Perspektywa rządowych dopłat nie przekonuje przewoźników. I duzi, i mali likwidują lokalne połączenia autobusowe.
Przewoźnicy nie wierzą w rządowy program ratowania połączeń lokalnych i szykują kolejne ostre cięcia rozkładów.
Likwidowanie białych plam na autobusowej mapie Polski to jedna z obietnic piątki Kaczyńskiego. Rząd zapowiedział dofinansowanie deficytowych połączeń kwotą 800 mln zł. Projekt spadł jednak z wczorajszego posiedzenia Rady Ministrów. Pomysł łapie więc poślizg, a w tym czasie przewoźnicy dokonują kolejnych cięć w kursach. – Zapowiedzi premiera Mateusza Morawieckiego z lutego mówiły, że połączenia będą wracać w kwietniu. Na razie nic z tego nie wyszło – mówi prezes PKS Zduńska Wola Mieczysław Piekarski. Z powodu braku rentowności zlikwidował w poniedziałek kilkanaście połączeń.
Również firma Mobilis, która była dotychczas jednym z większych graczy na rynku, nie wierzy, że nowe regulacje coś pomogą. Właśnie ogłosiła, że pod koniec czerwca zlikwiduje swój kolejny oddział – PKS Mława. Szykuje się też do zamknięcia w połowie roku oddziału w Mrągowie. W ograniczonym stopniu obsługuje jeszcze lokalne połączenia w rejonie Ostródy i Płocka, ale – jak mówi prezes Dariusz Załuska – prędzej czy później wycofa się także z tych miast. Już w zeszłym roku Mobilis zlikwidował kilka innych PKS-ów – w Ciechanowie, Mińsku Maz., Przasnyszu i Ostrołęce.
– Wycofujemy się z rynku przewozów lokalnych, bo nie widzimy perspektyw jego uporządkowania. W ciągu ostatnich dwóch lat pojawiło się tyle propozycji rządowych, że już przestałem w nie wierzyć – mówi Dariusz Załuska.
Duże cięcia przewozów w połowie roku szykuje też Arriva, która kiedyś kupiła wiele lokalnych PKS-ów, ale teraz z nich rezygnuje. Pod koniec czerwca zlikwiduje oddziały w Węgorzewie, Kętrzynie, Bielsku Podlaskim, Sędziszowie Małopolskim, Prudniku i Kędzierzynie-Koźlu. Według Arrivy nie ma pewności, że nowe pomysły rządu uzdrowią sytuację. – Trudno w oparciu o obecne projekty ustaw ocenić, jak realnie wpłyną one na sytuację: jak będzie zorganizowany ten rynek, jak będą dystrybuowane środki, w jakiej wysokości i kiedy? – słyszymy w Arrivie.
Doktor Michał Wolański z Instytutu Infrastruktury, Transportu i Mobilności Szkoły Głównej Handlowej po analizie rządowych pomysłów również jest sceptyczny. Jak mówi, nie ma żadnej gwarancji, że dotacje trafią rzeczywiście w rejony, gdzie są białe plamy komunikacyjne.
Według Instytutu Rozwoju Wsi i Rolnictwa Polskiej Akademii Nauk w 2018 r. już 26 proc. sołectw nie miało dostępu do komunikacji publicznej. To oznacza kłopoty z dojazdem do pracy, szkoły czy lekarza. Problem w końcu dostrzegł rząd i w ramach piątki Kaczyńskiego zapowiedział przyjęcie ustawy o Funduszu rozwoju przewozów autobusowych. Zakłada ona m.in. roczne dofinansowanie deficytowych połączeń kwotą 800 mln zł. Środki miałyby trafiać do samorządów, które dorzucałyby 30 proc. kwoty niezbędnej do obsługi połączeń. Minister infrastruktury Andrzej Adamczyk zapowiedział, że nowe regulacje wejdą w życie w maju, a pierwsze połączenia będą przywracane w czerwcu lub w lipcu. Jednocześnie rząd pracuje nad 11. już projektem nowelizacji ustawy o publicznym transporcie zbiorowym.
Problem w tym, że rządowy plan nie przekonuje transportowców. Przewoźnicy ogłaszają nowe, ostre cięcia kursów. Mobilis, który do niedawna był jednym z większych graczy na rynku przewozów lokalnych, właśnie zapowiedział, że pod koniec czerwca zlikwiduje oddział PKS Mława. Dla mieszkańców to będzie duży problem, bo przewoźnik realizuje kursy na terenie trzech powiatów: mławskiego, działdowskiego i żuromińskiego. Prezes spółki Dariusz Załuska mówi jasno: ‒ Przewozy stały się mocno deficytowe.
Starosta mławski Jerzy Rakowski przyjął z zaskoczeniem decyzję Mobilisu. – Znalezienie alternatywnego rozwiązania w tak krótkim czasie wymaga pracy i współpracy wszystkich zainteresowanych funkcjonowaniem komunikacji na naszym terenie – mówi DGP. Nie wiadomo zatem, czy uda się szybko znaleźć inne firmy, które wypełnią lukę.
Mobilis już w zeszłym roku zlikwidował kilka PKS-ów i szykuje się do całkowitego opuszczenia rynku przewozów lokalnych. Według Dariusza Załuski nowe propozycje rządowe nie dają gwarancji, że kursy staną się opłacalne dla jego firmy. Dlategi chce się skupić na przewozach w większych miastach.
Warszawa i Kraków uwolniły część rynku autobusowego i co jakiś czas ogłaszają przetargi na obsługę obszarów i tras. Oczywiście samorządy miejskie sporo dopłacają do kursów. Według Załuski organizacja przewozów na prowincji też powinna się opierać na przetargach. Sugeruje, że można zlecać przewozy w pakietach ‒ na trasach mniej i bardziej opłacalnych. – Zamówienia powinny zaś objąć dłuższy okres, np. 8–10 lat. Wtedy autobus ma szansę się spłacić – dodaje prezes Mobilisu.
Arriva zlikwiduje w czerwcu sześć oddziałów. Firma też stopniowo wchodzi na bardziej intratny rynek przewozów autobusowych w miastach. Według jej rzeczniczki Joanny Parzniewskiej regulacje muszą jasno wskazywać zasady przekazywania środków, z uwzględnieniem długoterminowej perspektywy umożliwiającej m.in. planowanie inwestycji w tabor i infrastrukturę. Arriva też skłania do tego, by samorządy organizowały przetargi na operatorów. – To zapewni nie tylko transparentność gospodarowania środkami publicznymi, ale też da pewność, że zostaną one dobrze i efektywnie wykorzystane – dodaje Parzniewska.
W ostatnich dniach swoje linie zamykają też mniejsi przewoźnicy. Kilkanaście połączeń skasował PKS Zduńska Wola. Widmo likwidacji zawisło nad PKS-em w Poznaniu. Jego właścicielem jest miasto, które nie chce dopłacać do połączeń poza stolicą Wielkopolski.
Mechanizm cięć zwykle jest taki, że najpierw znikają kursy między godzinami szczytu. Zostają zaś głównie te, z których korzystają uczniowie, bo przewoźnicy dostają dotacje za honorowanie ulg na bilety miesięczne dla młodzieży.
Doktor Michał Wolański z Instytutu Infrastruktury, Transportu i Mobilności Szkoły Głównej Handlowej twierdzi, że w rządowych planach na ratowanie lokalnych połączeń nie widać pomysłu. Nie wiadomo, co państwo chce osiągnąć i co chce finansować. ‒ Dopłacanie do wozokilometra to trochę wracanie do czegoś, co było za komuny, kiedy dofinansowano państwową firmę. Teraz nie ma żadnej gwarancji, że te pieniądze rzeczywiście wspomogą rejony, gdzie są białe plamy. Mogą trafić na główne linie i tam może pojawić się lepsza oferta. Ale może nawet i tego nie będzie, tylko tak się zabezpieczy rynek, że przedsiębiorcy będą lepiej na tym zarabiali – zaznacza Wolański. Dodaje, że docenia, iż temat został podjęty przez rząd, ale czeka na bardziej racjonalne mechanizmy wdrażania pomysłu.
Najpierw znikają kursy między godzinami szczytu. Zostają głównie te, z których korzystają uczniowie