Mieszkańcy boją się smrodu. Nie zawsze słusznie. Szwankuje komunikacja, bo gminy i inwestorzy nie dość głośno mówią o korzyściach: stabilnych opłatach za ciepło i śmieci.
Pierwsze samorządy sięgają po alternatywne rozwiązania, bo muszą. Jednym z bodźców są rosnące koszty ciepła nierentownych ciepłowni opalanych węglem związane z cenami emisji dwutlenku węgla (pisaliśmy o tym: „Reformy zatrzęsły rynkiem spalarni”, DGP nr 211/2019). Przykładem jest gmina Potęgowo (woj. pomorskie), która od czerwca tego roku ogrzewa mieszkańców ciepłem z biogazowni.
– Kotłownia węglowa, która dotychczas ogrzewała szkołę, spółdzielnie i wspólnoty mieszkaniowe, była przestarzała. Stanęliśmy przed pytaniem, czy modernizować kotłownię, czy poszukać ekologicznego źródła ciepła – mówi wójt gminy Dawid Litwin.
Samorząd miał do wyboru trzy opcje. Oprócz modernizacji starej kotłowni było to: uruchomienie kotłowni opalanej słomą i możliwość podłączenia się do biogazowni. – Wybraliśmy wariant, który zapewniał pozyskanie środków zewnętrznych – zaznacza wójt.
Na dofinansowanie źródeł zasilanych węglem, które Unia Europejska określa jako nieefektywne energetycznie, szans nie ma – dla wielu niedużych ciepłowni wiąże się to z dużym ryzykiem, w tym także upadłości. Gmina Potęgowo wykorzystała zasoby istniejącej biogazowni rolniczej. Na podłączenie i budowę nowoczesnego ciepłociągu otrzymała blisko 7 mln zł.
– Kotłownia węglowa została wyłączona. Nowoczesny ciepłociąg ogrzewa 17 bloków wielorodzinnych. Ciepło dostarczane jest do około 700 osób, a mogłoby do nawet 7 tys. odbiorców. System działa i zaspokaja w zupełności potrzeby całego Potęgowa – podkreśla Dawid Litwin.

Niechciane biogazownie

W Potęgowie biogazowania rolnicza już funkcjonowała. Problem jest zazwyczaj tam, gdzie nowe instalacje są w planach. W październiku odbył się protest w sprawie instalacji, która ma stanąć w Sielcu Biskupim (woj. świętokrzyskie). Mieszkańcy przekonują, że nie są przeciwko ekologicznym rozwiązaniom, ale instalacja – jak zaznaczają – ma stanąć w odległości zaledwie kilku metrów od najbliższych budynków mieszkalnych. Obawiają się i fetoru i przejeżdżających przez miejscowość ciężarówek wypełnionych materiałem do biogazowni. Nie jest to sytuacja odosobniona.
– Obawy są uzasadnione. Jest mnóstwo firm, których zakłady są dużą uciążliwością, dlatego powinny one powstawać jak najdalej od zabudowań – mówi ekspert gospodarki odpadami Michał Paca.
Biogazownie mogą rzeczywiście być problemem dla lokalnej społeczności, ale nie muszą.
– Nie powinny być budowane w gęstej zabudowie. Kilkaset metrów oddalenia od zabudowań wystarczy – zaznacza Piotr Szewczyk, szef rady RIPOK (regionalne instalacje przetwarzania odpadów komunalnych).
Jak podkreśla, potrzebna jest też odpowiednia kultura prowadzenia tego rodzaju instalacji: standard techniczny, technologiczny.
– Sama fermentacja jest bezemisyjna. Natomiast problemy mogą być na wejściu i wyjściu: materiał trzeba załadować, przeładować, wyjąć, odwodnić i przewieźć – przyznaje. I tu ogromną rolę do odegrania ma komunikacja.
– W sytuacjach, gdy mamy do czynienia z instalacjami, które wpłyną na lokalną społeczność na przykład przez emisję odorów, gminy i inwestorzy starają się komunikować korzyści. W przypadku biogazowni korzyści to zagospodarowanie odpadów zgodnie z zasadami zrównoważonego rozwoju oraz produkt, który będzie mógł być wykorzystany przez mieszkańców, na przykład paliwo samochodowe – podkreśla Anna Larsson, ekspertka Reloop Platform.
I dodaje, że jeśli inwestycje lokowane są w miejscach, które już są przeznaczone na gospodarkę odpadami, zazwyczaj nie ma dodatkowych problemów z inwestycją.

Biogazownia, ale po co?

Wkrótce UE będzie rozliczać z recyklingu wszystkich odpadów, a nie – tak jak do tej pory – zebranych selektywnie, czyli z frakcji: metal, tworzywa sztuczne, szkło, papier. Samorządy będą liczyły wytworzoną w danym roku masę wszystkich odpadów, w tym biodegradowalnych, czyli tzw. kuchennych, bez resztek mięsa i kości. Te według różnych szacunków stanowić mogą prawie 40 proc. śmieci wytworzonych w gospodarstwach domowych. Pytanie, co z nimi zrobić? I kolejne: jak je recyklingować? Są one kluczowe w sytuacji, gdy koszty zagospodarowania odpadów idą w górę.
– Można je kompostować, wkładając energię, ale także przed kompostowaniem przefermentować, odebrać część energii i w efekcie także mieć kompost – mówi Piotr Szewczyk.
Dla działających obecnie biogazowni korzystających z odpadów komunalnych wsadem są śmieci zmieszane. – Odsiewana jest frakcja drobna, wydzielany jest popiół, w obróbce wyrzucane są mineralne elementy i to jest fermentowane. Jednak na wyjściu nie mamy kompostu, ale odpad. W naszej instalacji włożymy czysty materiał i wyjmiemy czysty materiał – podkreśla.
Zakład Unieszkodliwiania Odpadów Komunalnych „Orli Staw” jest w trakcie przetargu na wybudowanie instalacji, która będzie mogła przyjmować selektywnie zebrane bioodpady.
– Będzie to pierwsza taka inwestycja w Polsce. W biogazowni powstanie biogaz, z którego po doczyszczeniu będą produkowane ciepło i energia elektryczna – wyjaśnia Piotr Szewczyk.
Do zakładu trafiają odpady związku międzygminnego, do którego należy 20 okolicznych miast i gmin. Piotr Szewczyk nie ma złudzeń, że nowa biogazownia obniży koszty gospodarowania odpadami. – Ale może pomóc ograniczyć podwyżki – zaznacza.
303 tyle jest biogazowni w Polsce
109 z nich wykorzystuje materiał z oczyszczalni ścieków
97 z nich wykorzystuje materiał ze składowisk odpadów
ok. 100 tyle jest biogazowni rolniczych