów budżetu państwa trzeba będzie wybierać pilniejsze zadania. Także w obszarze lotnictwa.
Porty regionalne już alarmują, że aby uniknąć bankructwa, będą potrzebować pomocy rządu. Liczba operacji spada niemal do zera, co oznacza utratę podstawowego źródła przychodów – opłat lotniskowych od linii. Przewoźnicy na całym świecie w czasie przestoju niedługo znajdą się w jeszcze bardziej katastrofalnej sytuacji. Według prognoz ekspertów część z nich upadnie. Inni będą potrzebować pomocy publicznej.
Leszek Chorzewski, szef lotniska w Modlinie, w rozmowie z portalem Pasazer.com ocenił, że to największy kryzys lotnictwa cywilnego w jego ponad 100-letniej historii. O wiele gorszy w skutkach niż poprzednie zawirowania – związane ze epidemią SARS czy zamachami z 11 września 2001 r.
W branży spodziewają się, że odbudowa dawnego poziomu ruchu będzie trwać wiele miesięcy, jeśli nie lat. Ludzie będą się obawiać latać tyle co dawniej. Zwłaszcza na dalekie dystanse. Po zakończeniu pandemii przewoźnicy będą musieli stosować wiele zabiegów, by ludzie nie czuli strachu przed kilku- kilkunastogodzinnym lotem w bliskim towarzystwie wielu nieznajomych.
Choć wielu ekspertów przyznawało, że budowa CPK jest konieczna, a nawet spóźniona, bo Okęcie zaczyna się zatykać, to pandemia zmienia teraz wszystko.
Trzeba zatem twardo stąpać po ziemi. Po pierwsze, nie ma co mamić społeczeństwa, że port będzie gotowy w 2027 r. Wielu ekspertów już przed epidemią wykazywało nierealność tej daty, a potwierdzało to niedotrzymywanie kolejnych terminów wstępnych przygotowań – jak wyboru doradców czy wbicia pierwszej łopaty. Dodatkowo, jak przyznaje dr Michał Wolański ze Szkoły Głównej Handlowej, nawet bez pandemii trzeba było się liczyć z nadejściem spowolnienia gospodarczego, które m.in. utrudniłoby zdobycie finansowania.
Ale nierozsądne byłoby też zawieszanie prac przygotowawczych do CPK. Zwłaszcza tych planistycznych, które kosztują stosunkowo niewiele. Często zarzuca się rządzącym brak długoletniego planowania i ciągłe zmiany koncepcji. Teraz zwyczajnie będzie więcej czasu na dobre przygotowanie projektu i ewentualne uruchomienie inwestycji w chwili powrotu za kilka lat na ścieżki wzrostu w lotnictwie i przy pojawieniu się szans na sfinansowanie pomysłu (według ostatnich wyliczeń sam port miał kosztować 25 mld zł).
Projekt CPK miał też znaczenie dla kolei. Na ten element warto stawiać – ale także realistycznie. Problemem Polski wciąż jest niezbyt efektywny układ linii, budowanych w dużej mierze jeszcze w okresie zaborów. Dodatkowo inwestycje kolejowe mają ogromne zapóźnienia w porównaniu do drogowych. W tym przypadku też jednak trzeba przestać łudzić się, że w ciągu kilku czy kilkunastu lat wybudujemy aż 1600 km nowych linii (szacunkowy koszt to 100 mld zł). Jednocześnie przy groźbie spadku dofinansowania z UE w kolejnych latach trzeba pilnie postawić na bardziej efektywną modernizację torów. Teraz miliardy idą na ciągnące się latami remonty linii, a efekty często są marne – np. skrócenie czasu przejazdu o kilka minut, czego przykładem jest np. przebudowa torów z Warszawy do Poznania.