Kierowca wykonujący transport drogowy nie będzie już w podróży służbowej. Z punktu widzenia fiskusa czy ZUS będzie traktowany jak pracownik delegowany. Firmom transportowym mogą wzrosnąć koszty pracy, ale z drugiej strony nowe zasady wynagradzania mogą być bardziej korzystne w kontekście niemieckich czy francuskich przepisów o płacy minimalnej.
W czwartek Ministerstwo Infrastruktury i Budownictwa przedstawiło oczekiwany od wielu miesięcy projekt nowelizacji ustawy o czasie pracy kierowców (t.j. Dz.U z. 2012 poz. 1155 ze zm.). Przede wszystkim uchyla on pkt 7. w art. 2 oraz art. 21a. Ten przepis stanowi, że kierowcy w podróży służbowej przysługują należności na pokrycie kosztów. Chodzi o diety i ryczałty za noclegi, których teraz nie trzeba będzie wypłacać. Dziś stanowią one nawet do 3/4 wynagrodzeń kierowców (płaca minimalna 2100 zł brutto i reszta w postaci nieopodatkowanych i nieozusowanych dodatków).
W zamian resort proponuje, by do przychodu kierowcy wykonującego przewóz drogowy – w zakresie zasad ustalania podstawy wymiaru składek na ZUS oraz podstawy wymiaru podatku dochodowego – stosować przepisy odnoszące się do delegowania pracowników w ramach świadczenia usług. To by oznaczało, że opodatkowaniu oraz oskładkowaniu podlegałaby część odpowiadająca średniemu wynagrodzeniu.
– Konsekwencją przyjęcia takiego modelu wynagradzania kierowców będzie wzrost kosztów pracy po stronie pracodawców, ale też wzrosną obciążenia podatkowe po stronie pracowników. Jest to wyjściowa propozycja, którą będziemy mogli ocenić po dokładnych wyliczeniach i przeanalizowaniu wpływu nowych przepisów na branżę, zarówno na kierowców, jak i na finanse pracodawców – mówi Maciej Wroński, prezes organizacji Transport i Logistyka Polska. Zwraca też uwagę na bardzo krótkie, 30-dniowe vacatio legis. – Czas na wejście w życie zmian musi być dużo dłuższy. Przewoźnicy powinni mieć szansę wywiązać się z obowiązujących kontraktów, bo nie wiadomo, czy przy takich samych stawkach frachtów będą w stanie ponieść zwiększone koszty, jak też mieć czas na renegocjację kontraktów długoterminowych – podkreśla Maciej Wroński.
Choć propozycja resortu generalnie polepsza sytuację kierowców, to nie spełnia wszystkich ich postulatów. – Z jednej strony podstawa oskładkowania byłaby wyższa, ale z drugiej kierowcy traciliby roszczenia o ryczałt i diety, które rekompensują im koszty związane ze specyfiką wysoce mobilnej pracy. Dlatego najlepszym rozwiązaniem wydaje się wprowadzenie dla nich odrębnego świadczenia, które rekompensowałoby tę utratę – mówi Barbara Surdykowska z biura eksperckiego, dialogu i polityki społecznej NSZZ „Solidarność”. I zastrzega, że związek nie przyjął jeszcze jednoznacznego stanowiska w sprawie przedstawionych propozycji. – NSZZ „Solidarność” postulował wprowadzenie branżowej płacy dla kierowców, która by stopniowo rosła i „świadczenia dla kierowców”, które by stopniowo malało tak, aby zmodyfikować proporcje pomiędzy częścią wynagrodzenia podlegającą i niepodlegającą składce na Fundusz Ubezpieczeń Społecznych – przypomina Surdykowska.
Na płacę minimalną w transporcie konsekwentnie nie zgadza się jednak rząd. Choć projekt MIB zwiększy koszty przewoźników, to paradoksalnie może to mieć dobre skutki dla firm wykonujących transport międzynarodowy w kontekście przepisów o płacy minimalnej w poszczególnych krajach Unii. – Takie kraje jak Francja, Austria, Holandia, Belgia, Włochy czy Luxemburg jednoznacznie zadeklarowały, że opłaty stanowiące zwrot kosztów podróży, nawet w postaci zryczałtowanej, nie będą zaliczane na poczet płacy minimalnej. Urealnienie wynagrodzeń kierowców zabierałoby wygodny pretekst organom kontrolnym zarzucającym, że nasze firmy płacą kierowcom za mało. Dlatego to krok zmierzający w dobrym kierunku, bo jest absurdem, że kierowca jest wynagradzany w 3/4 w postaci zwrotu kosztów, których de facto nie ponosi, a zarabia płacę minimalną – zwraca uwagę mec. Paweł Judek z kancelarii Działyński i Judek.
Etap legislacyjny
Konsultacje społeczne