Adwokaci nie mogą mieć poczucia, że coś się dzieje za ich plecami. To tworzy złą atmosferę - mówi w rozmowie z DGP adwokat dr Łukasz Chojniak.
W felietonie „Nie potrzebujemy już więcej wolontariatu” (opublikowanym w ubiegłym tygodniu na Prawnik.pl) wskazuje pan, że samorząd nie ma wizji wyciągnięcia adwokatów z ciężkiej sytuacji, w jakiej obecnie się znajdują. Mówię tu o nasyceniu rynku usług prawnych. Jest pan stołecznym adwokatem i rzecznikiem dyscyplinarnym. W jakiej więc kondycji jest warszawski samorząd w pana ocenie?
Nie mam wątpliwości, że istnieje potrzeba zasadniczych zmian w funkcjonowaniu samorządu. Są one konieczne choćby ze względu na wyzwania zmieniającego się świata. Do ich przeprowadzenia potrzeba ludzi, którzy mają inne myślenie o samorządzie i piastowaniu korporacyjnych stanowisk. W ciągu ostatnich tygodni rozmawiałem z wieloma koleżankami i kolegami. Z tych dyskusji wyłania się wniosek, że obok krytyki obecnego stanu rzeczy jest też wiele pomysłów. Trzeba jednak uwolnić pozytywną energię, która drzemie w warszawskiej adwokaturze.
A co stoi na drodze?
Przede wszystkim utracone zaufanie adwokatów do władz ich samorządu. To blokuje przeprowadzenie głębszych reform. I to jest największy problem, z jakim boryka się palestra, nie tylko warszawska.
Do niedawna takim dużym problemem władz samorządu był jeden z mecenasów, który ostro krytykował działania samorządu. Ale spór z tym kolegą ucichł i wydawać by się mogło, że wszystko w palestrze wróciło do normy. I nawet zgromadzenie udało się w końcu zamknąć. A pan mówi, że są problemy.
Są, i to o wiele poważniejsze niż spór z jednym adwokatem, ponieważ są to problemy, które wpływają na funkcjonowanie ogółu adwokatów. Przywołała pani zgromadzenie, więc pójdźmy tym tropem. Ostatnie zgromadzenia warszawskiej izby odbywały się w atmosferze napięcia i wewnętrznych konfliktów. Sama różnica zdań nie jest niczym nadzwyczajnym. Zgromadzenie jest miejscem ścierania się poglądów, to taki nasz parlament. Ale jest jednak różnica pomiędzy konstruktywną debatą a sporami, które blokują możliwość funkcjonowania samorządu. To nie prowadzi do niczego dobrego. Ponadto kontrowersje wokół budżetu uniemożliwiały zakończenie debatowania w rozsądnym czasie. Skala emocji, jaka towarzyszyła tym wydarzeniom, pokazuje podstawowy problem palestry, jakim jest właśnie wewnętrzny brak zaufania. Adwokaci nie czują, że członkowie samorządu są ich reprezentacją, to znaczny, że mówią o ich problemach ich językiem. To trzeba zmienić.
Trudno, żeby ogół adwokatów miał przekonanie, że samorząd jest ich reprezentacją, kiedy młodzi adwokaci ledwo wiążą koniec z końcem, a diety działaczy samorządowych są jak ich kilkumiesięczne zarobki.
Kwestia wysokości diet jest tematem otwartym i wartym rozważenia. Rzeczywiście w sytuacji, gdy część adwokatów ma problem z opłaceniem składek czy utrzymaniem kancelarii, wysokie diety są całkowicie oderwane od realiów. Jednak praca nieodpłatna na rzecz stołecznego samorządu też nie jest do zaakceptowania. Praca w izbie warszawskiej oznacza przecież dla danego adwokata konieczność poświęcenia swojej aktywności zawodowej bądź mocne jej zredukowanie. Jest to praca, nie zabawa. A profesjonaliści nie pracują i nie powinni pracować za darmo. Należy więc ustalać diety na poziomie odpowiadającym nakładowi pracy i możliwym do zaakceptowania przez ogół adwokatów. Mam wrażenie, że tak się właśnie w Warszawie stało. Poza tym pobieranie diet zobowiązuje i umożliwia rzeczywiste rozliczenie działacza z jego pracy. Płacimy, więc mamy prawo wymagać konkretnych efektów. I to jest istota sprawy. Problem nie leży tak naprawdę w dietach. Spór o diety, moim zdaniem, wynikał właśnie z tego, że adwokaci dziś nie mają przekonania, że samorząd pracuje dla nich. I wtedy musi pojawić się pytanie, za co płacimy, na co przeznaczane są nasze składki?
Jak to odwrócić?
Trzeba umożliwić adwokatom patrzenie władzom izby na ręce. Tak właśnie rodzi się zaufanie. Adwokaci mają prawo mówić „sprawdzam”, żądać dokumentów, rachunków i bilansów, a samorząd nie ma prawa odmówić im dostępu do takiej informacji. Trzeba postawić na transparentność i upubliczniać wszelkie informacje o funkcjonowaniu samorządu, zarówno te dotyczące finansów, jak i planów czy założeń. Adwokaci nie mogą mieć poczucia, że coś się dzieje za ich plecami. To tworzy złą atmosferę. Poza tym powinni mieć możliwość rozliczania samorządu w cyklu rocznym. Nie chodzi o to, by dążyć do odwoływania poszczególnych członków rady w połowie kadencji, ale o to, by samorząd efektywnie, etapami był rozliczany z działań. Mamy więc wówczas cele długofalowe, kadencyjne, lecz mamy też założenia jednoroczne i z nich samorząd rozlicza się rok do roku przed zgromadzeniem. To usprawniłoby pracę władz korporacji, jak i przywróciło zaufanie członków palestry do ich reprezentacji. Samorząd powinien więc wskazywać cele do realizacji – te kadencyjne i roczne. I trzeba się z nich rozliczać krok po kroku. Nie można traktować zgromadzenia jako formalnego ciała do przyklepania pewnych decyzji, które już wcześniej zapadły. Elementem okazywania szacunku adwokatom jest także to, że mają prawo decydować o finansach izby na początku roku kalendarzowego, a nie, tak jak bywało ostatnio, w czerwcu, wrześniu czy październiku, kiedy budżet jest już w dużej części wykonany. W takim przypadku zgromadzenie jest postawione pod ścianą, a decydowanie o finansach izby staje się raczej iluzoryczne niż realne.
Krytykować każdy potrafi. Co pan proponuje?
Zmiany, proste i efektywne. Zgromadzenie powinno móc wypowiadać się w zakresie budżetowym co roku w pierwszą sobotę marca. To ma zasadnicze znaczenie dla funkcjonowania izby i postrzegania samorządu przez adwokatów. A do marca jest wystarczająco dużo czasu, aby przygotować potrzebne obliczenia, bilans, zweryfikować księgi. Termin ten ma również uzasadnienie w treści uchwały zgromadzenia izby warszawskiej z października 2014 r. Już wtedy pojawiały się słuszne poglądy, że zgromadzenie powinno zbierać się jak najwcześniej. To byłby przejaw prawdziwego zwrócenia izby adwokatom.
No i co pan z tym zrobi?
Złożyłem już wniosek, aby na najbliższym posiedzeniu rady, tj. 18 listopada br., podjąć uchwałę i wyznaczyć termin najbliższego zgromadzenia adwokatów izby warszawskiej na 5 marca 2016 r.
To by oznaczało, że w pierwszy weekend marca 2016 r. odbędą się wybory do władz samorządu.
Tak.
Nie za mało czasu na kampanię wyborczą?
O tym, że w 2016 r. odbędą się wybory, jest powszechnie wiadomo, ponieważ w przyszłym roku kończy się kadencja. Wybory mogą zostać przeprowadzone pomiędzy styczniem a czerwcem 2016 r., więc marzec jest dobrym momentem. Jednak nie chciałbym sprowadzać tego zgromadzenia do kwestii wyborów. O wiele ważniejsze jest bieżące funkcjonowanie izby, czyli ustabilizowanie sytuacji z ustalaniem budżetu, ponieważ to jest fundamentem dalszego sprawnego działania samorządu.
Budżet to także składki. Coś zagraża ich obecnej wysokości?
Jestem za tym, by składka pozostała na obecnym poziomie. Do tej kwoty należy dostosować plany samorządu.
Czyli da się?
Tak, oczywiście, bo wysokość składki to tylko część zagadnienia. 120 zł pozwala samorządowi funkcjonować. Przy racjonalnym wydawaniu pieniędzy z budżetu nie ma z tym większego problemu. No ale trzeba dokonywać właśnie tych racjonalnych wydatków. Podam przykład. Jako izba wydajemy rocznie ponad 300 tys. zł na utrzymanie pokoi adwokackich w wielu sądach. Niewielu adwokatów jednak z tego korzysta. Wielu zaś spędza często godziny, próbując połączyć się z biurem obsługi interesanta czy czekając przed drzwiami czytelni akt. A więc zamiast niepotrzebnie inwestować w pokoje, które de facto się nie sprawdzają, lepiej byłoby zawrzeć z warszawskimi sądami porozumienie w zakresie oddelegowania czy nawet zatrudnienia dodatkowych pracowników biura obsługi i czytelni dla obsługi wyłącznie adwokatów. Tego oczekuje warszawski adwokat: że szybko i sprawnie załatwi sprawę w sądzie. I to jest to, co musi mu dać samorząd: konkretne ułatwienie w codziennej pracy. To jest też właściwe wykorzystanie składki, którą adwokaci wnoszą na rzecz samorządu.
Wróćmy do polityki w adwokaturze. Mówi się o wyborach?
Tak. Środowisko dyskutuje o tym. Liczę, że kandydaci zgłoszą się z dużym wyprzedzeniem. To właściwe podejście i wyraz szacunku dla adwokatów warszawskich. Powinniśmy mieć czas na poznanie kandydatów, spotkanie się z nimi, wysłuchanie ich programów i poglądów. Dobrze, aby była to kampania merytoryczna, otwarta i transparentna. A nie szeptana. Taka otwarta kampania, poza tym, że wyłania i promuje liderów środowiska, ma też dodatkową wartość: rozwija samorząd w debacie, ponieważ pozwala na analizę problemów i prezentację nowych pomysłów. Z takiej kampanii wypływa dobry impuls dla funkcjonowania samorządu na przyszłość.
Ale jest pan adwokatem Dody, po co panu w ogóle ta zabawa w samorząd?
Dla mnie to nie zabawa. Praca nad każdą sprawą daje mi satysfakcję zawodową i poczucie, że mogę rzeczywiście pomóc ludziom, rozwiązując konkretne problemy. Wierzę jednak w to, że człowiek powinien realizować się również w sferze publicznej. Dobry i sprawny samorząd pozwala każdemu z nas lepiej wykonywać nasz zawód.
Złożyłem już wniosek, aby na najbliższym posiedzeniu rady podjąć uchwałę i wyznaczyć termin zgromadzenia adwokatów izby warszawskiej na 5 marca 2016 r.