Z portu w Radomiu znowu nie będzie żadnych regularnych lotów. Tymczasem to właśnie tam setki milionów złotych chciałoby włożyć PPL, zarządca portu na Okęciu. Taka inwestycja nie ma jednak sensu.
Tylko do niedzieli lotnisko w Radomiu miało umowę z linią lotniczą SprintAir na regularne loty do Lwowa, Gdańska i Pragi. Rozmowy o przedłużenie kontraktu trwały ponoć do końca minionego tygodnia, ale nie słychać, by coś z nich wynikło. Tym samym oddany w 2013 r. port znowu opustoszeje.
Lotnisko w Radomiu jest jedną z najbardziej kontrowersyjnych inwestycji ostatnich lat. W 2016 r. obsłużyło zaledwie 9,7 tys. podróżnych. Tylu pasażerów (a czasem więcej) przewija się dziennie przez port w Modlinie.
Tymczasem to właśnie Radom, a nie Modlin, ma szansę w najbliższych latach na wielomilionowe inwestycje. O konieczności dużej rozbudowy jednego z lotnisk położonych w okolicach Warszawy mówi Mariusz Szpikowski, szef przedsiębiorstwa Porty Lotnicze (PPL), zarządcy Okęcia. Twierdzi, że Lotnisko Chopina powoli się zapycha, dlatego w najbliższych latach tanie linie lotnicze i czartery trzeba będzie z niego wyprowadzić. Szpikowski przyznaje, że dodatkowo trzeba zrobić miejsce na rozwój LOT-u, który za blisko 10 lat miałby przenieść się do Centralnego Portu Komunikacyjnego w Baranowie koło Grodziska Maz. Według szefa PPL ani WizzAir, ani czartery nie przeniosą się jednak do Modlina, bo tamten port został zmonopolizowany przez irlandzkie linie Ryanair i nikt nie będzie miał odwagi z nimi konkurować. Z tego też powodu PPL, jako jeden z czterech udziałowców lotniska w Modlinie, nie chce się zgodzić na większe inwestycje w tamtejszym porcie (potrzebne są m.in. rozbudowa zapychającego się terminalu oraz remont dróg kołowania i pasów). Dla Szpikowskiego inwestowanie w Modlin to de facto przekazywanie pieniędzy Irlandczykom.
– Nie będę dopłacał do Ryanaira i wzmacniał tego przewoźnika, bo to nie leży w moim interesie i nie leży w interesie państwa polskiego – mówi szef PPL.
I stąd pomysł na zainwestowanie w przebudowę innego lotniska koło Warszawy. Szef PPL twierdzi, że żadne wiążące decyzje jeszcze nie zapadły, ale jak przyznaje, port w Radomiu ma wiele zalet. Przede wszystkim lotnisko będzie można przebudować tak, by było idealnie przystosowane do potrzeb tanich linii i czarterów. Można też stworzyć cennik, który nie będzie nikogo faworyzował. Dodaje, że odległość od stolicy (ok. 100 km) nie powinna być problemem. Warszawa rozwija się przede wszystkim w kierunku południowym i południowo-zachodnim (Ursynów, Wilanów, Piaseczno, Pruszków, Grodzisk Maz.), a dla tych mieszkańców dojazd do Radomia może być całkiem sprawny – zwłaszcza że poprawiane są drogi i tory z Warszawy.
Za rozbudową portu w Radomiu mocno lobbują posłowie PiS związani z tym regionem, m.in. Andrzej Kosztowniak, który jako prezydent tego miasta otwierał tam lotnisko cywilne.
Jak się dowiedzieliśmy, nieoficjalnie jego rozbudowę wspiera też prezes LOT Rafał Milczarski, który pochodzi z tego miasta.
Czy jednak inwestowanie przez PPL w Radom, a nie w Modlin, ma sens? Dotarliśmy do analizy, którą przygotowali specjaliści związani z modlińskim portem. Punkt po punkcie wytykają bezsensowność tych działań.
Po pierwsze, lotnisko w Modlinie, w przeciwieństwie do portu w Radomiu, ma już teraz bardzo dobrą infrastrukturę, m.in. system ILS, który pomaga lądować przy złej widoczności, pas liczący 2,5 km, który może przyjąć nawet ciężkie samoloty typu Boeing 767, i płyty postojowe, na których zmieści się 12 samolotów Boeing 737. Do tego w Modlinie działa terminal ze sklepami i kawiarniami, który łatwo rozbudować.
Dla porównania lotnisko w Radomiu ma pas o długości zaledwie 2 tys. m, obecnie ograniczony do 1800 m. „Przepustowość terminala to jedynie kilkadziesiąt tysięcy pasażerów rocznie. Lotnisko nie dysponuje kadrami i doświadczeniem niezbędnym do obsługi znaczącej liczby pasażerów. Pojemność płyt postojowych to tylko 2 miejsca dla Boeingów 737” – czytamy w analizie.
Jedną z największych wad Radomia ma być jednak położenie. Lotnisko umiejscowione jest 4 km od centrum miasta, a podejście do lądowania wypada nad gęsto zabudowanym obszarem. „W przypadku zwiększenia ruchu błyskawicznie doprowadzi to do sporów w ramach pozwoleń środowiskowych, ograniczeń nocnych pór operacji lotniczych oraz ogromnych roszczeń mieszkańców” – pisze autor analizy. Dla porównania lotnisko w Modlinie operuje 24 godziny na dobę, a jego funkcjonowanie nie odbija się na obszarach zamieszkanych.
Diametralnie różni się też pozycja finansowa obu lotnisk. Port w Radomiu zamknął ubiegły rok stratą ok. 26 mln zł i nie ma w tej chwili innych źródeł finansowania, jak tylko dotacje właściciela – miasta Radom. Lotnisko w Modlinie miało stratę ok. 4 mln, wynikającą z kosztów spłaty kredytu. „Po planowanej rozbudowie trwały zysk planowany jest od 2021”– piszą autorzy opracowania.
W dodatku port w Radomiu to nadal lotnisko wojskowe. Całkowita przeprowadzka żołnierzy na inne lotnisko byłaby kosztowna.
Przewagą Modlina jest też znacznie lepszy dojazd. Położony blisko trzy razy bliżej od centrum Warszawy port za trzy lata ma być z nią połączony linią kolejową.
Oficjalnie w PPL mówią, że konieczne są analizy, które ostatecznie powiedzą, gdzie pod Warszawą powinien powstać nowy port dla tanich linii. Widać jednak, że władze lotniska na Okęciu dążą do rozwodu ze spółką w Modlinie. Mariusz Szpikowski nie wykluczył, że PPL sprzeda swoje udziały w tym porcie.
– To dla nas nowa i trochę dziwna deklaracja. Sprzedaż udziałów nie byłaby prostą operacją. Liczę, że rząd na to się nie zgodzi. Inwestowanie w oddalony o 100 km od Warszawy Radom byłoby mało racjonalne. Nie wiem, czy linie dałoby się zmusić, żeby latały stamtąd – mówi Marek Miesztalski, szef rady nadzorczej portu w Modlinie i skarbnik Mazowsza.