Gminy, miasta i powiaty masowo wydają akty prawne niezgodne z ogólnopolskimi przepisami. Co roku wojewodowie unieważniają kilka tysięcy takich wadliwych uchwał. Powód: urzędnicy są odporni na wiedzę.
Choć urzędnicy samorządowi stanowią prawo, to sami mają problemy z jego zrozumieniem. Jak sprawdziliśmy w 12. urzędach wojewódzkich, każdy z nich co roku unieważnia od 80 do 700 uchwał i zarządzeń, które ustanowiły leżące na jego terenie gminy, miasta i powiaty.
Łącznie w 2010 r. wojewodowie z tych 12 województw zakwestionowali ok. 2,8 tys. aktów prawnych, a w 2011 r. ponad 3 tys.
W przypadku niektórych województw unieważniane jest nawet co ósme zarządzenie czy uchwała. Np. w 2011 r. wojewoda dolnośląski zakwestionował 663 lokalne decyzje, co stanowi 12 proc. wszystkich aktów prawnych opublikowanych w Elektronicznym Dzienniku Urzędowym Województwa Dolnośląskiego.
Od początku tego roku w regionie zdążono już unieważnić kolejne 264 uchwały i zarządzenia. Niewiele lepiej prezentuje się pod woj. warmińsko-mazurskie, gdzie od początku tego roku unieważniono 239 samorządowych decyzji – 11 proc. wszystkich opublikowanych.
Dlaczego urzędy wojewódzkie muszą unieważniać akty wydawane przez urzędników w gminach czy powiatach?

Radni uchwalili, ile mają kosztować nieruchomości. Cenę wzięli z sufitu

Bo źle interpretują oni przepisy i przez to istotnie naruszają prawo. Najczęściej uchwały są niezgodne z ustawą albo podjęte zostają przy naruszeniu przepisów proceduralnych – taką odpowiedź można usłyszeć w biurze każdego wojewody.
Na przykład wojewoda lubelski zakwestionował uchwały podjęte w kilku gminach, w których radni ustalali ceny nieruchomości na sprzedaż – po prostu wpisali do nich kwoty, które im odpowiadały.

Kto może podważyć uchwałę j.s.t
1.
Wojewoda bada uchwały rad gmin, rad powiatów i sejmiku województwa pod względem zgodności z porządkiem prawnym. Jeśli uzna, że naruszają prawo, wydaje rozstrzygnięcie nadzorcze stwierdzające jej nieważność w całości lub w części bądź wskazuje, że została podjęta z nieistotnym naruszeniem prawa. Od rozstrzygnięcia j.s.t przysługuje skarga do WSA.
2.
Każdy, czyj interes prawny został naruszony uchwałą lub zarządzeniem, po bezskutecznym wezwaniu organu do usunięcia naruszenia może wnieść skargę do WSA. Sąd stwierdza ich nieważność w całości lub w części. Lub stwierdza, że wydano je z naruszeniem prawa, ale są ważne.
3.
Regionalna izba obrachunkowa bada uchwały i zarządzenie podejmowane przez organy j.s.t w sprawach procedur uchwalania budżetu i jego zmian, zasad i zakresu przyznawania dotacji z budżetu j.s.t czy podatków i opłat lokalnych.

Takie prawo przysługuje tylko organom wykonawczym gmin, w dodatku wójt czy burmistrz mogą ustalić cenę dopiero w umowie, na podstawie wartości nieruchomości określonej przez rzeczoznawcę.
– Inny przykład: dokonanie likwidacji i przekształcenia szkoły bez zachowania procedury – dodaje Kamil Smerdel, rzecznik wojewody lubelskiego.
Czasem samorządy na swoje potrzeby modyfikują przepisy zawarte w wyższych aktach prawnych – ustawach czy rozporządzeniach. Wydaje im się, że w ten sposób dostosowują prawo do lokalnych realiów, ale zawsze kończy się to unieważnieniem decyzji.
– Winne temu jest niespójne i niestabilne prawo – uważa prezydent Nowej Soli Wadim Tyszkiewicz. Ale przyznaje, że po części błędy to także efekt niekompetencji urzędników. Zwraca też uwagę na inny problem.
– Często jest tak, że uchwała jest zatwierdzana przez wojewodę, a dopiero później uchyla ją sąd. Tak jest chociażby z gminnymi uchwałami przedszkolnymi, przez które pojawiły się zarzuty o ustalenie zbyt wysokich stawek. Pytanie, czy w takiej sytuacji wojewoda też nie powinien ponosić odpowiedzialności? – obrazuje Tyszkiewicz.
Z tego, że część samorządów jest na bakier z krajowymi przepisami, zdaje sobie sprawę także resort spraw wewnętrznych.
W opublikowanym przez niego dokumencie „Zdiagnozowanie potencjału administracji samorządowej, ocena potrzeb szkoleniowych” pojawiają się opinie samorządowców, którzy wprost przyznają, że często osoby odpowiedzialne za przygotowanie aktu prawnego są „odporne na wiedzę” i korzystają z publikacji internetowych, zamiast śledzić orzecznictwo sądów administracyjnych.
Cóż, potwierdza się jedynie, że dr Google bubla od oryginału odróżnić nie potrafi.