Samorządy zgadzają się na wprowadzenie limitów uczniów w starszych klasach. Jedyny warunek, jaki stawiają, to zwiększenie subwencji oświatowej na takie rozwiązanie.

Ministerstwo Edukacji i Nauki chce skończyć z klasami liczącymi ponad 30 uczniów. Dariusz Piontkowski, wiceminister edukacji, jest zwolennikiem takiego pomysłu. Z informacji DGP także wynika, że resort rozważa odchudzenie podstawy programowej i chce doprowadzić do tego, aby dzieci i młodzież uczyły się w komfortowych warunkach. Samorządowcy obawiają się jednak, czy wraz z planowanymi reformami i zmianą rozporządzenia w sprawie liczebności klas resort przeznaczy pieniądze na ten cel. – Subwencję trzeba by podwoić – zastrzegają.

(Nie)zmienne praktyki

Dyrektorzy szkół w kwietniu opracowują arkusze organizacyjne na kolejny rok szkolny. Zamieszcza się tam m.in. informacje o planowanej liczbie nauczycieli, uczniów, a także oddziałów. O ile w przypadku klas I–III limit uczniów nie może przekraczać 25 na oddział, to już w przypadku starszych dzieci takiego ograniczenia w przepisach nie ma. Dokument musi być skonsultowany przez związki zawodowe i organy nadzoru pedagogicznego. Na samym końcu arkusz musi zostać zatwierdzony przez samorządy. Te z uwagi na trudną sytuację finansową mniej lub bardziej formalnie wpływają na dyrektorów, aby szukali oszczędności. W efekcie zwłaszcza w dużych miastach normą jest tworzenie licznych klas wynoszących często powyżej 30 uczniów. Trend się nie zmienia, mimo że liczba uczniów w podstawówkach będzie spadać. Od września 2023 r. w wielu szkołach podstawowych liczba uczniów ulegnie zmniejszeniu, bo ostatni rocznik dzieci, które miały obowiązkowo uczyć się w wieku sześciu lat, trafi do szkół ponadpodstawowych.

Z kolei w szkołach ponadpodstawowych liczba uczniów w nadchodzącym roku szkolnym będzie większa. Tam ograniczenie liczebności klas nawet do 30 uczniów doprowadziłoby do sporych kłopotów. Ponadto oddziały to dodatkowe godziny dla nauczycieli i konieczność tworzenia kolejnych sal lekcyjnych, a także wydłużenie do późnych godzin popołudniowych czasu nauki.

Dariusz Piontkowski w rozmowie z Polskim Radiem 24 przyznał, że wprowadzenie limitu na poziomie 30 uczniów wiązałoby się z ekstra kosztami. Samorządy we własnym zakresie mogą ustalić ograniczenia w liczebności klas. Natomiast ministerstwo takie limity uczniów może wprowadzić aktem prawnym na poziomie rozporządzenia. Co więcej, można to zrobić jeszcze w tym roku.

– Byłaby to bardzo dobra decyzja ministerstwa i jedna z nielicznych podjęta na przestrzeni ostatnich lat. Nie może być tak, że w podstawówkach ubywa uczniów, a klasy tworzy się wciąż duże. Określenie maksymalnego limitu na klasę z pewnością doprowadziłoby do polepszenia jakości kształcenia. Samorządy musiałyby się do tego dostosować – mówi Sławomir Wittkowicz, członek prezydium Forum Związków Zawodowych i Przewodniczący WZZ „Forum-Oświata”.

– Wchodzący do szkół niż demograficzny jest szansą dla uczniów i nauczycieli na lepszą jakość nauki i pracy. Tym należy się kierować, a nie chęcią szukania kolejnych oszczędności – dodaje.

Chcą dodatkowych pieniędzy

Samorządy niechętnie jednak zapatrują się na odgórne wprowadzenie limitu uczniów na oddział. Nie zgadzają się na techniczną zmianę prawa bez zapewnienia dodatkowych pieniędzy.

– Samo wprowadzenie takich limitów w klasach, bez zwiększenia środków finansowych na ten cel, nie będzie posunięciem wystarczającym. Tym bardziej że w tegorocznej rekrutacji do szkół ponadpodstawowych weźmie udział zwiększona liczba uczniów – młodzież z rocznika 2007 oraz część rocznika 2008 – przekonuje Helena Rajter z Urzędu Miasta Tychy.

Z naszej sondy wynika, że liczebność klas w Lublinie w szkołach ponadpodstawowych w zależności od typu waha się od 32 do nawet 34 uczniów.

Mariusz Banach, zastępca prezydenta miasta Lublin ds. oświaty i wychowania, przyznaje, że zmniejszenie liczby uczniów w starszych klasach szkół niewątpliwie wpłynęłoby pozytywnie na poziom kształcenia i komfort pracy zarówno nauczycieli, jak i uczniów.

– Takie rozwiązanie musi jednak pociągać za sobą wzrost wysokości subwencji oświatowej. Mimo że nie są znane szczegóły tego rozwiązania, oczywiste jest, że zwiększy ono koszty organizacji i prowadzenia procesu edukacji – dodaje.

Z problemem przepełnionych klas borykają się najczęściej duże miasta.

– Ten rok nie jest dobrym momentem na wprowadzanie takich ograniczeń. Jest to podyktowane sytuacją w szkołach ponadpodstawowych, do których drugi rok z rzędu trafiają uczniowie z dwóch roczników – mówi Marek Wójcik ze Związku Miast Polskich.

Jego zdaniem, jeśli resort chce mieć kameralne klasy, to musi podwoić wydatki na subwencje, bo jakość edukacji musi kosztować.

Związki zawodowe przekonują, że już obecnie rodzice mogą wpływać na liczebność oddziałów.

– Rady rodziców, których rola ogranicza się do zbierania pieniędzy dla szkoły, mogłyby skutecznie wpływać na dyrektorów, aby klasy były mniej liczne – mówi Sławomir Wittkowicz.

– Jeśli uczniowie przebywają w przepełnionych salach, mogą o tym powiadomić inspekcje sanitarną, która wyda stosowne zalecenia – podpowiada Wittkowicz.

Rodzice, którzy nie zgadzają się na wysłanie dzieci do przepełnionych szkół, pozostaje możliwość umieszczenia ich w prywatnych placówkach w których mało liczebne klasy są normą. Problemu z przepełnionymi klasami nie ma w małych miejscowościach, w których gminy prowadzą podstawówki. Tam sytuacja jest odwrotna. Często takie szkoły, za zgodą kuratora, są kierowane do likwidacji. Powód? Na klasę przypada zaledwie po kilku uczniów. ©℗

ikona lupy />
Planowanie nowego roku szkolnego 2023/2024 / Dziennik Gazeta Prawna - wydanie cyfrowe