Gminy uzdrowiskowe chcą bardziej się otworzyć na przedsiębiorców i zarabiać na ich działalności. I już niedługo będzie to możliwe, bo resort zdrowia kończy prace nad ustawą, która zliberalizuje przepisy i pozwoli na zakładanie firm wytwórczych w pobliżu sanatoriów.
DGP

Sanatorium nie wystarcza, czas na inne branże

Uzdrowiska chciałyby lepiej zarabiać na swoich walorach i przyciągać do siebie więcej turystów oraz przedsiębiorców. Niestety na przeszkodzie stoi ustawa z 28 lipca 2005 r. o lecznictwie uzdrowiskowym, uzdrowiskach i obszarach ochrony uzdrowiskowej oraz o gminach uzdrowiskowych (tj. Dz.U. z 2017 r. poz. 1056), która w obecnym brzmieniu uniemożliwia prowadzenie w pobliżu zakładów leczniczych nawet małej działalności gospodarczej. Efekt? Gminy te rozwijają się słabiej, niż by mogły, tracą potencjalne miejsca pracy poza branżą związaną z lecznictwem i w rezultacie ubożeją. Turyści zaś, pozbawieni lokalnych atrakcji czy szerszej oferty gastronomicznej, mniej wydają. Pozornie drobna korekta ustawowa, którą szykuje Ministerstwo Zdrowia (MZ), może jednak diametralnie zmienić sytuację 45 gmin uzdrowiskowych w Polsce. Niestety wszystko wskazuje jednak na to, że gminy uzdrowiskowe szybko nie doczekają się wyeliminowania innego zjawiska, z którym się borykają, tzw. niedojazdów, czyli sytuacji gdy osoby ze skierowaniami z dnia na dzień rezygnują z pobytu w sanatorium.
390 tys. tyle było wszystkich zrealizowanych w 2018 r. skierowań na leczenie stacjonarne w uzdrowiskach (nie licząc uzdrowiskowego leczenia ambulatoryjnego).
13 tys. skierowań w 2018 r. nie zostało zrealizowanych

Kłopotliwe pojęcie

– W ramach prac nad nowelizacją ustawy uzdrowiskowej przewidziano m.in. zmianę definicji zakładu przemysłowego przez ograniczenie jej do takiej działalności, której prowadzenie może wywierać znaczący negatywny wpływ na środowisko – zapowiada Sylwia Wądrzyk, dyrektor biura komunikacji resortu zdrowia. Jak dodaje, nowelizacja jest na etapie „ustalania ostatecznego brzmienia”.
Przypomnijmy: dziś za zakład przemysłowy uznaje się „zespół budynków i urządzeń wraz z terenem, na którym prowadzi się działalność wytwórczą polegającą na przekształcaniu mechanicznym, fizycznym lub chemicznym materiału, substancji lub ich części składowych w nowy produkt”. Tak szeroka definicja zdaniem przedstawicieli gmin uzdrowiskowych przynosi więcej problemów niż korzyści. – Można pod nią podciągnąć niemal wszystko. Zakładem przemysłowym może być np. ciastkarnia, lodziarnia, a nawet rozlewnia wody, która jest immanentnie związana z funkcjonowaniem uzdrowiska – mówi Jan Golba, burmistrz Muszyny i szef Stowarzyszenia Gmin Uzdrowiskowych RP. – Organy budowlane wprost interpretują przepisy, a to uniemożliwia nam lokowanie usług i zakładów, które są ściśle związane z uzdrowiskiem i turystyką, a więc działaniami, które wcale nie kolidują z funkcją uzdrowiskową gminy – przekonuje (więcej w wywiadzie z burmistrzem). Wtóruje mu Adam Pałys, wójt gminy Solec-Zdrój. – Rzeczywiście dzisiejsza definicja zakładu przemysłowego wpływa negatywnie na przedsiębiorczość. Nawet zwykła piekarnia już jest traktowana jak taki zakład. A przecież małe, rodzinne firmy wcale nie muszą mieć negatywnego wpływu na środowisko – zauważa i dodaje, że niektórzy i tak obchodzą przepisy, np. sprowadzają gotowe półprodukty. – Choćby z tego powodu liberalizacja przepisów jest potrzebna – podkreśla wójt.

TO TYLKO FRAGMENT TEKSTU. CAŁY ARTYKUŁ PRZECZYTASZ W TYGODNIKU GAZETA PRAWNA >>>>

Dziennik Gazeta Prawna