- Pandemia jeszcze bardziej pogłębiła problemy finansowe szpitali powiatowych - mówi Waldemar Malinowski, prezes Zarządu Ogólnopolskiego Związku Pracodawców Szpitali Powiatowych.
DGP
W ostatnich miesiącach powstało wiele raportów na temat sytuacji finansowej szpitali powiatowych. Pandemia zmieniła jednak wszystko, również (a może zwłaszcza) w tym zakresie. W jakiej sytuacji znajdują się szpitale powiatowe?
Szpitale powiatowe od zawsze borykają się z problemami finansowymi, a pandemia tylko je pogłębiła. Znaczny wzrost kosztów środków ochrony osobistej i materiałów jednorazowego użytku mocno uderzył w nasze budżety. Staramy się jednak mimo wszystko sobie radzić, bo bezpieczeństwo pacjentów i personelu jest dla nas zawsze priorytetem. Niestety ostatnio ze strony Narodowego Funduszu Zdrowia nadszedł kolejny cios – od 4 września zaprzestano wypłacania nam 1/12 wartości kontraktu na produkty pozaryczałtowe. Nikt nie bierze pod uwagę, że ze względu na reżim sanitarny i związane z tym dodatkowe procedury nie jesteśmy w stanie przyjąć takiej samej liczby pacjentów co przed pandemią. Zarobimy więc mniej, a koszty rosną.
Skupmy się przez chwilę na czasie pandemii. Jak bardzo ta sytuacja zmieniła rzeczywistość szpitali powiatowych?
Pandemia koronawirusa SARS-CoV-2 zmieniła diametralnie naszą codzienność. Musieliśmy z dnia na dzień wypracować procedury, które pozwolą nam zapewnić bezpieczeństwo, ale i stosunkowo normalnie funkcjonować. Było to trudne zadanie, bo szpitale powiatowe to najczęściej niewielkie placówki, z ograniczoną bazą lokalową, w których nie da się po prostu wydzielić miejsca dla pacjentów zakaźnych, które nie będzie krzyżować się z drogami innych pacjentów. Nie mieliśmy też środków ochrony osobistej, a jak już udało się je zakupić, to w horrendalnie wysokich cenach. Personel musiał przyzwyczaić się do zwiększonego reżimu sanitarnego, każdy pacjent przed wejściem ma mierzoną temperaturę, przeprowadzany jest wywiad, co jednak mocno utrudnia pracę izb przyjęć i SOR-ów. Zmiany były ogromne. Do tego dochodzi zwykły, ludzki strach przed COVID-19. Tym bardziej bardzo mocno dziękuję wszystkim pracownikom szpitali, którzy naprawdę stają na wysokości zadania.
Czy szpitale są w stanie poradzić sobie sobie z drugą falą epidemii?
Wiele zależy od skali zachorowań, bardzo niepokojące jest społeczne rozluźnienie czy wręcz kwestionowanie istnienia koronawirusa SARS-CoV-2, a więc i nieprzestrzeganie koniecznych w czasie pandemii zasad sanitarnych. Szpitale powiatowe wykonały ogromną pracę, żeby przygotować się do jesiennej, drugiej fali wirusa. Zorganizowaliśmy sale izolacyjne, żeby móc zabezpieczyć potencjalnego chorego wymagającego hospitalizacji do czasu otrzymania wyniku wymazu. Tworzymy także punkty pobrań drive-thru, w których będzie można pobierać wymazy pacjentom, którzy dostaną zlecenie od lekarza POZ. Robimy, co możemy i na co pozwalają nam nasze środki. Czy sobie poradzimy? To zależy od samodyscypliny społeczeństwa i wsparcia NFZ i Ministerstwa Zdrowia.
Odwoływanie zaplanowanych zabiegów, wydłużony czas diagnostyki innych chorób – czy na tę sytuację, z którą przyszło nam się zmierzyć, jest jakaś recepta?
Recepty szukamy od początku pandemii. Ważne jest współdziałanie i wykorzystanie potencjału wszystkich szczebli zabezpieczenia medycznego, od podstawowej opieki zdrowotnej, przez ambulatoryjną opiekę specjalistyczną, po szpital. Podstawą jest wykonywanie dużej liczby badań diagnostycznych, które ułatwi nam stawianie prawidłowej diagnozy. Należy też zaznaczyć, że planowe przyjęcia i zabiegi są już wznowione, jednak pacjenci często boją się trafić do szpitala i przesuwają wizyty na inny termin.