Samorządy walczą o to, by nie musiały dokładać do wrześniowych podwyżek nauczycieli. Rząd już szuka pieniędzy w budżecie państwa.
Jutro prezydent stolicy Rafał Trzaskowski spotka się z ministrem edukacji narodowej Dariuszem Piontkowskim. Będą rozmawiać o finansowych i organizacyjnych skutkach reformy oświaty. W czerwcu Trzaskowski w piśmie skierowanym do nowego szefa MEN wskazywał, że na skutek kumulacji roczników w mieście brakuje miejsc dla ok. 7 tys. licealistów. Za to w szkołach zawodowych było o 3,5 tys. miejsc więcej niż chętnych.
Dlatego prezydent stolicy przewiduje, że lekcje w ogólniakach będą trwać od godz. 7 do 17.30, a szkoły będą przepełnione. Będą także kłopoty z kadrą na wszystkich poziomach nauczania: brakuje ponad 3 tys. etatów, z czego 1,7 tys. w szkołach podstawowych, a 1,4 tys. w szkołach ponadpodstawowych, 600 nauczycieli przedszkolnych i 400 pedagogów specjalnych.
Z podobnymi problemami mierzą się inne miasta, bo w tegorocznej rekrutacji do klas pierwszych szkół ponadpodstawowych i ponadgimnazjalnych udział bierze ponad 705 tys. uczniów, o prawie 370 tys. więcej niż przed rokiem.
Sytuacja niepokoi rzecznika praw obywatelskich, który do środy ma przygotować stanowisko w tej sprawie. Wczoraj na antenie TVN24 przypomniał, że to na MEN spoczywa odpowiedzialność za kumulację roczników. – Najlepiej będzie, żeby ministerstwo wspólnie z największymi samorządami usiadło do stołu i zastanowiło się, co zrobić z tymi setkami osób, które są pozostawione w poszczególnych miastach bez miejsca w liceum – powiedział.
Rekrutacja podwójnego rocznika to niejedyne zmartwienie samorządowców. W ostatnich tygodniach ostro lobbowali za tym, by nie partycypować finansowo w realizacji porozumienia, które w kwietniu rząd zawarł z oświatową Solidarnością. Chodzi o 9,6 proc. podwyżki wynagrodzeń dla nauczycieli od września br., minimum 300 zł dodatku za wychowawstwo, 1 tys. zł dodatku socjalnego „na start” dla stażystów i skrócenie ścieżki awansu zawodowego. To koszt rzędu ponad miliarda złotych. „Podstawowym problemem jest to, że nie można doszukać się informacji o pokryciu kosztów wprowadzonych rozwiązań. Nie do przyjęcia są argumenty rządu o rozłożeniu kosztów zmian na samorządy, z uwagi na wzrost w ostatnich latach ich dochodów własnych” – oświadczyli samorządowcy ze Związku Gmin Wiejskich RP.
Presja ze strony władz lokalnych odniosła skutek. Jak podaje Związek Miast Polskich, w zeszłym tygodniu wiceminister edukacji Marzena Machałek na roboczym spotkaniu zadeklarowała, że rząd zwiększy subwencję oświatową o miliard złotych na sfinansowanie tegorocznych podwyżek. „Trwa walka, czyli szukanie pieniędzy i takie przesunięcia w ramach budżetu państwa, by wygospodarować potrzebną kwotę bez zmiany ustawy budżetowej” – podaje ZMP.
– Prowadzone są prace nad aktami wykonawczymi, które będą zmieniane w wyniku wejścia w życie przepisów znowelizowanej ustawy – Karta nauczyciela. Jednym z tych aktów jest nowelizacja rozporządzenia w sprawie sposobu podziału części oświatowej subwencji ogólnej. Przekazanie środków do samorządów może się odbyć po dokonaniu przesunięć w ramach planu wydatków budżetu państwa oraz określeniu sposobu rozdziału środków subwencji oświatowej – potwierdza Justyna Sadlak z biura prasowego MEN.
Samorządowcy nie mogą uwierzyć. – Koszt reformy to co najmniej 1,3 mld zł. Nie znajdujemy w budżecie państwa miejsca, w którym te pieniądze się znajdują – ocenia jeden z włodarzy.
Ale MF uspokaja: środki będą. Zostaną wygospodarowane poprzez przesunięcie pieniędzy z miejsc, gdzie jest ich nadmiar i wykorzystane na inne cele.
Jak słyszymy w resorcie edukacji, szczegóły zostaną samorządowcom przedstawione 17 lipca na posiedzeniu Komisji Wspólnej.