Do końca sierpnia nadzorująca sieć rejestratorów inspekcja transportu drogowego (ITD) może otrzymać zielone światło dla rozbudowy systemu. Ale pierwsze nowe urządzenia pojawią się dopiero w 2020 r.
„Zwiększenie skuteczności i efektywności systemu automatycznego nadzoru nad ruchem drogowym” – tak nazywa się projekt, który przygotowało Centrum Automatycznego Nadzoru nad Ruchem Drogowym (CANARD), działające w stru kturach ITD. Chodzi o rozbudowę istniejącego systemu fotoradarowego (ten także był zgłoszony jako projekt unijny, zakończony w 2015 r.). Wartość nowego przedsięwzięcia szacowana jest na 162 mln zł, a inspekcja stara się o 137,7 mln zł unijnego dofinansowania.
Wniosek o eurofundusze, wraz z całą dokumentacją projektową, CANARD złożyło w lutym do Centrum Unijnych Projektów Transportowych (CUPT). Od decyzji tej instytucji zależy, czy inspekcja otrzyma pieniądze. Teoretycznie CUPT ma 120 dni. Ale to przy założeniu, że po pierwszych analizach dokumentów urzędnicy nie będą mieli pytań i próśb o wyjaśnienia wnioskodawcy. Pytania były, dlatego procedura znacznie się wydłużyła. Ale, jak ustaliliśmy, jest już blisko finału.
– Planowany termin zakończenia oceny to koniec sierpnia – potwierdza Anna Paradowska-Naturska z biura administracyjnego CUPT.
Zdaniem naszych rozmówców są spore szanse na to, że będzie zgoda na unijne dofinansowanie. Inspekcja kilka lat temu przeszła niemal tę samą ścieżkę, czego efektem jest kilkaset działających dziś przy drogach urządzeń. Inny powód: bezpieczeństwo drogowe jest traktowane priorytetowo przez Unię Europejską, a fotoradary przyczyniają się do jego zwiększenia.
Pozytywna decyzja CUPT nie oznacza, że natychmiast fotoradarów zacznie przybywać. Jak słyszymy nieoficjalnie w CANARD, pierwszy możliwy termin to dopiero 2020 r. – Jeśli decyzja CUPT będzie pozytywna, wówczas zaczniemy analizy dotyczące lokalizacji nowych fotoradarów i zaczniemy rozpisywać przetargi – zdradza nam osoba z CANARD. Zwraca uwagę, że proces instalacji urządzenia rejestrującego na przydrożnym maszcie może potrwać nawet rok. – W grę wchodzi przetarg na wyłonienie jego dostawcy, uzyskanie niezbędnych pozwoleń, podłączenie prądu itp. Te formalności zajmują dużo czasu – przyznaje nasz rozmówca.
Dziś pod nadzorem CANARD działa 431 fotoradarów stacjonarnych (umieszczonych na masztach), 29 mobilnych urządzeń w nieoznakowanych radiowozach, 30 systemów odcinkowego pomiaru prędkości oraz 20 rejestratorów przejazdu na czerwonym świetle. Przy czym w ciągu ostatnich trzech lat liczba fotoradarów stacjonarnych zmieniała się, tak samo jak lokalizacja urządzeń.
ITD ma 1,9 tys. wniosków o postawienie na danym odcinku drogi urządzenia rejestrującego. Z reguły pochodzą one od mieszkańców, władz samorządowych, policji oraz Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad (GDDKiA).
Z reguły ITD tłumaczy, że nie ma pieniędzy na spełnienie tych oczekiwań. Ale np. wniosek ze strony GDDKiA został pozytywnie rozpatrzony. W efekcie na zjeździe z autostrady A1 na autostradę A4 (węzeł Sośnica w Gliwicach) pojawił się fotoradar i ograniczenie do 50 km/h. Powód? Na ostrym łuku drogi dochodziło do wielu wypadków. – Zawnioskowaliśmy jeszcze do ITD o zainstalowanie systemu odcinkowego pomiaru prędkości na 20-kilometrowym odcinku autostrady A4 na zachód od Wrocławia – mówi nam osoba z GDDKiA. I w tym przypadku powodem złożenia wniosku jest liczba zdarzeń drogowych na tym odcinku, a także to, że nie ma tam nawet pasa awaryjnego. W CANARD słyszymy jednak, że póki nowy projekt fotoradarowy (a wraz z nim eurodotacje) nie ruszy, o instalacji czegokolwiek w tamtym miejscu można zapomnieć.
Z danych, o które poprosiliśmy inspektorów, wynika, że w pierwszej połowie 2018 r. fotoradary uwieczniły 595 tys. naruszeń prawa o ruchu drogowym (w tym 23 tys. dotyczących niestosowania się do sygnału świetlnego oraz 53 tys. ujawnionych przez odcinkowy pomiar prędkości). Wciąż jednak sporo zdjęć inspekcja musi odkładać na półkę, co oznacza bezkarność części kierowców. Najczęściej dzieje się tak, gdy pojazd należy do cudzoziemca (trudno go namierzyć i wyegzekwować potem mandat), zdjęcie jest nieczytelne lub w Centralnej Ewidencji Pojazdów widnieją niepełne dane właściciela auta. Może też się okazać, że fotoradar uwiecznił pojazd uprzywilejowany. Dlatego wezwań do właścicieli pojazdów było o ponad 100 tys. mniej niż zarejestrowanych naruszeń. Ostatnim krokiem tej procedury jest wystawienie mandatu. Tych w I półroczu tego roku było prawie 180 tys. Część może dotyczyć przewinień popełnionych jeszcze w 2017 r.