Dyrekcja przestrzegała resort infrastruktury przed przekazywaniem systemu viaTOLL inspekcji. Mimo tego zmiana przepisów idzie ekspresowo.
Po tym, jak 8 grudnia Sejm uchwalił nowelizację ustawy o drogach publicznych, która zakłada przeniesienie zadań związanych z poborem opłaty elektronicznej z Głównej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad do Głównego Inspektoratu Transportu Drogowego (GITD), nad projektem pochylili się już senatorowie (komisja przyjęła wczoraj projekt bez poprawek). Nasze źródła twierdzą, że jeszcze w tym tygodniu izba wyższa może zatwierdzić rządowe propozycje.
Zmiany budzą wiele kontrowersji. Po pierwsze dlatego, że decyzja ministra Andrzeja Adamczyka była zupełnie niespodziewana i to w sytuacji, gdy GDDKiA od dawna prowadzi przetarg na wyłonienie nowego operatora systemu (obecnie jest nim firma Kapsch, której kontrakt kończy się w listopadzie 2018 r.). Po drugie dlatego, jak wskazują eksperci i przedstawiciele branży drogowej, że GITD nie ma ludzi, środków ani niezbędnego doświadczenia do tego, by być w stanie efektywnie nadzorować i rozbudowywać system e-myta (szerzej o tym pisaliśmy w wydaniu DGP z 15 listopada br.).
Teraz do tego chóru niezadowolonych dołącza sama GDDKiA. Dotarliśmy do pisma, które zostało sporządzone w Generalnej Dyrekcji i zaadresowane bezpośrednio do ministra Adamczyka. GDDKiA domaga się w nim jasnej deklaracji, co dalej z postępowaniem przetargowym. Zwraca uwagę, że w tym miesiącu zamierzała zakończyć dialog z potencjalnymi wykonawcami i przekazać im specyfikację istotnych warunków zamówienia. Jednak w sytuacji, gdy rząd proceduje zmiany, przetarg staje się bezcelowy. W związku z tym, jak przestrzega GDDKiA, należy liczyć się z tym, że firmy będą się domagać zwrotu poniesionych kosztów (m.in. obsługi prawnej). GDDKiA już jest stratna na decyzji rządu. Poniosła koszty „rzędu kilku milionów złotych”, m.in. z uwagi na korzystanie z „wyspecjalizowanej wiedzy doradców technicznych i prawnych”.
Następnie GDDKiA opisuje ryzyko związane z ciągłością pobierania opłat. Dość wspomnieć, że wystarczy nawet jeden dzień przerwy w działalności systemu (co się może zdarzyć w okresie jego przekazywania w ręce inspektorów), a państwo – konkretnie Krajowy Fundusz Drogowy – straci na tym ok. 5 mln zł.
GITD nie ma ludzi do obsługi systemu ani pieniędzy, aby ich zatrudnić
Zdaniem GDDKiA podmiot administracji publicznej (jakim niewątpliwie jest GITD) może sobie nie poradzić z nowym zadaniem, gdyż „nie posiada narzędzi umożliwiających elastyczne zarządzanie kadrami, szybkie dostosowywanie sposobu działania do zmieniających się warunków funkcjonowania, reagowania na ryzyko, nabywania wiedzy i kompetencji, skupienie się na najbardziej priorytetowych celach itp.”. Autorzy pisma wskazują też na brak możliwości pozyskania przez GITD wysoko wykwalifikowanych pracowników z uwagi na „niesatysfakcjonujące wynagrodzenia”. Sugerowane jest też przejście wszystkich pracowników GDDKiA związanych z systemem poboru opłat do GITD i to na podobnych zasadach, zwłaszcza płacowych. „Zapis taki byłby nie tylko uczciwą propozycją wobec dotychczasowych pracowników GDDKiA, jak i zapewniłby, że nie planowaliby oni zawodowego odejścia z obszaru poboru opłat, co powinno być niezwykle istotne w procesie kompletowania kadry i budowania know-how zdolnego do realizacji nowych zadań przez GITD” – wynika z pisma.
Nasi informatorzy twierdzą, że dokument może mieć związek z nagłą dymisją Krzysztofa Kondraciuka z funkcji szefa GDDKiA 9 listopada br. Rzecznik GDDKiA wczoraj był nieuchwytny. Zapytaliśmy resort infrastruktury m.in. o to, czy otrzymał omawiane pismo od GDDKiA. Jego rzecznik Szymon Huptyś nie odnosi się wprost do tego pytania, lecz zapewnia, że GDDKiA deklaruje „pełne wsparcie dla wdrożenia zmiany instytucjonalnej”. – Zagadnienia związane z prowadzonym procesem legislacyjnym są przedmiotem bieżących roboczych konsultacji z GDDKiA, która była zaangażowana w prace nad zapewnieniem ciągłości poboru opłat jeszcze na etapie prac koncepcyjnych – zapewnia nasz rozmówca z MIB.
Rozbieżności pojawiają się co do kosztów funkcjonowania systemu po przekazaniu go z firmy Kapsch w ręce GITD. Z ministerialnych szacunków wynika, że gdyby kontynuowano współpracę z Kapschem, to koszty systemu przez najbliższe 10 lat wyniosłyby 7 mld zł, a po przekazaniu systemu do GITD koszty te spadłyby do 5,3 mld zł. Kapsch nie zgadza się z tymi wyliczeniami. – Maksymalne koszty, bez jakichkolwiek zmian w umowie i przy tych samych założeniach dotyczących rozbudowy systemu, które przyjęło ministerstwo, wyniosłyby sporo poniżej 4 mld zł – zapewnia Krzysztof Gorzkowski z Kapscha.
Jako jedną z zalet rozwiązania forsowanego przez rząd MIB wskazuje „maksymalne uniezależnienie procesu poboru opłat drogowych od podmiotów trzecich, w tym z kapitałem zagranicznym”.
Jak nieoficjalnie ustaliliśmy, austriacki Kapsch zdawał sobie sprawę z tego nastawienia rządu, dlatego prowadzone były ciche rozmowy z przedstawicielami dużej, państwowej spółki paliwowej. – Dotyczyły możliwości wykupienia udziałów w polskim oddziale Kapsch Telematic Services, by z jednej strony „schować austriackość” Kapscha, a z drugiej – wykorzystać potencjał organizacyjny państwowego giganta paliwowego, np. przy dystrybucji urządzeń pokładowych i możliwości oferowania nowych usług, także poza granicą Polski – twierdzi nasze źródło.