Lokalni włodarze przekonują parlamentarzystów, że wskutek wprowadzonych przez rząd zmian w PIT będą musieli zrezygnować z niektórych inwestycji.
Senat zajmie się dziś ustawą, którą – po jej uchwaleniu przez Sejm w październiku – lokalni włodarze nazywali „sejmowym rekordem antysamorządowości”. Chodzi o ustawę o zmianie ustawy o podatku dochodowym od osób fizycznych, ustawy o podatku dochodowym od osób prawnych, ustawy o zryczałtowanym podatku dochodowym od niektórych przychodów osiąganych przez osoby fizyczne oraz niektórych innych ustaw.
Najgłośniej było o niej w kontekście objęcia podatkiem CIT spółek komandytowych. Ale zmiany dotyczą też systemu PIT. Planowane jest podwyższenie z 250 tys. do 2 mln euro limitu umożliwiającego podatnikom prowadzącym pozarolniczą działalność gospodarczą opodatkowanie w formie ryczałtu od przychodów ewidencjonowanych. Sami projektodawcy przyznają, że wygeneruje to straty dla samorządów (JST) przekraczające 1,4 mld zł rocznie. Samorządowcy dodają, że te pieniądze zostaną przekierowane do budżetu centralnego. „To efekt transferu części zwykłego podatku PIT do puli podatku zryczałtowanego, w którym samorządy nie mają udziałów, bo ta część w całości trafia do budżetu centralnego” – pisze Związek Miast Polskich (ZMP).
Jak wynika z naszych rozmów, jeszcze wczoraj w Senacie, gdzie karty rozdaje opozycja, trwały dyskusje, co zrobić z rzeczoną ustawą. Bazowy scenariusz to odrzucenie ustawy w całości, ale przy świadomości, że takie senackie weto może potem odrzucić Sejm. Stąd w dyskusjach senatorów pojawiają się pomysły poprawek. – Jedna z nich zakłada roczne vacatio legis dla ustawy. Kolejna dotyczy propozycji, by CIT-em objąć tylko duże spółki komandytowe, których jest mniej niż 100 – zdradza jeden z senatorów opozycji. Pojawiają się też pomysły, by Senat zaproponował zwiększenie procentowego udziału samorządów we wpływach z PIT w wysokości, która zrekompensuje im ubytek 1,4 mld zł rocznie. – Nic jeszcze jednak nie jest przesądzone – usłyszeliśmy wczoraj w Senacie.
W tle trwa wyścig z czasem, bo zmiany dotyczące podatku dochodowego od osób fizycznych powinny być ogłaszane na co najmniej miesiąc przed końcem poprzedniego roku podatkowego, czyli do 30 listopada. Sejm wznowi posiedzenie 27 listopada i najpewniej wtedy odniesie się do decyzji izby wyższej. To oznacza, że Andrzej Duda będzie miał mało czasu na podpisanie ustawy, na co uwagę zwracają senaccy legislatorzy. „Mając na uwadze, że Senat rozpatrzy opiniowaną ustawę na posiedzeniu 25 listopada, prezydent (...) będzie dysponował, przy najbardziej optymistycznym założeniu, zaledwie czterodniowym terminem na jej podpisanie, co będzie skutkować iluzorycznością zagwarantowanego mu w art. 122 ust. 2 konstytucji 21-dniowego terminu na podjęcie decyzji” – wynika z opinii Biura Legislacyjnego Senatu.
Na razie jednak samorządowcy zakładają, że kolejne zmiany w PIT i tak wejdą w życie. Dlatego w ostatnim czasie rozsyłali pisma do parlamentarzystów, w których pokazywali, czego nie wybudują wskutek odbierania im dochodów z PIT. I tak Łódź podaje, że nie postawi nowej sortowni odpadów za 150 mln zł ani nie kupi 100 autobusów elektrycznych za ok. 300 mln zł. Władze Sopotu mają zrezygnować z budowy 46 nowych mieszkań i żłobka dla 60 dzieci. Z kolei Kraków podał, że odstąpi od modernizacji niektórych ulic i torowisk tramwajowych, budowy przedszkola, filii biblioteki i hali sportowej. W Ełku nie powstaną nowe ulice i przedszkole ani nie zostanie przeprowadzony remont szpitala.
W niektórych listach włodarze zwracają uwagę, że chcąc zrekompensować sobie ubytki, muszą sięgać do kieszeni mieszkańców. – Samorząd lubawski szuka wzrostu dochodów własnych, np. poprzez aktualizację o procent inflacji stawek podatku od nieruchomości, środków transportowych, opłat za zajęcie pasa drogowego itp., co wiąże się z obciążeniem budżetu mieszkańców miasta – wskazuje Maciej Radtke, burmistrz Lubawy (woj. warmińsko-mazurskie). W dalszej kolejności samorządowcy zamierzają zwrócić się o pomoc do Dudy. – W kampanii wyborczej deklarował, że nie będzie akceptował ustaw, które szkodzą samorządowi, dlatego poprosimy go o niepodpisywanie tej ustawy. To będzie test na prawdziwość tego zapewnienia – mówi Andrzej Porawski z ZMP.
Strona rządowa konsekwentnie odpowiada włodarzom, że ich sytuacja finansowa wcale nie jest taka zła, a zmiany w systemie podatkowym są wprowadzane z myślą o przedsiębiorcach. I nawet jeśli przejściowo powodują spadek dochodów JST, w dłuższej perspektywie uchronią firmy przed upadkiem w czasach COVID-19 i w ten sposób pomogą utrzymać bazę podatkową dla samorządów (więcej na stronie A6 w rozmowie z wiceministrem finansów Sebastianem Skuzą).
Rząd dowodzi, że sytuacja samorządów nie jest taka zła