Projekt ustawy o monitorowaniu drogowego przewozu towarów, który od kilku miesięcy wzbudza olbrzymią krytykę firm transportowych, trafił już do Sejmu. Przewoźnicy są przerażeni nie tylko zakresem zmian, lecz także tym, że mają wejść w życie już 1 marca, i alarmują, że fiskus będzie poprawiał statystyki budżetowe ich kosztem.
Pakiet przewozowy (bo tak potocznie określa się ten projekt) jest dla Ministerstwa Finansów kluczowy. Ma pomóc uszczelnić pobór podatku na tyle, by w perspektywie do budżetu trafiły tracone obecnie miliardy złotych. Resort będzie mógł na bieżąco śledzić trasy przewozu paliw i innych towarów wrażliwych. MF zauważa bowiem ogromne różnice między obrotem np. paliwami, suszem tytoniowym czy skażonym alkoholem, który jest dokumentowany przez wystawienie faktury, a faktycznym ich przewozem. Innymi słowy: po naszym kraju niby jeżdżą ciężarówki pełne towarów, ale budżet nie zarabia na tym ani złotówki. To ma się skończyć.
W tym celu nałożone jednak zostały nowe obowiązki – nie tylko na firmy, które przesyłają ładunki, lecz także na firmy transportowe i na kierowców. W niektórych sytuacjach także przewoźnicy będą dokonywać zgłoszenia do e-rejestru, aby uzyskać odpowiedni (ważny 10 dni) numer referencyjny. Potem powinny przekazać go kierującym. Każdy z pojazdów przewożących towary wrażliwe będzie musiał być też wyposażony w lokalizator GSM-GPRS (przepisy w tym zakresie wejdą w lipcu przyszłego roku). Urządzenia będą dostępne w punktach dystrybucyjnych i w internecie. Będzie je można nie tylko kupić, lecz także wypożyczyć. Dbałość o to, aby lokalizator był włączony, i podanie na wypadek kontroli ważnego numeru referencyjnego są najważniejszymi obowiązkami, jakie będą ciążyć na kierowcach. Skoro zaś pojawią się obowiązki, to będą i sankcje. Przykładowo: kierowcy za nieposiadanie numeru przewozu zapłacić mogą nawet 7,5 tys. zł. Najpoważniejsze sankcje dotkną jednak wysyłających towary wrażliwe. Zapłacą równowartość nawet 46 proc. wartości netto towaru za jego niezgłoszenie w rejestrze (bądź wadliwe zgłoszenie). Wysokość kar nie będzie mogła być niższa niż 20 tys. zł. Wysokość sankcji za niewypełnianie obowiązków, które grożą przewoźnikom, waha się na poziomie 5–20 tys. zł.
Jeszcze na etapie prac w resorcie projekt budził wiele wątpliwości. Krytyka szła w dwóch kierunkach: zbyt surowych, nieproporcjonalnych do zamierzeń kar oraz niezgodności projektu z prawem unijnym. MF wzięło pod uwagę część sugestii i złagodziło zapisy.
Eksperci przyznają, że mimo to część zastrzeżeń pozostała aktualna. Pytanie o reakcję Brukseli pozostaje jednak otwarte. Choć do tej pory Komisja Europejska nie kwestionowała podobnych rozwiązań obowiązujących na Węgrzech. Zdaniem ekspertów nadal istnieje ryzyko, że za zbyt surowe będą uznane sankcje, które grożą przedsiębiorcom, a vacatio legis – za zbyt krótkie.
Nie ma co się jednak łudzić, że rząd zrezygnuje z pakietu przewozowego. Nowe przepisy mają zahamować gigantyczne zyski oszustów i skierować ten strumień pieniędzy do budżetu państwa. Jeszcze w 2017 r. pakiet przewozowy przynieść ma 330 mln zł dodatkowych wpływów budżetowych, z czasem mają one rosnąć aż do poziomu 6,5 mld zł w 2026 r.
Dlatego już dziś przedsiębiorcy powinni zacząć się przygotowywać do zmian. A to niejedyna zła wiadomość dla polskich przewoźników. Ostatnio ministrowie transportu ośmiu unijnych państw i Norwegii podpisali porozumienie nazwane „Sojuszem drogowym”. Porozumienie nie pozostawia złudzeń, że bogate kraje starej Unii zwierają szyki przeciwko firmom z Europy Środkowo-Wschodniej.