Samorządy zbyt często przekraczają swoje kompetencje próbując regulować kolejne sfery życia mieszkańców. W gminnych i powiatowych uchwałach znajdziemy zapisy o tym, jak ubierać się na plaży, kto może wchodzić do miejskiego parku, a także na jakich zasadach spuszczać psa ze smyczy na swojej posesji. Gdyby nie wojewodowie, którzy badają legalność tego typu aktów, bylibyśmy zalewani absurdalnym prawem.

​Latem tego roku na turystów i mieszkańców nadmorskiego Darłowa padł blady strach. Tamtejsi radni podjęli bowiem uchwałę, w której ustalili zasady korzystania z plaży. Zapisali w niej, że goście korzystający z uroków morza mają obowiązek noszenia strojów kąpielowych. Jednak zanim turyści dostosowali się do nowych przepisów, wojewodazachodniopomorski unieważnił uchwałę (rozstrzygnięcie nadzorcze z 10 czerwca 2014 r., nr NK.3.4131.204.2014.AB). Stwierdził, że narzucanie określonego stylu ubierania się zbyt głęboko wkracza w sferę wolności przysługującej każdemu człowiekowi.

Mówią mieszkańcom jak żyć

Koniec końców ograniczeniem wolności okazał się również pomysł radnych z gminy Serniki (woj. lubelskie), by określić, na jakich zasadach właściciel psa może spuścić swojego pupila, gdy przebywa na terenie… własnej nieruchomości. W litanii reguł było chociażby ustalone, że nieruchomość musi być odpowiednio oznakowana informacją o przebywaniu w danym miejscu zwierzęcia. Tu znów interweniował wojewoda lubelski (rozstrzygnięcie z 25 czerwca 2013 r., nr PN-II.4131.237.2013). Słusznie zauważył, że gdyby mieszkaniec nie spełnił określonych przez gminę warunków, musiałby trzymać psa na smyczy nawet wtedy, gdy przebywa w swoim mieszkaniu. Organ nadzoru podkreślił, że radni nie mogą narzucać ludziom sposobu postępowania czy to w ich własnych domach, czy na podwórkach. Nie jest to bowiem przestrzeń publiczna.

​Przestrzenią publiczną nie są również klatki schodowe, a jednak rajcowie z miasta Karlino (woj. zachodniopomorskie) zdecydowali, że nie można w takich miejscach spożywać alkoholu. Również i takie rozwiązanie nie spodobało się wojewodzie zachodniopomorskiemu (rozstrzygnięcie z 20 czerwca 2014 r., nr NK.3.4131.218.2014.AB).

​Z alkoholem była związana także decyzja radnych Ustronia (woj. śląskie), którzy zabronili wchodzenia do miejskiego parku osobom będącym pod wpływem napojów wyskokowych, nawet jeżeli ci zachowują się spokojnie. Wojewoda śląski uznał, że samorządowcy nie mogą sterować zachowaniem mieszkańców tylko dlatego, że ci spożyli alkohol (rozstrzygnięcie nadzorcze z 30 czerwca 2014 r., nr NPII.4131.1.227.2014).

​Okazuje się, że lokalne prawo może być również elementem walki z politycznymi przeciwnikami. Takie podejrzenie towarzyszyło chociażby zeszłorocznej uchwale Rady Gminy Jedwabno (woj. warmińsko-mazurskie), w której wskazano, że sołtys może być odwołany za dopuszczenie się czynu dyskwalifikującego w opinii środowiska. Jest to jednak kategoria pozaprawna, której nie da się ocenić. W zasadzie każde zachowanie można podciągnąć pod argument, że nie podoba się lokalnej społeczności. Tymczasem wcale nie musi być ono niezgodne z prawem. Taka przesłanka mogłaby więc prowadzić do arbitralnego rozliczania władz wsi, a co za tym idzie uderzać w prawa oraz wolności człowieka i obywatela, co zauważył wojewoda warmińsko-mazurski (rozstrzygnięcie z 3 kwietnia 2013 r., nr PN.4131.229.13).

​Przejawem ignorancji prawa, jaką wykazują samorządowcy, są również bardziej przyziemne błędy. Tak oczywiste, że nie powinny się wydarzyć. Uchwały są podejmowane na podstawie upoważnień zawartych w ustawach. Problem pojawia się wtedy, gdy gmina czy powiat odwołują się do już nieobowiązujących przepisów, a to wcale nie rzadkość. Jest to efekt niedbalstwa, który jednakże niekorzystnie wpływa na wizerunek samorządowców, jako autorów lokalnego prawa.

Brak zaplecza prawnego

To tylko przykłady pomysłowości lokalnych radnych. W kończącej się właśnie kadencji można ich znaleźć znacznie więcej. Samorządowi decydenci zbyt często przekraczając swoje kompetencje chcąc regulować sprawy, które nie powinny ich interesować. Cierpią na tym mieszkańcy, bo to oni muszą potem podporządkowywać się absurdalnym pomysłom. Chyba, że wojewoda dostrzeże błąd i unieważni uchwałę.

​– Moim zdaniem przyczyn takiego stanu rzeczy jest kilka ale składają się one na ogólny obraz polskiego samorządu. Zacząć należy od tego, że rady pozbawione są własnego zaplecza merytorycznego – wyjaśnia Krzysztof Izdebski, ekspert prawny Stowarzyszenia Sieć Obywatelska Watchdog Polska.

​Chodzi o to, że jedyni prawnicy, do których radni mogą mieć dostęp w urzędzie gminy, to ci zatrudnieni przez wójta lub burmistrza.

​– Może budzić kontrowersje szczególnie w wypadkach, gdy wójt i rada reprezentują odmienne obozy polityczne. Rodzi to też problemy natury logistycznej. Pracownicy urzędu nie są bowiem, z uwagi na inne obowiązki, stale dostępni dla radnych, więc ci z ich wsparcia merytorycznego mogą korzystać tylko incydentalnie. W sposób oczywisty przekłada się to na jakość dokumentów przygotowywanych przez radę – dodaje pytany przez nas ekspert.

​Nasz rozmówca przestrzega, by nie winić radnych za wszystkie absurdalne błędy w samorządowych uchwałach. Ci bowiem bardzo często przegłosowują projekty uchwał przedłożone przez wójta czy też burmistrza.

​– Radni pozbawieni swojego zaplecza merytorycznego nie są w stanie samodzielnie wychwycić tych błędów – podkreśla Izdebski.

Za duża pewność siebie

Z pewnością część błędów popełnianych przez samorządowców bierze się z błędnego przekonania, że radni mogą regulować wszystko z racji sprawowanej przez nich funkcji.

​Efekty takiego podejścia ostatnio było widać w Wołominie. Tamtejsza rada powiatu w uchwale wprowadziła do statutu lokalnego szpitala zapis, że ta placówka w swojej działalności kieruje się bezwzględnie zasadą ochrony życia ludzkiego. Oznacza to, że zablokowane zostałoby wykonywanie zabiegów niezgodnych z tą regułą, a więc przede wszystkim aborcji. Radni podjęli taką decyzję – uznaną finalnie za niedopuszczalną – w czasie, gdy trwała ogólnokrajowa dyskusja o klauzuli sumienia lekarzy (rozstrzygnięcie nadzorcze wojewody mazowieckiego z 25 lipca 2014 r., nr LEX-I.4131.97.2014.JJ).

Z kolei radni powiatu ełckiego postanowili zacieśnić kontakty z Kościołem katolickim. W 2012 r. przyjęli regulamin przyznawania stypendium im. Jana Pawła II szkół ponadgimnazjalnych. Problem polega na tym, że samorządowcy wskazali, iż biskup ełcki zastrzegł sobie prawo wystąpienia do władz powiatu o uchylenie imienia polskiego papieża z nazwy stypendium. Wszystko dlatego, że radni wcześniej wystąpili do biskupa o pozwolenie na używanie imienia Jana Pawła II. Biskup mógłby wycofać zgodę, gdyby nie spodobały mu się rozstrzygnięcia podejmowane przez komisję stypendialną. Wojewoda warmińsko-mazurski, który oceniał legalność uchwały, podważył taki zapis uznając, że administracja publiczna w jakiejkolwiek sprawie nie może być zależna od decyzji hierarchów kościelnych(rozstrzygnięcie nadzorcze z 14 maja 2012 r., nr PN.4131.141.2012). Poza tym przypomniał, że nie jest rolą samorządu kształtowanie relacji na linii państwo – Kościół.

– Widać, że część organów samorządu terytorialnego ulega pokusie angażowania się w politykę ogólnokrajową do czego nie mają przecież kompetencji, ale mają za to duże ambicje – podsumowuje Krzysztof Izdebski.