Co piąta gmina ignoruje obowiązek przekazywania do biur informacji gospodarczej danych o zaległościach rodziców wobec dzieci. Samorządy tłumaczą się brakiem „mocy przerobowych” w urzędach.
Od ponad roku gminy muszą zgłaszać dane o alimenciarzach niepłacących na swoje dzieci do wszystkich działających w kraju BIG-ów prowadzących listy dłużników. „Do wszystkich” ma specjalne znaczenie, ponieważ samo ujawnianie dłużników alimentacyjnych było możliwe już od 2008 r., z tym że samorządy mogły wybrać dowolne biuro. Zobowiązanie ich do korzystania ze wszystkich BIG-ów miało być bardziej skutecznym narzędziem pomagającym w odzyskiwaniu niezapłaconych alimentów.
Wprowadzenie obowiązku nieco pomogło: ujawniony dług alimentacyjny wyraźnie się zwiększył w ciągu ostatniego roku. W przypadku BIG InfoMonitora, jednego z dwóch największych biur informacji gospodarczej, praktycznie się podwoił. W maju ubiegłego roku w jego bazie było 143 tys. dłużników alimentacyjnych z długiem 4,3 mld zł. Obecnie figuruje w niej prawie 281 tys. dłużników z niezapłaconymi alimentami w łącznej wysokości 9,3 mld zł. Średnia zaległość to 33 tys. zł. Rekordzista – mieszkaniec województwa lubelskiego – ma dług w wysokości przekraczającej 470 tys. zł.
Mimo to problem ze ściągalnością alimentów nadal jest duży. Ministerstwo Sprawiedliwości szacuje, że udaje się odzyskać zaledwie jedną piątą należności. Sama skala zadłużenia też jest z pewnością większa, bo danych nie przesyłają wszystkie samorządy, łamiąc w ten sposób ustawowy obowiązek. Według danych BIG InfoMonitor z 2478 gmin informacje do rejestru przesyła 1927. Sławomir Grzelczak, prezes BIG InfoMonitora, uważa, że samorządy popełniają błąd, bo piętnowanie dłużników poprzez umieszczanie ich w bazie jest skuteczne. Przede wszystkim odcina ich np. od nowych kredytów i pożyczek, trudniej jest im również zawrzeć umowę telekomunikacyjną. – To faktycznie działa i potrafi zablokować dostęp do usług finansowych. Dobrze pokazuje to niski odsetek dłużników alimentacyjnych posiadających kredyty bankowe, gdy ogólnie połowa dorosłych Polaków ma w bankach jakiś kredyt, wśród dłużników alimentacyjnych kredytobiorców jest mniej niż 14 proc. – zwraca uwagę prezes Grzelczak.
Alimentacyjne długi / Dziennik Gazeta Prawna
O tym, że nie wszystkie gminy wywiązują się ze swoich obowiązków, informuje również Krajowy Rejestr Długów, największe biuro informacji gospodarczej w kraju. W jego przypadku z przekazaniem informacji ociąga się 7 proc. samorządów. W bazie KRD jest aż 308,4 tys. dłużników alimentacyjnych; niektórzy mają po kilka tego typu zobowiązań. W sumie niezapłacone należności wobec dzieci monitorowane przez rejestr to 10,3 mld zł.
– Jako powód gminy nieoficjalnie podają, że nie mają takich dłużników, więc nie mają kogo wpisywać. Podejrzewamy jednak, że niektóre z tych gmin po prostu zaniedbały swój ustawowy obowiązek, ale nie chcą się do tego przyznać – mówi Andrzej Kulik, pełnomocnik zarządu KRD.
Według informacji BIG-ów częstym powodem podawanym przez gminy jest też problem z obsługą systemu biur. Albo brak „mocy przerobowych” w urzędach. Samorządowcy tłumaczą się też tym, że zapomnieli dopełnić tego obowiązku. Zresztą trudno jest ich zmotywować do przekazywania danych o alimenciarzach, bo za niedopełnienie tego obowiązku nie grożą sankcje. Biura prowadzące listy dłużników próbują więc zachęcać samorządowców na własną rękę. – Kontaktujemy się z tymi gminami, które jeszcze nie przekazują nam danych, i zachęcamy do współpracy, pokazując, że to się po prostu opłaci. Średnio 25 proc. dłużników alimentacyjnych spłaca długi po wpisaniu do KRD. To przede wszystkim ci, którzy korzystają aktywnie z usług takich jak pożyczki i kredyty, telefony, internet itp. Sprawdziliśmy, komu jeszcze dłużnicy alimentacyjni winni są pieniądze, i 57 proc. z nich ma dodatkowo przynajmniej jednego wierzyciela – mówi Andrzej Kulik.