Agnieszka Dudzińska: Zakaz łączenia świadczenia pielęgnacyjnego z aktywnością zawodową spycha rodziny w ubóstwo i izolację. Państwo powinno robić wszystko, aby wyciągać je ze stanu wykluczenia społecznego

Pisarz Igor Jarek został nominowany do nagrody Paszporty Polityki 2020 r. W tej edycji pieniądze mają trafić nie tylko do nagrodzonych, ale do wszystkich nominowanych w poszczególnych kategoriach. Artysta obawiał się, że nie będzie mógł ich przyjąć, bo zajmuje się niepełnosprawną córką i otrzymuje świadczenie pielęgnacyjne. Na szczęście nie będzie musiał rezygnować z nagrody, ale przy tej okazji wrócił temat przepisów zakazujących łączenia świadczenia z jakąkolwiek aktywnością zawodową. Rodzice od lat walczą o umożliwienie dorabiania. Czy ich żądania są uzasadnione?
Mam nadzieję, że Igor Jarek odbierze nagrodę, nie narażając się na utratę świadczenia pielęgnacyjnego, zwłaszcza że przepisy mówią o tym, że opiekun nie może podejmować zatrudnienia lub innej pracy zarobkowej, a nie wspominają o nagrodach. Dobrze się stało, że problem dorabiania – dotyczący stosunkowo niewielkiej liczby obywateli – wrócił przy tak medialnej okazji, bo ma wreszcie szansę przebić się do szerszej świadomości. Ja jestem wielką zwolenniczką dorabiania – ze względu na interes społeczny wynikający z dania rodzicom takiej możliwości. Interes społeczny to argument, który powinien przeważyć w decyzji rządu.
Dlaczego? Na czym polega interes społeczny w tym wypadku?
Dorabianie zapobiega ubóstwu rodziny i spychaniu jej w sferę socjalną. To konkretny pieniądz, który może służyć pokryciu wydatków na rehabilitację dziecka. Wsparcie dla rodziny jest bardzo ważne, bo jej dobrostan to też dobrostan dziecka, poprawa jego szans rozwojowych i możliwość lepszego funkcjonowania.
Dorabianie należy też traktować jako element profilaktyki zdrowia psychicznego. Duża część rodziców pozostających w domu z niepełnosprawnymi dziećmi zmaga się z różnymi zaburzeniami depresyjnymi. Patrzący z zewnątrz często nie zdają sobie sprawy, że praca dla takiego rodzica może być odpoczynkiem psychicznym, odskocznią, jest traktowana jako odciążenie, a nie obciążenie. Niektórzy potrzebują takiego oderwania do tego stopnia, że są gotowi pracować wieczorami i w weekendy, gdy drugi rodzic przejmuje obowiązki opiekuńcze. Wiele rodzajów pracy zarobkowej można przecież wykonywać z domu, np. gdy dziecko śpi. Oczywiście łatwiej jest tym osobom, które mogą wykonywać pracę zdalną, bo mają odpowiednie kompetencje, ale możliwości dorabiania nie ograniczają się do pracy zdalnej. Można je traktować jako podniesienie z kolan rodzica, to taki godnościowy aspekt pracy. Gdy człowiek pracuje, czuje się potrzebny, czuje się kimś, nie jest sprowadzony tylko do roli osoby opiekującej się swoim dzieckiem. Jest to też ważne dla stabilności związku między rodzicami, bo częściowe wyrównanie statusu wzmacnia relację partnerską.
Zniesienie zakazu łączenia świadczenia z aktywnością zawodową jest też wyciąganiem rodziców z szarej strefy. Przy dużych wydatkach przy niepełnosprawnym dziecku część rodziców dorabia sobie od czasu do czasu albo regularnie na czarno, a jednocześnie jest pozbawiona praw pracowniczych i ubezpieczeniowych. Dlaczego więc mają nie dorabiać legalnie?
Nie wszyscy rodzice chcą jednak zmiany przepisów. Wielu uważa, że wszystko powinno być tak jak do tej pory.
Pokazuje to głębokie przemiany kulturowe. Spór wewnątrz środowiska rodziców o możliwość dorabiania ma w dużej mierze charakter pokoleniowy. Z jednej strony są młodsi rodzice – najczęściej żyjący w związkach partnerskich – gdzie zdarza się coraz częściej, że opiekunem niepełnosprawnego dziecka zostaje ojciec (choć trzeba przyznać, że nadal na ogół na świadczeniu pielęgnacyjnym pozostaje matka). Decydujące znaczenie ma u nich to, kto zarabia lepiej i ma stabilniejszą sytuację zawodową. Do tego doświadczenie zawodowe takich młodszych osób jest jeszcze świeże, zwykle mają więc oni dużą chęć pracy.
A ta druga strona sporu?
To starsi rodzice, którzy poświęcili się dla dziecka – poświęcili się, bo chcieli albo musieli. Dla nich w większości dziecko stało się całym światem, ich kontakty z innymi osobami są często ograniczone do spraw związanych z dzieckiem lub obejmują rodziny znajdujące się w podobnej sytuacji. Młode matki często słyszą od takich rodziców, że mają lepiej, bo mają dostęp do opieki przedszkolnej, szkolnej, wczesnego wspomagania. Mogą więc wybrać albo pracę, albo świadczenie pielęgnacyjne.
Tymczasem nawet jeśli dziecko ma zapewnioną opiekę żłobkową czy przedszkolną, to często i tak potrzebna jest pomoc rodzica. Dodatkowo niepełnosprawne dziecko ma od czasu do czasu okresy gorszego funkcjonowania, gdy nie może chodzić do szkoły albo gdy trafia do szpitala. Taki rodzic nie jest tak dyspozycyjny, jak wymaga tego pracodawca. Ogromnym problemem jest też czas wakacji, gdy trudno jest zapewnić na wiele tygodni opiekę nad dzieckiem. Dla dzieci zdrowych jest oferta kolonii i obozów, dla tych z niepełnosprawnością nie ma takich wyjazdów z rówieśnikami, nie można też ich wysłać do rodziny, bo wymagają specjalistycznego podejścia.
Z czego wynika niechęć starszych rodziców do wprowadzenia możliwości dorabiania?
Mają poczucie krzywdy, że oni tego wyboru nigdy nie mieli i nie mają, bo nie są w stanie podjąć pracy z powodu braku kwalifikacji, perspektyw, a bardzo często również siły. Działa tu też syndrom psa ogrodnika, przekonanie, że jakiekolwiek polepszenie u osoby, która jest w podobnej sytuacji i sobie dorobi do świadczenia, a ja nie mogę, jest niesprawiedliwe.
Co więcej podejmowane przez rządzących próby zmiany przepisów budzą ogromny lęk, że tym rodzicom, którzy nie mogą pracować, coś się pogorszy. W efekcie stoją na stanowisku, że trzeba pilnować tego, co raz się wywalczyło. Powtórzę jednak, że decydujące znaczenie powinien mieć interes społeczny, a otworzenie drogi do dorabiania jest nieuchronne. Nowoczesne państwo powinno wyciągać rodziców ze stanu wykluczenia, a nie spychać ich w ubóstwo i izolację.
A jak powinny wyglądać przepisy dotyczące łączenia świadczenia z pracą? Czy powinny obowiązywać limity jak w przypadku rencistów i emerytów?
Na pewno nie należy się kierować stanem zdrowia dziecka, to należy do orzecznictwa. Subiektywnej ocenie rodzica należy zostawić, czy i na ile może on pozwolić sobie na podjęcie pracy. Dobrym rozwiązaniem, przynajmniej na początku, jest określenie jakiegoś limitu dochodów, które można byłoby dorobić do świadczenia bez jego obniżenia – wzorując się właśnie na przepisach o dorabianiu przez rencistów.
Uważam jednak, że po przekroczeniu limitu świadczenie nie powinno być całkowicie odbierane, jego kwota mogłaby być stopniowo obniżana, tak aby stanowiła motywację do choćby odrobiny aktywności zawodowej. Część rodziców potrzebuje wprowadzenia możliwości zawieszenia świadczenia, bo mogą pracować np. okresowo. Gdyby zaś okazało się, że godzenie opieki z aktywnością zawodową się nie udaje, rodzic mógłby wrócić na świadczenie bez konieczności przechodzenia całej procedury z uzyskaniem go od nowa.
Ponawiane przez rodziców apele o zmianę przepisów trafiają na silny opór rządu. Swój sprzeciw uzasadnia on głównie kwestiami finansowymi. Obawia się, że po świadczenie będzie się wtedy zgłaszać więcej osób i to spowoduje radykalny wzrost wydatków z budżetu państwa na jego wypłatę. Czy takie zagrożenie jest realne?
Ze strony rządu od zawsze przywoływany jest argument o wzroście wydatków, ale jest on zupełnie chybiony. Obecnie mamy ponad 160 tys. osób uprawnionych do świadczenia pielęgnacyjnego. Dzieci niepełnosprawnych jest ok. 200 tys., a wiele z nich nie ma wskazań wymaganych do uzyskania świadczenia na orzeczeniu o niepełnosprawności, więc to jest o wiele mniejsza grupa. Poza tym pewnie będą tacy rodzice, którzy w ogóle nie będą chcieli przechodzić na świadczenie, a wyłącznie pracować, oraz tacy, którzy nie będą pracować z obawy o to, że przestaną spełniać kryterium dochodowe do innych świadczeń socjalnych.
Starałam się zresztą dowiedzieć, na czym opiera się to twierdzenie o wyższych wydatkach na świadczenia, i zapytałam Ministerstwo Rodziny i Polityki Społecznej, kto pobiera świadczenie pielęgnacyjne, ile jest wśród tych osób kobiet i mężczyzn, czy zajmują się dorosłymi czy małymi dziećmi.
I jaka była odpowiedź?
Dostałam informację, że ministerstwo nie gromadzi takich danych. Jeśli tak jest i dysponuje tylko danymi o liczbie świadczeń oraz kwocie przeznaczanej na ich wypłatę, to nie wiem, jak na tej podstawie może twierdzić, że budżet nie udźwignie wyższych wydatków.
Zniesienie zakazu łączenia świadczenia z aktywnością zawodową jest też wyciąganiem rodziców z szarej strefy. Część z nich dorabia na czarno, są pozbawieni praw pracowniczych i ubezpieczenia