Taką kwotę musiały oddać polskie samorządy realizujące unijne inwestycje w latach 2007–2013. Lokalne władze się obawiają, że bilans nowej perspektywy UE może być dużo gorszy.
Choć nasze samorządy często stawiane są za europejski wzór sprawnego wykorzystania środków z Brukseli (9 z 16 województw ma już zakontraktowane 100 proc. lub nawet ponad 100 proc. dostępnych środków), to jednak nie ustrzegły się błędów.
Niewielkie uchybienia
Z danych MIR wynika, że do początku czerwca bieżącego roku z samorządami rozwiązano 538 umów o dofinansowanie. W sumie lokalne władze musiały zwrócić ponad 1 mld zł unijnego wsparcia. – Pieniądze te zostały zagospodarowane przez inne projekty – zapewnia rzecznik MIR Piotr Popa. W tym samym czasie rozwiązano 5445 umów o dofinansowanie, w których beneficjentami były przedsiębiorstwa. Firmy musiały zwrócić kwotę ponad trzy razy większą – niemal 3,4 mld zł.
Zdaniem byłego wiceministra rozwoju regionalnego dr. Jerzego Kwiecińskiego, choć kwota miliarda złotych może robić wrażenie, to i tak należy to uznać za dobry wynik. – W programach regionalnych mieliśmy do wydania ok. 100 mld zł, tak więc mówimy o jakimś jednym procencie, który został zwrócony przez samorządy. W całej Unii swego rodzaju marginesem przyzwoitości jest 2 proc. – wyjaśnia.
Najczęstszą przyczyną cofnięcia dotacji są np. uchybienia dotyczące stosowania ustawy – Prawo zamówień publicznych (np. nieuzasadnione udzielenie zamówienia w trybie z wolnej ręki, naruszenie zasady równego traktowania), pobranie środków w nadmiernej wysokości (np. we wnioskach o płatność gminy potrafiły przyjąć kurs walutowy inny niż ten, po którym został poniesiony wydatek) czy wykorzystanie środków niezgodnie z przeznaczeniem (np. zmiany w projekcie bez ich aneksowania).
Zdarzały się też sytuacje, w których samorząd sam rezygnował z dotacji (bo np. zabrakło mu pieniędzy na wkład własny) lub oddawał część pobranej kwoty, by potem uniknąć jeszcze większych problemów. Tak ostatnio zdarzyło się w Tarnowie. Miasto dobrowolnie zwróci część unijnej dotacji w wysokości 17,5 mln zł na budowę łącznika autostrady A4. Powód? Prokuratorskie śledztwo o podejrzenie zmowy cenowej przy inwestycji. Zdaniem władz miasta pozwoli to uniknąć konieczności zwrotu całej dotacji wynoszącej 48 mln zł wraz z odsetkami, które mogłyby wynieść ponad 30 mln zł.
Czarne chmury
Zdaniem dr. Jerzego Kwiecińskiego bilans rozpoczynającej się unijnej perspektywy na lata 2014–2020 może być w wykonaniu naszych samorządów gorszy niż za okres 2007–2013.
– Przyszła perspektywa będzie trudniejsza z uwagi na nowe priorytety. Wielu samorządom trudno będzie się odnaleźć w zadaniach nastawionych na rozwój biznesu. System rozliczania też będzie dużo szybszy. W tej chwili rozliczaliśmy się w ramach kilkuletniej perspektywy, a w kolejnym rozdaniu rozliczać się będziemy w trybie rocznym – zwraca uwagę dr Kwieciński.
Podobne obawy mają zresztą sami samorządowcy. Prezydent Inowrocławia Ryszard Brejza przewiduje, że pierwsze poważne problemy zaczną się już w 2018 roku. – Wprowadzono nowy wymóg, zgodnie z którym w połowie nowego programowania unijnego powinniśmy wykorzystać połowę dostępnych środków. Jeśli to się nie stanie, część pieniędzy może zostać wycofana. A wciąż nie ma programów, które pozwoliłyby ruszyć z kopyta z projektami. Sprawę dodatkowo komplikuje sytuacja polityczna. Najpierw wybory prezydenckie, teraz parlamentarne i referendum rozpisane przez prezydenta. Nie mamy przez to czasu zająć się prawdziwymi problemami – wyjaśnia prezydent Inowrocławia.
Z kolei zdaniem prezydenta Kalisza Grzegorza Sapińskiego sporym problemem będzie spełnienie kilku nowych unijnych priorytetów, na które będą pieniądze do wydania.
– W ramach Regionalnych Programów Operacyjnych nie możemy wydać środków europejskich na uzbrojenie terenów pod inwestycje dla dużych firm, a jedynie dla małych i średnich. Jeśli przyjdzie do mnie przedstawiciel dużego inwestora, to będę miał do wyboru albo mu podziękować, albo uzbroić teren, ale zrezygnować tym samym z unijnego wsparcia – wskazuje Sapiński.
Dodaje, że problemem będzie także kwestia rewitalizacji zdegradowanych części miast. – Kiedyś wszyscy rozumieli to pojęcie jako termomodernizację. A dziś oprócz modernizacji jest także wymóg, by na te zdegradowane tereny wrócili ludzie, a ich standard życia uległ poprawie. Pytanie tylko, jak to wykazać we wskaźnikach w wymierny sposób – zastanawia się prezydent Kalisza.