Pasażerowie, których podróż koleją opóźniła się o ponad 2 godziny, otrzymają pełen zwrot ceny biletu – takie rozwiązanie proponują europosłowie. Mogłoby ono kosztować PKP nawet 200 mln zł rocznie.
Europarlament chce zagwarantować pasażerom kolei prawa podobne do tych, jakie mają podróżujący samolotami. Komisja transportu rozpatruje zaostrzenie przepisów dotyczących rekompensat za opóźnienia pociągów oraz zwiększenie odpowiedzialności przewoźników w przypadku, gdy z powodu opóźnienia pasażer nie zdąży na przesiadkę.
– Kolej nie istnieje bez pasażerów, dlatego przewoźnicy muszą traktować ich podmiotowo i szanować ich prawa. Udało nam się poprawić jakość usług w transporcie lotniczym, nie widzę więc powodu, dla którego miałoby się nie udać w transporcie kolejowym – mówi europosłanka Elżbieta Łukacijewska (PO), która zgłosiła poprawki zwiększające prawa pasażerów. Celem rozporządzenia ma być promowanie kolei jako wygodnego i stosunkowo ekologicznego środka transportu w Europie. – Pociągi elektryczne nowej generacji są przyjazne środowisku, emitują znacznie mniej gazów cieplarnianych, a zarazem pozwalają na szybkie i komfortowe pokonanie trasy. Najważniejsze jest zapewnienie pasażerom odpowiedniego poziomu ochrony, by wybierali bilety kolejowe zamiast samochodów. Bez odpowiednich przepisów Polska pozostanie w tyle za innymi krajami członkowskimi – powiedziała.
Propozycja rozpatrywana w komisji transportu mówi o tym, że w przypadku opóźnienia powyżej dwóch godzin pasażer otrzyma pełen zwrot ceny biletu. Gdy pociąg przyjedzie do celu później od 60 do 90 minut, otrzymamy połowę kwoty, jaką zapłaciliśmy za bilet. Za opóźnienie wynoszące od 90 do 120 minut dostaniemy zwrot trzech czwartych ceny.
Łukacijewska uważa, że konieczność wypłacania odszkodowań zmobilizuje polskich przewoźników do walki z opóźnieniami pociągów, które są teraz nagminne.
Przeciwnikiem tej propozycji jest sprawozdawca projektu, wiceprzewodniczący europarlamentu Bogusław Liberadzki (SLD). – Będzie to niekorzystne dla pasażerów, bo kolej będzie mieć tendencję do podwyżki cen biletów, żeby można było wypłacać rekompensaty za opóźnienia. Ja chciałbym, by kolej pozostała jak najbardziej dostępna dla pasażerów, kolej nie może być dla elit – powiedział. Jak dodał, w Polsce ponaddwugodzinne opóźnienia pociągów zdarzają się dość często z powodu trwających remontów. – Dopóki nie uporządkujemy spraw na kolei, tego typu propozycja będzie bardzo szkodliwa. Polscy kolejarze mówią, że w tej chwili mogłoby to ich kosztować około 200 mln zł rocznie – podkreślił.
Takie rozwiązanie najbardziej uderzyłoby w PKP Intercity, naszego najważniejszego przewoźnika dalekobieżnego. Szczególnie że spółka ma w ostatnim czasie problemy z punktualnością. W pierwszym kwartale tego roku zaledwie 74 proc. składów dojechało o czasie. W drugim kwartale było jeszcze gorzej. Punktualnie do celu dojechało 68 składów. Spotkało się to z reprymendą ze strony ministra infrastruktury Andrzeja Adamczyka, który zażądał dokładnej analizy przyczyny opóźnień i wyciągnięcia wniosków z tej sytuacji.
Karol Trammer z dwumiesięcznika „Z Biegiem Szyn” ocenia, że wejście w życie nowych regulacji może być blokowane przez dużych przewoźników na Starym Kontynencie – koleje niemieckie Deutsche Bahn czy francuskie SNCF. – Mają one spore wpływy w urzędach europejskich i w efekcie jeśli całkowicie nie zablokują tych regulacji, to przynajmniej mogą opóźnić wprowadzenie ich w życie o kilka lat – zaznacza Trammer. Dodaje, że rozpatrywane propozycje mają dwie strony medalu – mogą dyscyplinować przewoźników, co przyniosłoby korzyści dla pasażerów, ale istnieje też ryzyko, że przy tworzeniu rozkładu jazdy przewoźnicy będą sztucznie wydłużać rezerwy czasowe na poczet ewentualnych opóźnień. – W efekcie rozkładowa podróż będzie trwać dłużej, niż wynikałoby to z realnych możliwości technicznych – mówi Trammer.
Unijne przepisy już teraz wymuszają wypłaty odszkodowań. W przypadku opóźnień sięgających od 60 do 119 minut przysługuje nam zwrot 25 proc. wartości biletu. Jeśli opóźnienie wynosi przynajmniej dwie godziny, możemy się starać o zwrot połowy kwoty wydanej na przejazd.
Karol Trammer zauważa jednak, że polscy kolejarze w przeciwieństwie do zachodnich w przypadkach opóźnień nie ułatwiają pasażerom starań o rekompensatę. – U niektórych zachodnich przewoźników w momencie spóźnienia konduktorzy rozdają pasażerom formularze, które uprawniają do zwrotu części kwoty. U nas ta droga jest znacznie trudniejsza. Trzeba m.in. uzyskać poświadczenie, że pociąg rzeczywiście się opóźnił. Następnie na stronie przewoźnika trzeba znaleźć odpowiedni formularz i komplet dokumentów wysłać pod wskazany adres. Taka procedura wielu podróżnych zniechęca do walki o odszkodowania – dodaje Trammer.
Bogusław Liberadzki zabiega o to, by znowelizowane przepisy rozporządzenia dotyczącego praw pasażerów kolei weszły w życie w 2024 r. – Do 2023 r. mamy prawo inwestować i rozliczać pieniądze z obecnej perspektywy finansowej. Dlatego dobrze by było, gdyby wyższe standardy weszły w życie po zakończeniu tych inwestycji – powiedział. Z opóźnieniem wejścia w życie przepisów może być jednak trudno, bo – jak tłumaczył wiceprzewodniczący PE – europosłowie z krajów wysoko rozwiniętych, w szczególności francuscy, chcą, by nowe przepisy zaczęły obowiązywać w 12 miesięcy od ogłoszenia.
Głosowanie w komisji transportu odbędzie się 9 października. Szanse są duże, bo za nowelizacją przepisów jest większość grup politycznych, przeciwni są socjaliści i konserwatyści. Ambitne stanowisko europarlamentu znacznie wzmocniłoby pozycję negocjacyjną w rozmowach trójstronnych z udziałem krajów członkowskich. W izbie słyszymy obawy, że przystąpienie do prac rządów państw może oznaczać, że wygra interes dotowanych przez nie przedsiębiorstw kolejowych kosztem interesów pasażerów.
Inna propozycja rozpatrywana przez komisję transportu dotyczy biletów łączonych na podróż z przesiadkami. Po jej przyjęciu przewoźnik wystawiający bilet byłby zobowiązany do wypłacenia odszkodowania i zapewnienia biletu na kolejne połączenie w przypadku, gdy pasażer nie zdąży na przesiadkę. Podobne rozwiązanie funkcjonuje już w transporcie lotniczym.
Europosłowie chcą też zagwarantować asystę dla niepełnosprawnych na większych stacjach; na mniejszych osoby na wózkach będą musiały zgłosić chęć skorzystania z pomocy 12 godzin przed podróżą. Przewoźnicy będą musieli zapewnić osiem miejsc na rowery w każdym nowym pociągu. Zostaliby też zobowiązani do szerszego udostępniania swoich rozkładów jazdy wraz z cenami, by na jednej platformie internetowej mogły być zgromadzone informacje o wszystkich połączeniach kolejowych w Europie. To rozwiązanie nienowe, ale do tej pory nie było obowiązku dzielenia się takimi informacjami. Wyłamały się np. Polska i Szwecja, co znacznie utrudnia dzisiaj kupienie biletu międzynarodowego na podróż przez te państwa lub do nich.
Komisja transportu chce też zrezygnować z klauzuli o sile wyższej. To przepis zwalniający przewoźników z wypłacania odszkodowań za opóźnienia w szczególnych okolicznościach, takich jak niekorzystne warunki pogodowe czy klęski żywiołowe. Klauzula funkcjonuje w lotnictwie, ale część europosłów uważa, że jest nadużywana. Operatorzy powołują się na tę klauzulę np. w przypadku strajków – nie chcą wypłacać odszkodowań, ale też nie rezygnują ze sprzedaży biletów, co powoduje, że słyszy się o pasażerach koczujących na lotniskach.
Projekt zmian, nad którym pracuje komisja transportu w europarlamencie, przed rokiem zaproponowała Komisja Europejska. Europosłowie uznali go jednak – jak słyszymy w izbie – za zbyt daleko idący w ustępstwach wobec przedsiębiorstw kolejowych.
W pierwszej kolejności KE chciała znieść możliwość stosowania przez państwa członkowskie odstępstw od zasad zapisanych w rozporządzeniu. W tej chwili w pełni jej zapisy stosuje zaledwie pięć krajów. Polska jest jednym z państw, które wprowadziły wyłączenia. W naszym kraju na przykład odszkodowań za opóźnienia pociągu nie mogą dochodzić pasażerowie składów podmiejskich i regionalnych. ©℗
Głosowanie w komisji transportu odbędzie się 9 października
Ruszyły pociągi na wodór
Na torach Dolnej Saksonii regularne kursy rozpoczął pociąg zasilany ogniwami paliwowymi produkującymi prąd z wodoru. To pierwszy taki pojazd na świecie. Nazywa się Coradia iLint i powstał w niemieckiej fabryce koncernu Alstom. Region zamówił łącznie 14 tego typu składów. Zgodnie z kontraktem wszystkie muszą być dostarczone do końca 2021 r.
Pierwszy będzie kursował między miastami Cuxhaven i Buxtehude. Pojazd rozwija prędkość 140 km/h, a na jednym tankowaniu wodoru może przejechać do 1000 km. Na niektórych trasach Dolnej Saksonii skład zastąpi zwykłe pociągi spalinowe napędzane silnikiem Diesla. Jak podkreśla producent, wodorowy pociąg nie emituje zanieczyszczeń.
Według Alstomu kluczem do sukcesu iLinta ma być inteligentne zarządzanie energią. Ogniwa, które wytwarzają prąd w procesie reakcji wodoru z tlenem, nie dostarczają energii bezpośrednio do silników, tylko do baterii litowo-jonowych. Te zasilają napęd, a dodatkowo magazynują prąd w czasie hamowania pojazdu. Ciepło, które wytwarza się w czasie reakcji chemicznej, jest z kolei wykorzystywane do ogrzewania wnętrza składu. Ani zamawiający, ani producent nie zdradzają jednak, ile kosztuje taki pojazd.
Technologia wodorowa wciąż przechodzi testy, ale oprócz kolei niemieckich Alstom dostał już zamówienia na tego typu pociągi z Wielkiej Brytanii.
Próby z wodorem odbywają się także w Polsce. Wodorowy autobus pokazowy stworzył Ursus. Wspieranie tej technologii obiecało Narodowe Centrum Badań i Rozwoju. Z kolei Jastrzębska Spółka Węglowa podpisała list intencyjny z PKP Cargo. Chciałaby wykorzystywać wodór wyodrębniony z gazu koksowniczego. Paliwo mogłoby być wykorzystywane do napędzania nowoczesnych lokomotyw.