Samorządy chętniej sięgają po pieniądze z funduszu rozwoju przewozów autobusowych i uruchamiają połączenia. Ministerstwo Infrastruktury zapowiada usprawnienia programu.

Choć problem białych plam transportowych poza dużymi miastami wciąż jest ogromny, to dzięki utworzonemu w 2019 r. funduszowi autobusowemu sytuacja zaczyna powoli się poprawiać. Przynajmniej w niektórych regionach. Wyniki najnowszego naboru na 2022 r., który prowadzą wojewodowie, pokazują, że zainteresowanie jest większe niż w poprzednich latach, kiedy dużo środków pozostawało niewydanych (np. w 2020 r. wykorzystano tylko 139 z 800 mln zł). Teraz w czterech województwach – pomorskim, mazowieckim, śląskim i podkarpackim – wnioskowane kwoty łącznie o ok. 80 mln zł przekraczają pule środków przypisanych poszczególnym regionom. Na Pomorzu najwięcej pieniędzy – ponad 9 mln zł wywalczyło starostwo słupskie, które stara się rozwijać dość gęstą siatkę połączeń autobusowych docierających do stolicy powiatu nawet z odległych wsi. Przewozy realizuje tam PKS Słupsk, którego prezesem jest Piotr Rachwalski, ekspert transportu publicznego, były prezes Kolei Dolnośląskich.
– Fundusz autobusowy przynosi już realne efekty. Zniknęła wymówka dla samorządowców, którzy powtarzali, że nie uruchamiają przewozów, bo nie mają na to pieniędzy. Jeśli określone samorządy widzą, że sąsiedni włodarz zorganizował komunikację, to sami próbują iść w jego ślady. Tu istotną rolę gra także presja ze strony mieszkańców – mówi Piotr Rachwalski. Ocenia, że rządowa dotacja do przejazdu przez autobus jednego kilometra wynosząca 3 zł powinna wystarczyć do pokrycia deficytu (do tego 10 proc., czyli 30 gr musi dopłacić samorząd). Szacuje się, że średnio za jeden wozokilometr trzeba zapłacić ok. 5 zł. – Reszta powinna być pokryta z wpływów z biletów. Wciąż jest jednak wiele samorządów, które nie chcą podejmować się uruchomienia przewozów. Dotyczy to głównie tych włodarzy, którzy nigdy tym się nie zajmowali albo nie mają odpowiednich kadr, które na tym by się znały – zaznacza.
Według Rachwalskiego w sytuacji, w której w jednych regionach wnioski znacznie przekraczają dostępną pulę, a w innych jest ich niedużo, powinien istnieć mechanizm przesuwający środki dla chętnych. Przykładowo w Lubelskiem czy Lubuskiem w naborze na 2022 r. samorządy złożyły wnioski na kwoty opiewające na jedną trzecią dostępnych kwot. W kolejnych miesiącach będzie prowadzony tam kolejny nabór.
Wiceminister infrastruktury Rafał Weber mówi DGP, że obecnie istnieje mechanizm, który pozwala samorządom podpisać umowę warunkową. Oznacza to, że jeśli uruchomią komunikację na danym terenie, a w trzecim kwartale pojawią się oszczędności przy realizacji innych przewozów, to dostaną refundację deficytu. W ubiegłym roku z tej możliwości skorzystało np. starostwo łańcuckie.
Rafał Weber zapowiada także inne usprawnienia. Wojewodowie nie będą ogłaszać naborów na kolejny rok w ostatniej chwili, tylko szybciej, np. w październiku. Ostatnio rząd dał zielone światło w tej sprawie dopiero na przełomie listopada i grudnia, po tym jak oficjalnie potwierdził, że w tym roku stawka dopłat zostaje utrzymana na wyższym poziomie w wysokości 3 zł.
Według Webera liczba linii dofinansowanych z funduszu autobusowego ma wzrosnąć z ok. 4 tys. w 2021 r. do ok. 4,5 tys. w tym roku. Liczy też, że z dopłat będą korzystać kolejne samorządy. – Jeśli przewidziana na dofinansowanie przewozów kwota 800 mln zł będzie niewystarczająca, to będziemy dokładać pieniędzy. To jeden z ważniejszych programów na terenach wiejskich – dodaje.
Piotr Rachwalski ze słupskiego PKS-u przyznaje natomiast, że przydałoby się kolejne usprawnienie, które ukróciłoby pewną patologię, która teraz czasami występuje. – Niektórzy traktują fundusz autobusowy jako dofinansowanie przewozów szkolnych i uruchamiają autobus, który jeździ jedynie raz rano i raz po południu. To fikcja komunikacji. Trzeba stworzyć standardy jakościowe i ilościowe dotyczące transportu, które sprawią, że będzie on dostępny dla wszystkich mieszkańców przez dużą część dnia. W przypadku bardzo dobrej częstotliwości lub oferowania młodszego taboru dostępnego dla osób niepełnosprawnych rząd mógłby np. dopłacać wyższą stawkę – mówi Rachwalski. Dodaje, że wielu lokalnych włodarzy zaczyna się orientować, że sprawny transport publiczny to często bardzo dobry element promocyjny.
Według Marcina Gromadzkiego z firmy Public Transport Consulting jednym z ważniejszych elementów do poprawy jest konieczność znacznie wcześniejszego ogłaszania naborów. To pozwoli samorządom odpowiednio przygotować się do uruchomienia kursów. Teraz niektórzy włodarze dopiero w sylwestra dowiadywali się od wojewodów, że ich wniosek został przyjęty lub nie. To nie pozwala choćby na zorganizowanie przetargu na przewozy, które mają wystartować od nowego roku.