Lokalni włodarze postanowili wesprzeć gastronomię finansowo, mimo że miejskie i gminne kasy coraz częściej świecą pustką. Wiedzą jednak, że w ten sposób zapewnią sobie wpływy w przyszłości.
Gra toczy się o niemal 70 tys. placówek gastronomicznych, realizujących ponad 36 mld zł obrotów rocznie. Rozmrażanie ich działalności idzie powoli – sprzedaż wciąż nie przekracza 30–40 proc. ubiegłorocznego poziomu. Powrót do stanu sprzed epidemii potrwa miesiącami. Wielu restauratorów może nie przetrwać. Dlatego samorządy nie tylko te największe, ale i mniejsze ruszają z pomocą, chociaż będzie to dalej pustoszyć ich budżety. Tylko z powodu mniejszych wpływów z CIT i PIT są one średnio o 40 proc. mniejsze niż przed rokiem. Poznań stracił w ten sposób ponad 77 mln zł. Teraz do tego dojdą miliony niewpływające do kasy z powodu ulg w czynszach i innych opłatach, np. za ogródki gastronomiczne, oferowane nawet za 1 grosz za mkw. miesięcznie.
– Mali i średni przedsiębiorcy, których jest wielu wśród restauratorów, są siłą lokalnej gospodarki. Trzeba walczyć o ich miejsca pracy, inaczej straty będziemy liczyć w przyszłości – tłumaczy Dariusz Sadowski z UM Szczecin.
Lublin szacuje, że pomoc udzielona tej grupie przedsiębiorców, pod warunkiem że wszyscy restauratorzy wystąpią o obniżkę, może wynieść ok. 300 tys. zł. Łódź wyliczyła, że tylko zwolnienia z czynszów w lokalach użytkowych będzie ją kosztować 800 tys. zł. Wydała też już 2 mln zł na dopłaty do najmu lokali, za które przedsiębiorcy w kwietniu i maju płacili symboliczną złotówkę. W sumie miasto wyda 115 mln zł na pomoc przedsiębiorcom, wśród których obok restauratorów są też kupcy czy inni usługodawcy.
Tomasz Sanecki z UM w Bytomiu wylicza, że z tytułu decyzji za zajęcie pasa drogowego oraz umów dzierżawy terenu poza pasem drogowym na potrzeby kawiarenek, umorzenia i zmniejszenia opłat za dzierżawy, obniżek czynszu za lokale użytkowe czy zwolnienia lub ulgi z tytułu podatku od nieruchomości od 1 marca do 25 maja wpływy zmniejszyły się o 246,8 tys. zł.
Toruń szacuje wartość ulg na ok. 7,5–8 mln zł. – To ulgi przyznane w ramach opracowanego przez nas programu pomocy. Z uwagi jednak na to, że kryzys dotknął wszystkie branże, to spodziewamy się, że kolejne ok. 8 mln zł stanowić będą ulgi udzielane na indywidualne wnioski przedsiębiorców i osób fizycznych składane w trybie „normalnie” obowiązujących przepisów – mówi Magdalena Stremplewska, rzecznik prasowy prezydenta miasta.
Lokalne władze tłumaczą, że rosnąca z każdym dniem liczba wniosków o pomoc dowodzi, że dodatkowe wsparcie, obok rządowego, było potrzebne lokalnej przedsiębiorczości.
W Łodzi tylko w sprawie ulgi za najem lokali rozpatrzono pozytywnie prawie 2 tys. wniosków. W Bydgoszczy naliczono 450 wniosków o odroczenie płatności do czerwca lub rozłożenie na raty płatności do końca roku. Łączna kwota miesięcznych płatności, których dotyczyły, to 3,5 mln zł. – Od 1 marca do 25 maja otrzymaliśmy 535 wniosków o pomoc, z których 422 zostały zrealizowane. W pozostałych przypadkach wzywamy przedsiębiorców do uzupełnienia danych, co oznacza, że i one zostaną załatwione – mówi Tomasz Sanecki z Bytomia.
Dla restauratorów to ogromna ulga. – Przede wszystkim bardzo obniżono czynsze w okresie zamknięcia lokali. I teraz po otwarciu proponują czynsze „ruchome”. To znaczy im większy spadek obrotów, tym niższy czynsz – mówi Adam Ringer, prezes Green Caffè Nero.
Przedsiębiorcy mówią jednak, że i tak czynsze trzeba dostosować do obecnej sytuacji, kiedy sprzedaż jest bardzo niska w porównaniu do tej sprzed roku. Mają też nadzieję na wstrzymanie postępowań komorniczych w okresie epidemii, tak jak zrobiono to np. w Wielkiej Brytanii. – Szczególnie że w Polsce już to obowiązuje wszystkie instytucje państwowe – podkreśla Adam Ringer. Jego zdaniem trzeba by też odejść od często bezprawnego używania gwarancji bankowych w celu ściągania czynszów. – Gastronomia czy handel detaliczny są przez takie działania zupełnie bezbronne dziś i mogą być szybko zniszczone – mówi.
Gastronomia liczy na wielkie, nieodpłatne rozkładanie kawiarnianych i restauracyjnych ogródków letnich, aby zwiększyć liczbę miejsc siedzących, podobnie jak w Skandynawii, gdzie wiele ulic zamieniono w deptaki z ogródkami gastronomicznymi.
Przedsiębiorcy tłumaczą, że przy utrzymaniu restrykcji sanitarnych możliwości przyjmowania gości spadły o 50-70 proc. – Oznacza to, że nikt nie będzie w stanie płacić czynszu sprzed epidemii. To tak jakby w wielkim samolocie pasażerskim pozwolono latać 20 pasażerom. A my nie możemy przecież zrekompensować tej straty podwojeniem cen – mówi Adam Ringer.
Jak na razie gastronomia notuje 20–30 proc. obrotów z zeszłego roku, a powrotu do wyników sprzed pandemii oczekuje najwcześniej w 2021 r.